Forum Miłośników Symulatorów Lotniczych
Lotnisko => Lotnictwo wojskowe z epoki II Wojny Światowej => Wątek zaczęty przez: Głos z kibla PKP w Jaworze w Grudnia 01, 2015, 13:39:23
-
http://images75.fotosik.pl/114/e3a7c0df9a8c2bef.gif
No guns? No problem ;)
Obejrzałem sobie przed chwilą powyższy post, bo nie byłem w LoLu dawno, i taka myśl mnie naszła: we wrześniu 1939 roku na polu w rejonie Leśnej Podlaskiej dokładnie w taki sposób chłop załatwił Storcha, którego kierowca był wyjątkowo namolny i upierdliwy. Pomyślałem sobie, że w sumie to zdarzają się sytuacje tyleż nieprawdopodobne, co przecież możliwe choćby z punktu widzenia zwykłej statystyki - vide śmierć Gwiazdy Afryki co był uprzejmy puknąć sobie dyńką o własny statecznik jak mu się zgodnie z planem zatarł i zapalił jego Mercedes 605A, albo Carpaneto, jeszcze lepszy model, co prowadził mobilny punkt kasacji pojazdów (głównie gąsienicowych) i wyłapał w papę jak akurat na chwilę wychylił się przez lufcik w czasie przerwy w pracy. Sporo jest chyba takich ciekawostek gdzie pech wygrywa z przypadkiem. Zapraszam do podzielenia się jak ktoś coś ma.
P.S. Opisy że ktoś z forum nie złożył życzeń Mazakowi i nadal żyje, bo Blitz nie odpalił, proszę sobie darować - Elwood jest mocno czuły na punkcie swojej zabaweczki.
-
Taka historia trzech pechowców z jednego dnia, 7 marca 1945.
Dwaj myśliwcy z niemyśliwskiego OKRAP-u w Jakach-9D i utytułowany Erich Leie, prawdziwy ekspert za sterami „109” G-14/AS, dowódca „Herz Asów” z JG 77. Jak by nie liczyć, najbardziej utytułowany lotnik Luftwaffe poległy w walce na terenie Polski (jeszcze kilka lat temu Wikipedia podawała, że zginął w Czechach...). Na froncie od wiosny 1940. Swego czasu nad Kanałem Wicka nie upilnował…, później kształcił się u „Gulle” Oesaua. 117 zwycięstwo zaliczył pół godziny i parę minut przed śmiercią. Jego przedostatnia ofiara, st. lejt. Kremieszkow - jak podaje sowiecki meldunek z walki - miał wyskoczyć z kabiny, ale spadochronu nie zauważono. Ostatnie zwycięstwo przyszło „Tigerowi” Leiemu w ostatnich sekundach życia, po kolizji z drugim Jakiem. Niedaleko odleciał, widocznie jego „mesiek” musiał być solidnie poturbowany, skoro z niego wysiadł. Skakanie z zaledwie 60 metrów nie było jednak dobrym pomysłem… Widocznie nie miał wyjścia. Pod nim głównie lasy i stawy, a przed maską odległa o kilka kilometrów linia frontu, za którą do operacji ostrawskiej szykowała się Armia Czerwona.
Ostatnia ofiara Niemca, lejt. gwardii Biziajew, zapewne nawet się nie mógł domyślać, jak ważnego fryca mimochodem sprowadził ma ziemię. Znaczy też pechowo. Jego Jaczek rąbnął w las korkociągiem. Jak mi opowiadał naoczny świadek ich walki, bez jednego skrzydła wirował w powietrzu jak spadający liść. Samolot wbił się w miękką glebę na skraju lasu. Kilka chwil później targali go miejscowi z kabiny za szelki spadochronu. Niemcy żartowali: „No, wyłaź Rusek”. Urwali pilota w połowie. „Nogi” wydostano z wraku kilka lat później, kiedy znaleźli się chętni na silnik.
Ostatnim pechowcem w tej historii był mój czeski kolega, Radzio „Messer”, który miejsca śmierci Leiego szukał już w latach 90. minionego wieku, lecz bezskutecznie.
Potem był już tylko ciąg prawie niemożliwych, ale szczęśliwych przypadków, których efektem identyfikacja zestrzelonych samolotów i ich pilotów.
