Nasze zimowe problemy biorą się stąd, że nawierzchnia, po której przychodzi im się poruszać jest zmienna.
Na śliską, ale twardą nawierzchnię najlepiej mieć koła dociążone (mała szerokość opon przy dużej masie - efekt łyżwy na łuku) poprawia to przyczepność, zwłaszcza na zakrętach. W takich warunkach lepiej spisują się samochody ciężkie. Na kopny śnieg i miękki grunt lepiej, żeby było odwrotnie - duża powierzchnia nacisku przy małej masie - efekt gąsienicy czołgowej. Dodatkowo warto wspomnieć, że na każdego kozaka znajdzie się większy kozak, czyli 2 cm śniegu więcej i stoimy tak, czy siak. Wtedy okazuje się, że mniejsza masa ma dodatkowe znaczenie, kiedy trzeba furę wyciągać z nawianej zaspy.
Różnica pomiędzy przednim, a tylnym napędem wynika z nacisku na oś ciągnącą - w większości przypadków sprzyja to przednio-napędowcom, jednak w pewnych okolicznościach (głęboki śnieg) samochody z tylnym napędem poradzą sobie lepiej. Wynika to z faktu, że dość częstym przypadkiem w takiej sytuacji jest zerwanie przyczepności przez koła osi napędowej, które zaczynają pracować jak koparka czerpakowa wkopując się szybko w śnieg i zawieszając pojazd na podwoziu, co oznacza koniec zabawy. Niedociążona tylna oś napędowa jest bardziej odporna na tego typu zagrożenie. Napęd na wszystkie koła poprawia sytuację diametralnie, jednak należy pamiętać, że na każdego kozaka ... itd . Wtedy im kto dalej zabrnął tym trudniej będzie go wyciągnąć. Z tej ostatniej konstatacji wynika też fakt, że nasze umiejętności jazdy w trudnych warunkach mogą się czasem obrócić przeciw nam.
Pozdrawiam
Q.
Branża oponiarska, doświadczenia z obydwoma typami napędów na co dzień oraz 4x4, 6x6, 8x8 kilka razy w miesiącu.