Witam
Panowie, przede wszystkim dzięki bardzo za odzew oraz również za słowa wsparcia.

To "miło", że są osoby, które mają podobne życiowe rozterki. W tym sensie, że w kupie jednak raźniej, bo jednak zazdrościć nie ma czego.
Podejście "JUST DO IT AND WPIERIOD!", o którym pisał Toyo, z jednej strony kusi, bo w końcu "do odważnych świat należy", ale w moim przypadku raczej nie wchodzi w grę. Mam już taki charakter, że zawsze dokładnie analizuję wszystkie za i przeciw, kalkuluję ryzyko i konsekwentnie stosuję w życiu zasadę, że "lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu". Czy to dobrze czy nie, to już inna sprawa. Po prostu tak mam.
Stąd też moja wstępna ocena sensu porywania się na takie rozwiązanie, jak w tym przypadku. Mam w pełni świadomość, że opcja jest raczej z gatunku "crejzi" i poniekąd już nawet same rozważanie tego trąci mi trochę naiwnością. Jednakże podstawowe hamulce dla tego typu planów na tym etapie życia, którymi wg mnie są głównie: założona rodzina oraz ułożona kariera, niestety nadal mnie nie dotyczą. Mam po prostu wątpliwości, czy droga zawodowa, którą obrałem, jest właściwa. Może to tylko namiastka kryzysu wieku średniego, a może przejściowe wypalenie i zmęczenie pracą "za biurkiem". Mimo, że kokosów nie zarabiam, to jednak biedy też nie klepię. Jest blisko, wygodnie i bezstresowo. Tym niemniej wykonywana praca nie daje mi praktycznie żadnej satysfakcji. Jak w piosence Elektrycznych Gitar: "
tony papieru, tomy analiz...". I nic poza tym.
Oczywiście nie mam złudzeń, że praca pilota zawodowego (czy to liniowego czy też czegoś mniejszego) to nie tylko miód i orzeszki. Tak jak napisano wyżej - w sumie to bycie kierowcą latającego autobusu.

