Forum Miłośników Symulatorów Lotniczych
Kantyna => Literatura, film i programy TV => Wątek zaczęty przez: MiGol w Stycznia 02, 2008, 14:38:57
-
http://www.lideria.pl/sklep/opis?nr=149092
http://historyton.pl/catalog/product_info.php?products_id=5949
Jak przed chwilą wspomniałem na Forum DWS nawet ja się cieszę, że wreszcie - po 10 albo więcej latach od zapowiedzi - ta ciekawa rzecz wyszła wreszcie w Polsce. Tylko ta cena...
-
Niebawem mam urodzinki.:001: Zgadnijcie co dostanę...:003:
-
... Tylko ta cena...
Ale przecież 59 złotych za 448 stron w twardej oprawie to nie jest jakaś wygórowana cena wśród dzisiejszych cen książek... jakiś wagon fajek byle jakich... to chyba damy rade, nie ? :118:
-
Ale przecież 59 złotych za 448 stron w twardej oprawie to nie jest jakaś wygórowana cena wśród dzisiejszych cen książek... jakiś wagon fajek byle jakich... to chyba damy rade, nie ? :118:
Co najwyżej mogę ją dopisać do długiej listy książek wartych kupienia i przeczytania. Na szczęście pozostał mi jeszcze zapas nieprzeczytanych książek z kawalerskich czasów, kiedy sobie kupowałem średnio jedną na miesiąc...
-
Co najwyżej mogę ją dopisać do długiej listy książek wartych kupienia i przeczytania.
:061:
..., kiedy sobie kupowałem średnio jedną na miesiąc...
Wyrazy współczucia i jednoczę się z Tobą w tym bólu...(autopsja).... życie to nie je bajka :021:
-
Proza życia. No ale książka nie zając i nie zwieje w krzaki, a niezbywalne dobra osobiste, których jesteś beneficjentem są o niebo cenniejsze. :001:
-
Też sobie zamówiłem na urodziny :003: Dodam że po przejrzeniu wszystkich ofert ta wydała mi się najodpowiedniejsza:
http://www.bookador.pl/ksiazka/69730/pierwsi-i-ostatni-piloci-mysliwcow-w-drugiej-wojnie-swiatowej/
-
Podobno tłumaczenie jest bardzo oryginalne, można się dowiedziec o dwusilnikowch Bf 109 itd...
-
Podobno tłumaczenie jest bardzo oryginalne, można się dowiedziec o dwusilnikowch Bf 109 itd...
Jak tylko do mnie dojdzie i przeczytam to zdam relację :001:
-
Do mnie idzie już od 31.12.2007 i dojść nie może.
-
Jeżeli prawdą jest, że w tej książce są takie kwiatki jak: "Dowódca grupy (major) rozpoznawalny był po większym ptaku", to ja wysiadam. :karpik
-
Podobno tłumaczenie jest bardzo oryginalne, można się dowiedziec o dwusilnikowch Bf 109 itd...
???????
Bf-109Z ;)
-
Podobno tłumaczenie jest bardzo oryginalne, można się dowiedziec o dwusilnikowch Bf 109
Zamienili podpisy pod zdjęciami na 3 str. wkładki, do większego ptaka dowódcy jeszcze nie doszedłem :002:
-
Miałem w ręku w księgarni. Galland naprawdę powiedział Grubemu Hermannowi, że chce dostać dywizjon Spitów, kiedy Reichsmarchall rugał myśliwców, że nie zapewniają bomberom wystarczającej osłony. Myślałem, że ta scena z "BoB" była zmyślona, no ale z drugiej strony "Dolfo" był przecież konsultantem filmu.
Mölders miał wówczas prosić Göringa o Bf-y z mocniejszym silnikiem.
