Następny obrazek z cyklu „Piękna nasza Polska cała”....

Późna wiosna 2004, wjeżdżam z bramy, na samym wyjeździe krater w asfalcie jak lej po bombie

. Po drugiej stronie ulicy przy chodniku stoi „szambiara” buchająca ogniem, dymem i smołą. Kilku usmolonych „diabłów” przy pomocy wiadra z asfaltem oraz łopat i jakichś nieznanych mi narządzi, łata dziury w jezdni. Środkiem ulicy idzie pan w garniturku i pod krawatem, w jednym ręku teczka z dokumentami a w drugim kreda. „Szefunio” co chwilę zerka do planów, podchodzi do dziury i oznacza ją kredą. Zastanowiło mię tylko to, że zaznacza tylko część dziur inne pozostają nieoznaczone. Zatrzymuję samochód i idę do „szefa”.
- Panie szefie tam przy bramie na wyjeździe jest wielka dziura i ją ominęliście, co jest?
- Uuuu... nie mam jej na planie to nie łatam.

- Jak to na planie?
- No, bo widzi pan, plan „łatania dziur” robiony był ze trzy miesiące temu i wtedy tej dziury to pewnie jeszcze nie było.
- No Panie przecież tak nie można, trzeba łatać wszystkie.
- Ja tam jestem firma prywatna i łatam tylko te dziury, które są na planie, jak załatam inne to mi nie zapłacą, a stracę na asfalcie i robociźnie. Ale nie martw się pan w następnym tygodniu będzie chodzić nowa komisja to zaznaczą panu ten lej w bramie i za dwa miesiące będzie po sprawie. No wiesz Pan komisja, przetarg zrobienie planu to musi potrwać.

- O ku.... m......., ale porządek.

Dodam, że po kilku dniach zaparkowałem auto w miejscu połatania, gdy wyszedłem do samochodu po dwóch godzinach, przednie koło prawie po oś siedziało w roztopionym asfalcie. Dobrego materiału użyli. Polak potrafi, prawie perpetuum mobile.