Fajnie się czyta o tym i o wielu innych cudach, ale nie rozumiem idei tego rozwiązania. Jakie przewagi dawało? Na jakiej zasadzie to działało? Czym to się jadło?
W łopatologicznym skrócie - kiedy chcemy wystrzelić jakąkolwiek pigułę z jakiejkolwiek lufy, stajemy wobec problemu pewnej sprzeczności. Z jednej strony chcemy, żeby piguła przemieszczając się w lufie była duża, bo gazom prochowym łatwiej pchać i rozpędzać coś o co mogą się konkretnie zaprzeć - uzyskamy wtenczas dużą prędkość wylotową. Z drugiej strony duża piguła stawia duży opór w powietrzu, więc zaraz po opuszczeniu lufy zacznie wytracać prędkość dość dramatycznie - tutaj zatem wolelibyśmy, aby PRZY TEJ SAMEJ MASIE piguła była mniejsza (fachowo - miała większe obciążenie przekroju pocisku), dzięki czemu: a) poleci szybciej i dalej; b) po trafieniu będzie w stanie skuteczniej przebić pancerz (tak jak łatwiej zabić ręką szczura trzymając na sztorc ołówek, niż bijąc z plaskacza, mimo tego, że masa i prędkość ręki przy obu rodzajach ciosu pozostaje przecież taka sama).
Lufa stożkowa plus pocisk z miękkim, deformowalnym płaszczem były próbą pogodzenia tych przeciwstawnych wymagań. Pokusiłbym się ponadto o przypomnienie z mechaniki płynów, że w zwężającym się przewodzie predkość gazu a więc i ciśnienie dynamiczne będą wzrastać, co być może rozpędzi pocisk w lufie stożkowej nieco bardziej niż w cylindrycznej (aczkolwiek to już taka sobie z głowy koncepcja i proszę sie na nią nie powoływać

). Wielkimi minusami rozwiązania, jak łatwo się domyślić były: męcząca technologia produkcji i nikczemna żywotność luf.
Pomysł wydawał się przez jakiś czas niegłupi i jak już zapewne czytałeś, eksperymentowano z nim w różnych krajach i przy różnej broni (od armat po pistolety), jednak wkrótce ktoś przytomny zauważył, że przecież opisaną sprzeczność można rozwiązać stosując rozdzielną amunicję podkalibrową z cienkim i ciężkim penetratorem zamkniętym w szerokim i rozlatującym się za lufą sabocie - co powszechnie znamy i stosujemy dziś.