-
Właśnie czytam i niestety się rozczarowałem. Książka moim zdaniem słaba, dużo gorsza od wspomnień Clostermanna, Skalskiego, czy Urbanowicza (ten jest właściwie poza konkurencją). Gorsza chyba nawet od wspomnień Pokryszkina (ten nie mó. Napisana co prawda w połowie lat 50-tych, ale mimo wszystko strasznie razi postawa autora, jego przemyślenia i wnioski (a właściwie ich brak). Naloty na Londyn w 1940, to jeden z "celów" Luftwaffe i przez pierwsze dni bombardowali tylko cele wojskowe, ale naloty na Niemcy w 1944 to czysty trerroryzm. Z każdego zdania wyziera wiara w germańską wyższość. Bardzo mało opisów walk, opisy mało plastycznei mechaniczne. Wyraźnie czuć potrzebę wybielenia siebie i całej Rzeszy. Słabo ukrywany zachwyt nad niemiecka machiną wiojenna, która całemu nświatu przyniosła najgorszą w historii rzeź (oczywiście wojna nie była w żadnym razie przez Niemcy i Hitlera zamierzona). Zachwyty nad cudownym Peronem i Argentyną. Bardzo mało jakichkolwiek osobistych odczuć. Może był to i swietny pilot, ale człowiek miałki. Widzałem wywiad z Rallem i jest to moim zdaniem zupełnie inna bajka. Już teraz wiem dlaczego to walczący z chorobą morską "Vati" Molders był No1 Jagdfiegerów. Wypociny Gallanda przypominają te Knokego ("Walczyłem dla Fuhrera"), są tylko nieco gorsze. Rzeczony Knocke jak wyleciał na minie czeskich partyzantów (terrorystów, jak ich nazwał), jest do granic oburzony, ale co on tam robił na ziemi czeskiej? Pewnie był turystą. Tłumaczenie takie sobie (rzeczywiście są te ptaki - chodzi o "mewy" na rękawach kurtek). Reasumując, nie polecam.
-
Całkowicie popieram przedmówcę :(. Generalnie Hitler był wg. Gallanda wielki, czuły, opiekuńczy, przewidujący (tylko pod koniec wojny popełnił kilka błędów) :002:. Książka generalnie jest raczej nudnawa, Galland chwali się straszliwie (chociaż nie lataniem a organizowaniem lotnictwa). Wystarczy porównać z niedawno wydanymi wspomnieniami Zumbacha aby z tej ksiązki zostały trociny :008:. Moim zdaniem, szkoda kasy.
-
Dobra dobra, ale czy znajdę w niej informacje na temat tego co działo się wewnątrz Luftwaffe, o panach z administracji (nie, nie administracji Forum), relacjach między wyższymi oficerami itp. (trudno mi napisać o co mi chodzi, ale ci którzy rozumieją odpowiedzą :))?
-
Nie.
-
Słowem wynika z tego, że nie warto marnować czasu i pieniędzy. Trochę szkoda, bo sobie co nieco obiecywałem po tej książce. Dzięki serdecznie panowie za recenzję.
-
Przyznam się, że książka na początku mnie zaskoczyła. Pierwsze jest bardzo przekrojowa, po drugie zupełnie inna od typowych wspomnień pilota z czasów II wojny światowej. Liczyłem na standardowy opis walk powietrznych i życia w jednostce bojowej, a dostałem luźne przemyślenia związane z wojną powietrzną prowadzoną przez Luftwaffe. Z całym szacunkiem dla pilotów których przedstawił Janweg w swoim poście, ale przy Gallandzie byli przysłowiowymi "pionkami". Dla większości z nich szczytem w okresie wojny było dowodzenie skrzydłem/ dywizjonem, oczywiście z wyłączeniem Urbanowicza (ale czy on siedział przy Churchillu przy podejmowaniu kluczowych dla wojny decyzji?). Galland był dowódcą lotnictwa myśliwskiego sił powietrznych które swego czasu nie miały sobie równych na świecie (czy się to komuś podoba, czy nie), a które były skazane na porażkę. I dobrze, bo musi skupiać się na szerokich problemach dowódczych, na sytuacjach kiedy podejmowano kluczowe dla rozwoju wojny powietrznej decyzje. Owszem opisuje stosunki panujące w Luftwaffe, ale głównie skupia się na problemach jakie stały przed niemieckim lotnictwem w czasie wojny i jak próbowano im zaradzić. To jest główna treść książki. Po nudnym, szczerze mówiąc początku, przy rozdziałach kiedy Niemcy zaczynały przegrywać wojnę nie mogłem się od książki oderwać.
