Z powodu wrzasku o Cliffs of Dover, rozpakowałem starego, pierwszego Sturmovika.
Już mnie muzyka ruszyła

od razu poczułem smak tej gry. Smak kawy o 4 nad ranem, przeplatany z cynicznymi uwagami Docenta, i nieśmiertelnym apsikowym ' Kurde mam parcha na dupie'.
Kupa czasu minęła.
Wybrałem kampanię, pierwsza misja. Emil, skrzydłowy i Heńki do eskorty.
Starujemy, przy 90 km/h pcham drążek, Emil się wypłaszcza, łupnięcie podwozia, 'Erhohte Notleistung' nos ostro w góre. Po 3 minutach osiągam pułap Heńków.
O nie , nie będziemy prowadzić eskorty w stylu Meyera. Lokuje się 1000 m powyżej.
Różowe światło poranka, mgły leżące w dolinach i dwa Emile w ciasnej formacji.
Mam na ścianie taki obrazek - dwa emile nad cliffami, zatytułowany 'Kameraden'
Dwa LaGgi-3 atakują bombowce.
Zjeżdżamy na nich na pełnej prędkości, Otwieram ogień z pół kilometra, działka ustawione na 150 metrów, pierwsze pociski krzyżują się przed celem, wale ogniem ciągłym, kolejnych kilka eksploduje w kokpicie Łaga. I tu cud, Łag w niesterowanej figurze wchodzi w nurkowanie i rozbija się. Drugi Łag płonie, skrzydłowy twardo go kończy.
"Danke schoen Kameraden, zuruck nach hause'
Podchodzę do pasa mocnym ślizgiem, prostuję i perfekcyjnie siadam na trzy punkty. Nie, nie na podwozie i śmigło

Kołuje do stojanki, parkuję między Stukami, a innymi Mietkami. Misja skończona.
Fajna jazda naprawdę. Mimo wszystko dziękuję Olkowi i czuję do niego głęboką wdzięczność za to że stworzył tę grę. Dzięki niej poznałem wielu naprawdę wspaniałych ludzi, poznałem smak straty kogoś bliskiego i zapewniłem sobie masę fajnych wspomnień.
Polecam taki 'memorial flight' raz na jakiś czas

PS
Sun, jak napiszesz że Szmajser pieprzy znowu jak to za poprzedniego lodowca było to zbanuje
