Zwykłe, o ile tak je można nazwać, kmy powinny robić sieczkę z drewnianych konstrukcji, a te bardziej opancerzone uszkadzać w stopniu znacznym, eliminującym z myślenia o aktywnej walce, a raczej dając szansę na szybkie opuszczenie truchła.
Podstawowa kwestia w walce powietrznej, to nie kaliber, ale szybkostrzelność, ponieważ wszystko od >7mm w górę, wyrządza poważne zniszczenia i to w każdej frontowej maszynie z okresu DWŚ. Panowie, przecież to oczywiste, że samolot jest delikatnym i skomplikowanym urządzeniem i chyba sobie nie wyobrażamy, że podziurawiony ołowiem, nie traci drastycznie właściwości lotnych i bojowych! Zwracam też uwagę, że np. Mustangi miały taką tolerancję na uszkodzenia silnika jak żarówka. Nawet jeden małokalibrowy pocisk mógł skutecznie zepsuć ów skomplikowany mechanizm, na co są dowody z okresu walk na Zachodzie.
Tak więc tylko i wyłącznie szybkostrzelność ma znaczenie i widać to doskonale w DCSie, w przypadku działka wielolufowego F-15 i niestety, pojedynczego, bez możliwości regulacji szybkostrzelności (DCS) Su-27, choć ten drugi ma GSh-30 mm, co jest potężną bronią, ale bywa tak, że przeciwnik najnormalniej przelatuje pomiędzy pociskami (duża prędkość kątowa). Podobnie, doskonale widać ten problem w RoFie. Co z tego, że jako modyfikację damy strzelcowi działko 20 mm, jak jego szybkostrzelność jest minimalna, a więc odległość miedzy pociskami tak duża, że nie jeden, ale kilka samolotów może się swobodnie zmieścić.
Do szybkostrzelności dodałbym jeszcze, jako bardzo istotny czynnik, wagę salwy, stąd mamy sprzężenie po 2, 4 kaemy.
Tak więc niech goście od BoXów nie mamią siłą pojedynczego pocisku dużego kalibru, ale przywrócą właściwą moc mniejszemu kalibrowi i wszystko będzie ok. Z litości pomijam już żywotność radzieckich luf i związane z tym skupienie wiązki.
Tako rzecze,
Zaratustra