Napisze banał, ale trudno. Opinia jest jak d..a, każdy ma swoją. Jak by ktoś chciałby dać mi za darmo Ogień nad Chinami Urbanowicza to bym grzecznie podziękował i powiedział, że brak miejsca na półce. Jeszcze bym mu piwo postawił, żeby mnie dłużej nie męczył. Co do zarzutów Janwega to powiem tyle, każdy z pilotów postrzegał wojnę na swój sposób. Czy u Gallanda z tą szczerością jest rzeczywiście nie do końca tak jak trzeba? Ja bardzo sobie taką szczerość cenię. I naprawdę wolę jak Knocke pisze, że Niemcy uderzyły na Polskę w obronie mniejszości niemieckiej, niż to aby autor usprawiedliwiał się, że był młodym chłopcem, który uległ propagandzie. Jak Zumbach otwarcie przedstawia czym zajmowali się w wolnych chwilach polscy piloci, a nie robi z nich nieskalanych rycerzy. Ze stwierdzeniami pilotów alianckich, akceptacja niektórych kontrowersyjnych poglądów przychodzi łatwiej, niż tych co walczyli po złej stronie, a ewidentnych kłamstw w ogóle się nie zauważa. W ogóle nie próbuje się spojrzeć na niektóre aspekty z innej perspektywy. Closterman, Skalski, Urbanowicz, Pokryszkin, Knocke i cała reszta (niestety także większości społeczeństwa) to w ogóle przykład podejścia "We right, they wrong". W swoich subiektywnych wspomnieniach oczywiście, choć może podczas swobodnej dyskusji wyszło by, że może jednak nie. Jak ktoś ma szersze podeście do świata to lekturę "Pierwsi i Ostatni" z czystym sercem mu polecam.
Co do przykłady bombardowań Londynu i Rzeszy wydaje mi się, że każdy człowiek ma w sobie trochę podejścia w stylu "Kali ukraść krowę dobrze. Kaliemu ukraść krowę niedobrze".
-
Liczyłem na standardowy opis walk powietrznych i życia w jednostce bojowej, a dostałem luźne przemyślenia związane z wojną powietrzną prowadzoną przez Luftwaffe.
Ech. Jutro chyba połażę po księgarniach. Bo na podstawie waszych wypowiedzi trudno mi podjąć jednoznaczną decyzję. Argumenty Bee wydają się przekonujące. Bo sztampowe drugowojenne bla, bla, bla już mnie trochę nudzi. Pewnie i tak kupię i się wypowiem (ale chyba dopiero w lutym). :003:
-
Też sobie wyobrażałem że w książce znajdę opisy walk Adiego i nawet liczyłem na to że czytając je w głowie będę miał obraz wąsacza z cygarem w zębach pokazującego "na rękach" jak wymanewrował spita nad Kanałem. Ale tego nie ma. Jest za to wymiar jagdfliegerów Luftwaffe w sensie strategicznym, a tego nie znalazłem w żadnej książce dotychczas. A do tego jest dobrze napisane i oddaje ducha zaciskającej się pętli na szyi Niemców. I tego Galland w książce nie ukrywa że zmierzają ku przepaści. A że do tego miesza się to wszystko z "niemieckąwizją wojny" tylko dodaje realności jego wypowiedziom. W tym temacie zgadzam się z Bee. Książka jest lekturą obowiązkową dla miłośnika lotnictwa z II WŚ. Po pierwsze dlatego że Galland był największym pilotem tej wojny, a po drugie był największym strategiem lotnictwa myśliwskiego w tych czasach i żaden Anglik, Amerykanin czy Rosjanin mu nie podskoczy w tym temacie gdyż nie mieli nawet 10 % problemów strategicznych do rozwiązania z tych które miał Adolf.
PS. dodam jeszcze że nieznajomość tej książki na "niemieckim" forum, trąci prawie o afront wobec jego użytkowników :118: :021: :020:
-
Czytając to książkę miałem niezłą zagwozdkę..Z jednej strony "niemieckość" tej książki wyziera z każdej
kartki,tak że w niektórych momentach autor widział mi się jako człowiek mający zamiast oczu "Hakenkreuze", oprócz tego błędy w tłumaczeniu,oraz zwykła nuda wyzierająca z początku książki, z drugiej strony bardzo ciekawie opisane działanie całej wielkiej maszyny jaką była Luftwaffe,z punktu widzenia dowódcy nie "szarego" pilota.
Po skończeniu książki mogę powiedzieć tylko tyle: Warto jeśli wykaże się podejście w stylu : Każda propaganda jest dobra,jak jest własna.
-
Reszta dyskusji kto był najlepszym pilotem w wątku :
http://www.il2forum.pl/index.php/topic,10035.msg158397.html#new
-
Zdecydowanie książkę należy przeczytac, mimo, że cena jest zdecydowanie przesadzona. W każdym razie Galland na każdej prawie stronie pisze o ( zbawiennych dla Europy :002: ) błędach w polityce polityków nazistowskich wobec Luftwaffe ( bo w sumie za polityków należy uznac i Hitlera i Goringa ), która doprowowadziła do upadku zarówno Luftwaffe jak i Rzeszy oraz obala mit niemieckliej techniki lotniczej. W zasadzie krytykuje każdy typ samolotu znajdującego się na wyposażeniu Luftwaffe w czasie wojny ( oszczędza tylko FW190 i Me 262 ) i w zasadzie ma rację. Można powiedziec: na szczęście dla nas niemieckie lotnictwo było kiepskie, źle dowodzone, bez zaplecza szkolnego, to znaczy tak mówi w swojej książce Galland- nie dodając tylko tego "na szczęście"....