Można se o tym poczytać tutaj
http://front1945.cieszyn.pl/2-podstrony/158-smierc-w-drogomyslu (http://front1945.cieszyn.pl/2-podstrony/158-smierc-w-drogomyslu)
DB 605, który niespodziewanie okazał się być "połową" 610, widać tutaj
https://www.youtube.com/watch?v=lEQ4ER0bySg (https://www.youtube.com/watch?v=lEQ4ER0bySg)
A bardziej detalicznie opisano wsio w „Skrzydłach na wojnie” (Niepołomice 2013): „Messerschmitt z Drogomyśla”.
Pozdrawlaju.
-
MiGol - historia może i ciekawa, ale gdzie tu pech? Ot - frontowa codzienność, która nie wie, że ma do czynienia z asami...
-
Z tej trójki największe umiejętności,ale i największego pecha miał zdecydowanie Leie. Celnie ostrzelał drugiego Jaka, tylko że dodatkowo jeszcze w niego wleciał. Gdy to się stało kilkadziesiąt metrów wyżej, spokojnie by na spadaku wylądował. A tak, czasza nie zdążyła się napełnić. Pech,a dokładnie zmęczenie zbyt długim pobytem na froncie.
Może nawet dałby radę posadzić maszynę, teren tam jest równy jak stół, chociaż co chwila grobla i staw. Tylko, że pewnie mu się zaczął meser rozsypywać w powietrzu.
Samolot nie wbił się w ziemię. Daimler Benz został wrzucony później do leja po bombie. Miał wykręcone prawie wszystkie świece, a obok niego leżał na ponad 2 m drewniany cembrzyk.
-
Wedle powyższego, to jednym z największych pechowców w historii lotnictwa był niewątpliwie samozwańczy baron i ekspert od ucieczek, Franek Werra. Człowiek-porażka...
-
To jest pech.
https://www.youtube.com/watch?v=XeRXre_FG1w
-
Faktycznie pechozol. Rozumiem, że kierownik tego kaloryfera troszkę się rozerwał tzn. to jego jedyne i ostatnie ujęcie w TV?
-
Gdzieś czytałem że największe straty osobowe w Luftwaffe we wrześniu '39 spowodował wybuch bomby podwieszanej pod He-111 podczas uzbrajania całej jednostki. Wybuch zabił około 150 wojaków, jeszcze więcej było rannych.
-
Gdzieś czytałem że największe straty osobowe w Luftwaffe we wrześniu '39 spowodował wybuch bomby podwieszanej pod He-111 podczas uzbrajania całej jednostki. Wybuch zabił około 150 wojaków, jeszcze więcej było rannych.
Dziwnie dużo tych ofiar - czy to jakiś gęsty tłum otaczał te bombę? Chyba że od jej wybuchu zdetonowały np. jakieś magazyny amunicji z setkami ton bomb czy coś w tym rodzaju.
-
Tak mi się zapamiętało, może źle. Pamiętam jednak że było to podczas załadunku bomb, jeżeli walnęła przy tym SC250tka, to przy małym obszarze i ogólnym rozgardiaszu ludzkim, mogło by się zdarzyć.
-
Taka mnie jeszcze refleksja naszła w temacie: w zasadzie to taka duża niemiecka bomba nie tyle nie powinna co nie mogłaby wybuchnąć przy kłopotach podczas podwieszania. Może raczej przy rozbrajaniu, gdy samolot powrócił z niezrzucona bombą? Niemcy niemal bez wyjątku stosowali zapalniki elektryczne, zasilane z kondensatorów, ładowanych z sieci samolotu przez specjalny impuls przesyłany tuz przed zrzutem. W trakcie prac naziemnych przed lotem zapalnik nie mógłby być naładowany, bo i jak. Po locie natomiast, czy ja wiem, bomba co nie dała sie zrzucic powinna byc zabezpieczona przez rozładowanie (zwarcie) układu przez ten obwód uzbrajajacy, ale skoro instalacja elektr. zawiodła i bomba nie dała sie zrzucić, to może i owo rozbrajanie też zawiodło...
-
http://topnewsrussia.ru/on-sbil-messera-pachkami-listovok/
Historia w sam raz na wątek, po rosyjsku więc w skrócie, tylny strzelec sowieckiego bombowca w bezsilności z braku uszkodzonego karabinu najpierw przypadkowo rozbił osłonę swojego stanowiska której część uderzyła w kołpak Messera i rozbiła kabinę a potem rzucił w niego paczkami z ulotkami które miał ze sobą do zrzutu, oślepiony poprzyklejanymi do kokpitu ulotkami pilot walnął w ziemię, "ulotkowy strzelec" dostał za akcje Order Czerwonej Gwiazdy.