Tzn. praca zapewne też bywa ciężka, choć naturalnie prestiż i zarobki są nieporównywalnie większe. Czy to jest zawód dla mnie? Szczerze, to też nie mam 100% pewności. Z jednej strony zakładam, że skoro lotnictwo pasjonowało mnie (tak jak większość z Was) odkąd sięgam pamięcią, to taka praca musiałaby dawać poczucie spełnienia. Ale pasja do lotnictwa to jedno, a to czy ma się właściwe predyspozycje by się w tym sprawdzić zawodowo to już inna sprawa. Ostatecznie "
tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono".
Przyznam, że mam teraz mętlik totalny w głowie im bardziej zagłębiam się w temat (mirage9 - dzięki za przydatne linki). Z jednej strony - mam już przynajmniej pewność, że jeśli chodzi o samą kwestię wieku, to jednak nadal nie jest za późno. Poza tym o czym pisaliście, znalazłem też wzmianki o osobach, które podobno rozpoczynały karierę pilota liniowego nawet i w wieku 45 lat, choć oczywiście jest to sytuacja odbiegająca od normy i wyjątkowa.
Natomiast inna sprawa to możliwość oceny zawczasu czy taka decyzja się opłaci - także w kontekście czysto finansowym. Napisałem, że zarobki w tym przypadku to nie byłby główny motywator, ale jednak trzeba mieć na uwadze, że koszty wyrobienia licencji pilota liniowego prywatnie dla szarego człowieka są zawrotne i jest to potężna inwestycja, którą trzeba będzie spłacić. Sam od ręki na pewno tego nie sfinansuję, konieczna byłaby więc albo pożyczka od rodziny (tu zapewne reakcja "chyba upadłeś na głowę") albo kredyt w banku. Pod tym względem odnoszę wrażenie, że nadal mam zbyt dużo niewiadomych, aby móc się definitywnie zdecydować na taki krok. W końcu trzeba mieć wyraźną perspektywę spłaty tych pieniędzy (przy założeniu, że obędzie się w trakcie bez zdarzeń losowych jak choroba, wypadek itp., przez które się już zupełnie na lodzie zostanie).
Pierwsza podstawowa niejasność dla mnie to szanse na znalezienie zatrudnienia i realne do osiągnięcia zarobki (przy tak późnym wejściu na rynek). Z jednej strony można znaleźć informację w sieci, że obecnie jest bardzo duże zapotrzebowanie na pilotów i że linie praktycznie się o nich biją, prześcigając się w ofertach. Na dodatek taki trend ma się podobno utrzymać czy nawet przybrać na sile w najbliższych latach (w normalnych warunkach gospodarczych, bez jakiś kryzysów finansowych itp.). Podawana rozpiętość możliwych do osiągnięcia zarobków też jest olbrzymia i ciężko zweryfikować mi poprawność tych danych. W sieci znalazłem wzmianki o najniższym miesięcznym wynagrodzeniu 5k-10k PLN w LOT na start, poprzez np. 15-20k PLN - Ryan, Wizz. Później w miarę nabywania doświadczenia, zarobki potrafią dojść nawet do 40k PLN (LOT), 80k PLN (Lufthansa), czy nawet 30k USD (Chiny i to netto) miesięcznie. Oczywiście mówimy o najbardziej doświadczonych kapitanach, latających na największych maszynach i na długich trasach. Perspektywa zarabiania takich pieniędzy sprawia, że spłata kredytu (nawet przyjmując te 200k PLN), byłaby tylko formalnością. Obawiam się jednak, że wiele z tych ofert jest dedykowana dla "dyplomowanych" pilotów i to ze stażem, do jakiego pewnie nigdy nie byłoby mi dane dojść, z uwagi na wiek.
Inna sprawa, która stawia całą tą przygodę pod znakiem zapytania, to problem z jakim zderzają się piloci zaraz po szkołach prywatnych, jakim jest brak minimalnego nalotu wymaganego w większości ofert (500-1000h) no i oczywiście potrzeba wyrobienia kwalifikacji (TR) na dany typ samolotu. Powszechne są więc "chude" lata zaraz po ukończeniu ATPL i żmudne "ciułanie" godzin nalotu za free (tj. za samą możliwość latania) np. holując szybowce lub ewentualnie wyrobienie licencji instruktora i dalsze śrubowanie nalotu podczas instruktażu (za grosze). A już zupełnie opadła mi szczęka jak wyczytałem o stosowaniu zasady "pay2fly", czyli płacenia liniom lotniczym za możliwość wyrabiania nalotu. Czyli poniekąd to pracownik płaci pracodawcy za wykonywaną pracę. Ciekawe swoją drogą jak to ma się do Kodeksu pracy... Oczywiście zdarzają się szczęśliwcy, którzy załapują się do linii zaraz po wyrobieniu ATPL z 200h nalotu, ale jednak znowu zakładam, że to również dotyczy raczej dyplomowanych absolwentów kierunku pilotażu, no i rzecz jasna wiąże się z potrąceniami kosztów szkolenia z pensji i lojalkami. Tak więc z jednej strony informacje o tym, że pilotów brakuje (naturalnie - doświadczonych), a z drugiej obraz rzeszy pilotów ze statusem frozen ATPL nie łapiących się godzinowo na jakiekolwiek oferty.
Te wszystkie znaki zapytania raczej skutkują tym, że postawienie wszystkiego na jedną kartę wydaje mi się na ten moment zbyt ryzykowne. Bezpieczniejszym rozwiązaniem wydaje się ewentualnie dalsza praca (biurowa) i wyrabianie tego wszystkiego na raty krok po kroku. Tylko w moim wieku, opcja gdzie proces szkolenia będzie trwać jakieś 7-8 lat, też prezentuje się niestety średnio. Ciekawą opcją są też kursy oferowane przez linie lotnicze od zera do F/O, choć skierowane są one chyba raczej głównie dla ludzi w wieku 20-30 lat. Oczywiście wiążą się także z zainwestowaniem części kosztów szkolenia ze swojej strony oraz podpisaniem lojalki, tu przykład
LINK.
Przepraszam, że tak długo i może nieco pesymistycznie.

Spróbuję jeszcze zdobyć więcej wiedzy w temacie i może znaleźć jakiś kontakt do pilotów zawodowych by nieco podpytać o realia rynku pracy, ale przyznam, że te wszystkie informacje nieco podcięły mi skrzydła.

Szkoda, że człowiek o tym nie pomyślał, jak w liceum jeszcze był. Przydałaby się teraz opcja "load game"...