-
Własnie o to chodzi, że na każdym kroku Galland stara się czytelnikowi wmówić, że Luftwaffe (i oczywiście on sam), byli super, tylko dowództwo i okoliczności nie pozwoliły wygrać wojny. Stawia on np. takie oto tezy:
1. Bitwy o Anglię Luftwaffe nie mogła w żaden sposób wygrać, bo nie miała bombowców strategicznych, bo związano myśliwce do ochronuy bombowców i nie było dodatkowych zbiorników do myśliwców (i z tym ostatnim się zgadzam). Czy rzeczywiście Luftwaffe nie mogła wygrać w żaden sposób BoA? Ja (jest to oczywiście meje super subiektywne i laickie zdanie), myslę, że mogła i świadczą o tym materiały brytyjskie. Gdyby zamiast nalotów na Londyn, jescze parę dni kontynuowano ataki na lotniska RAF, bitwa mog ła potoczyc się inaczej. A jakoś Galland nie siał defetyzmu i od początku bitwy nie twierdził, że nie można jej wygrać.
2. Na froncie wschodnim przypisano Luftwaffe rolę pomocy dla armii lądowej, dla której stanowiła tylko wsparcie, odebrano jej w ten sposób inicjatywę i prawdziwe możliwości działania (tylko nie pisze jakie to by były możliwości). To jest po prostu kompletna bzdura, cała doktryna wojenna Wehrmachtu opierała się o Bilitzkrieg i bardzo scisłe współdziałanie lotnictwa i broni pancernej, do przełamania, wykotrzystania powodzenia taktycznego i operacyjnego oraz do ewentualnego powstrzymania prób przełamania własnej obrony. Co świetnie wykazały WSZYSTKIE operacje Wehrmachtu w latach 1939-42. Tego samego zresztą nauczyli się Rosjanie i Alianci Zachodni od Niemców, tworząc bardzo silne lotnictow taktyczne wsparcia wojsk lądowych (Alianci przed lądowaniem w Normandii). To własnie myśliwce bombardujące aliantów paraliżowały wszelkie ruchy wojsk niemieckich we Francji i to one (i brak paliwa) zatrzymały niemiecką ofensywę w Ardenach. Śmiem twierdzić (oczywiście jako totalny laik-pasjonat i pewnie bardzo subiektywnie), że lotnictwo taktyczne odegrało w DWŚ olbrzymią rolę, według mnie nieporównywalnie większą niż strategiczne lotnictwo bombowe. I tu następna teza Gallanda:
3. Brak lotnictwa strategicznego dalekiego zasięgu spowodowało brak możliwości zaatakowania przemysłu ZSRR i było jedną z podstawowych przyczyn klęski Niemiec. I tu także nie mogę się z Gallandem zgodzić, Amerykanie i Brytyjczycy wydali naprawdę fortunę na strategiczne bombardowania Niemiec, zginęło i dostało się przy tym do niewoli masa wysoko wykwalifikowanych żołnierzy (pilotów, nawigatorów, radiotelegrafistów, strzelców), przy zaangażowaniu dodatkowo bardzo dużej liczby myśliwców - i powiedzmy sobie szczerze z marnymi rezultatami. Spadek produkcji wojennej Niemiec z powodu tych nalotów był stosunkowo niewielki (produkcja czołgów, samolotów , u-bootów). Gdyby 1/4 tych sił i środków przeznaczyć na rozwój lotnictwa taktycznego, a resztę wykorzystać, do produkcji czołgów, dałoby się pewnie stworzyć ze 20 dywizji pancernych dodatkowo i po prostu rozjechać niemców być może już w 1943r. Bez bomby atomowej teoria Doucheta się po prostu nie miała prawa sprawdzić. I co ciekawe o tym doskonale wiedzieli Rosjanie - wojnę (przynajmniej do początku lat 60-tych), wygrywał zwykły żołniez, który wejdzie swoim butem na terytorium przeciwnika i je zajmie. Próba wycofania pułków stukasów i Ju-88 z frontu i przerabiania ich na pułki dalekiego zasięgu aby zbombardzować przemysł za Uralem to naprawdę czysta fantazja, a na dodatkową produkcję osobnej floty bombowej i wyszkolenie dla niej personelu, nie było w Niemczech takicjh "mocy przerobowych" - i z tego doskonale sobie Galland zdawał sprawę..
