Oczywiście wprowadzenie zwyczajności grozi wg oficjalnej propagandy natychmiastowym i całkowitym wzajemnym wystrzelaniem się społeczeństwa.
Pomijając to, że Twoje posty w tej materii mają tyle "treści", że to generalnie zwykły spam - to podejście na tej zasadzie jest po prostu nieznajomością realiów, w zasadzie nie tylko polskich, które nas interesują, a nawet ogólnych w Europie i na świecie.
W społeczeństwie (zarówno naszym, jak i za granicą) występują zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy dostępu do broni palnej - czy tego chcesz czy nie chcesz, są oni równoprawnymi członkami społeczeństwa i mają taki sam głos jak Twój. Dla Ciebie jest "normalnie" co innego jak dla nich - bo są tacy, którzy uważają za "normalną" sytuację gdy w ogóle nie ma dostępu do prywatnej broni palnej.
W Polsce nigdy nie było tradycji posiadania broni - bo najpierw były zabory (jak wiadomo w takich sytuacjach takie możliwości się ogranicza), potem II RP, w której też panowała całkowita uznaniowość w przyznawaniu pozwoleń na broń (to było dokładne widzimisię urzędnika - w efekcie w polegało to uzyskiwaniu w państwie będącym przecież od 1926 dyktaturą tylko "prawomyślnym" i to z ograniczeniami), a następnie PRL, gdzie zasadniczo poza bronią myśliwską prywatne posiadanie broni nie istniało) poza szczególnymi przypadkami, które trudno uznać za naprawdę "prywatne"). To niby kiedy to społeczeństwo miało się do posiadania broni przyzwyczaić?
Ludzie po prostu się boją... i nie ma tutaj kompletnie znaczenia czy jest to strach irracjonalny czy racjonalny. On jest jest obecny i jakiekolwiek zmiany w prawie w kierunku łatwiejszego dostępu do broni muszą być poprzedzone odpowiednim uspokojeniem tego społeczeństwa - tej części (w sumie większości jak na razie), która jest przeciw bo po prostu odczuwa strach o własne bezpieczeństwo.
Można powiedzieć, że logiczne argumenty przemawiają za odpowiednio, ale nie przesadnie uregulowanym dostępem do broni - tylko najpierw trzeba z nimi dotrzeć do tych, którzy są przeciw, a do tego jest to o tyle utrudnione, że społeczeństwo stopniowo idocieje (i to nie chodzi o kwestię broni, ale ogólnie o poziom i stosunek do wszystkiego), co zaczyna się już na etapie podstawowego kształcenia. Im niższy poziom umysłowy tym trudniej dotrzeć, a do tego straszyć jest znacznie łatwiej niż uspokajać czy spowodować przemyślenia nad logicznymi argumentami.
Dlatego jedyne co ma szanse odnieść skutek to polityka małych kroków zmierzających do stopniowego pokazywania, że nie ma się czego bać - tyle, że to wymaga czasu, bo na podstawie drobnych zmian dokonywanych co parę lat można wykazywać brak zwiększenia się zagrożeń. Do tego jeszcze samo środowisko zwolenników powinno trzymać od tego z dala oszołomów, którzy co prawda są zwolennikami dostępu do broni, ale albo są zbyt głupi by zrozumieć mechanizmy społeczne, albo po prostu są krzykaczami usiłującymi na równie tępych zwolennikach dostępu do broni zrobić polityczny kapitał.
Tutaj nic nie pomogą głupie wstawki i durne komentarze (a w zasadzie tylko szkodzą - bo pokazują zwolenników dostępu do broni jako niebezpiecznych oszołomów) - tutaj potrzebna jest praca nad społeczeństwem, przekonywanie, inicjatywy zarówno bezpośrednie, jak i w mediach promujących właśnie sport strzelecki... bo to oswaja społeczeństwo z tym czego się boją, pokazuje to pozytywnie, a w dużej mierze w ogóle tłumaczy o co chodzi - bo wiedza społeczeństwa w zakresie prawa jest tragicznie niska.
I to się dokonuje:
- W 2004 dopuszczono repliki broni historycznej i miał być "dziki zachód" jak będzie sobie można kupić rewolwer... i nie było.
- W 2011 zlikwidowano uznaniowość w wydawaniu większości pozwoleń (ilość broni zaczęło systematycznie rosnąc) i nic negatywnego się nie stało.
- W 2014 dopuszczono noszenie broni sportowej tak samo jak broni do obrony osobistej, co z automatu zwiększyło trzykrotnie ilość broni w praktyce mogącej być użytej "do obrony"...
Jeżeli nic się nie pogorszy, to będzie można podjąć i argumentować kolejne kroki nad złagodzeniem rygorów.
Lecz posiadanie monopolu na rynku jest wielce kuszące. Bo to kasa przecież. Taki np. ja, gość pod 40, nagle "zapała" miłością do sportu strzelckiego i zdobędzie licencję. No kandydat na miszcza olympijskego normalnie.
Oczywiście masz rację - i to słuszne spostrzeżenie, że monopolista zawsze będzie się bronił przed utratą monopolu, a więc i kolejne kroki trzeba wykonywać tak, aby nie dostał od razu w łeb - wszak oni tez mają wpływy, też mogą zrobić negatywną kampanię itd.
A mógłby taki PZSS np. zarabiać nieźle na szkoleniach dla kandydatów do pozwolenia na broń, a nie tylko na "zawodnikach".
Nie mógłby... i dobrze o tym wie. Zbyt długo nastawiali się na "sport kwalifikowany" - "nikt" do nich nie pójdzie na takie szkolenie, bo niezrzeszone kluby mają w tym lepszy poziom i lepsze podejście do klienta.
Muszą coś dostać - dlatego w pierwszej kolejności trzeba walczyć o te "licencje" czyli o inną formę, która zapewniałaby, że posiadacz broni będzie miał z tą bronią wymuszony kontakt na strzelnicy, bo na rozsądek ludzi liczyć nie ma co. Pewnie należałoby pozostawić im kwestie "patentów", bo też muszą coś z tego mieć.