Jest tych tez jeszcze klika, nie mam czasu aby rozprawić się ze wszyskimi, ale jedno dla mnie wydaje się pewne (jest to oczywiście moje subiektywne zdanie) - ta ksiązka nie jest, jak to ktoś to już napisał zbiorem "luźnych przemyśleń", jest po prostu nieudolną (moim zdaniem), próbą rozliczenia siebie, Luftwaffe i całych Niemiec z klęski. Te "przemyślenia", są nic niewarte, Galland doskonale znał wpływ bombardowań na niemiecki przemysł i wiedział już w czasie wojny jakie koszty ponosili alianci. Po wojnie musiał się dowiedzieć, jak blisko wygrania BoB byli Niemcy. A co do tezy złego zastosowania przez dowództwo Luftwaffe na wschodzie, to wybaczcie, ale sama jej organizacja (stukasy i bombiwce średniego zasięgu +1/3 myśliwce), była przygotowywana włąściwie TYLKO i WYŁĄCZNIE, jako wsparcie wojsk lądowych w Blitzkriegu i w tym sprawdzała się doskonale (od niej uczyli się Alianci). Galland o tym doskonale wiedział i dlatego uważam, te jego wypociny są niewiele warte.
Polecam wspomnienia Guderiana, bez porównania ciekawsza i bardziej pouczająca lektura.
PS co do "niemieckości" forum, to przyznam się, że nie bardzo pojmuję. Dla mnie to forum było zawsze francuskie z powodu panującego w dyskusjach bon-tonu. A co do "obowiązkowej lektury", to raczej bym jednak polemizował.
-
Wszystko ok janweg. Galland jak widać pisał tę książkę dla siebie a nie dla czytelnika, siebie chciał wzmocnić w swoich przekonaniach jak Niemcy powinny prowadzić wojnę i jak byćmoże ją by wygrali. To u nich znamienne że po klęskach szukają tego czynnika który zadał im "cios w plecy" :) Dziś wiemy że BoA mogli wygrać ale gdy pisał książkę Galland jeszcze nie znał tego co my więc pisze jak pisze. Co do bombowców to bym nie słuchał Gallanda bo to myśliwiec :) i nie dokońca chyba zrozumiał że Bliztkrieg nie wymaga strategicznych bombowców. I ja też nie dziwię się że III Rzesza ich nie miała bo do takich wojen jakie prowadziła nie potrzebowała ich wogóle. Gallanda należy pochwalić że słowo klęska jest używane nader często w książce więc chłopak chyba zrozumiał sens tej wojny. :)
Przeczytałem wiele książek o wielkich ludziach przegranych w bitwach i wojnach i żaden z nich nie rówżnił się w swych wypowiedziach od Gallanda, oni zawsze byli dobrze przygotowani i wyszkoleni, tylko ktoś lub coś im to zepsuło. Historia Świata stoi na takich tezach od Aleksandra Macedońskiego do Hitlera. I będę z tego względu się upierał że jest to "lektura obowiązkowa". Gallanda zna każdy (?) kto się interesuje lotnictwem wojskowym i jego historią i z tego względu przy czytaniu o wielkich pilotach nie wolno go pominąć. Tak samo jak interesujący się szeroko rozumianą fantastyką musi przeczytać Tolkiena, choć według mnie nie ma po co, bo kiepściutkie to, ale przeczytałem.
PS co do "niemieckości" forum, to przyznam się, że nie bardzo pojmuję. Dla mnie to forum było zawsze francuskie z powodu panującego w dyskusjach bon-tonu.
A nie zauważyłeś że ten bon-ton jest utrzymywany dzięki panującemu ordnungowi, aplikowanemu przez moderatorów. Dlatego "niemieckie" :P :118:
Polecam wspomnienia Guderiana, bez porównania ciekawsza i bardziej pouczająca lektura.
przyłączam się w pełni do wypowiedzi
-
Polecam wspomnienia Guderiana, bez porównania ciekawsza i bardziej pouczająca lektura.
Też zawierająca klamstwa, półprawdy i nieprawdy - bolesne zwłaszcza dla nas, Polakow.