Ta taktyka, mam na myśli na MiG-29, opierała się o... brak szczegółowej wiedzy odnośnie sposobu współpracy "radar-rakieta".
Nie ma i nie było takiej możliwości, aby jeden podświetlał, a drugi odpalał.
Mówiłem o tym od początku, ale niestety byłem tym co przynosi złe wieści. Tak czy inaczej wzbraniałem się przed stosowaniem tego sposobu "walki". Równie dobrze można było powiedzieć, że nasze R-27 są supermanewrowe i możemy je odpalać z odległości +400 km.
W momencie odpalania system rakiety ma przydzielony jeden z czterech kanałów, odbywa się to losowo ii tylko ten kanał służy do odbierania i reagowania na na sygnał. Jego zanik powoduje zblokowanie sterów i podążanie pocisku do ostatniego zapamiętanego punktu. Odpalenie R-27 z głowicą radarową możliwe jest tylko w dwóch zakresach: normalny bojowy, czyli samolot nosiciel podświetla i nadaje kanał, oraz jako pocisk niekierowany, gdy odpalenie odbywa się w zakresie awaryjnym (pozbywamy się rakiet).
To co zakładała ta "taktyka" powodowałoby, że rakieta łapałaby najsilniejszy sygnał i tam podążała, to samo działoby się w przypadku np. czterech rakiet, każda z nich szłaby do tego samego celu, najsilniej podświetlonego.
W przypadku zastosowania systemu Link16 sytuacja zmienia się całkowicie, gdyż rakiecie przypisuje się współrzędne celu.
Wspomniane cztery kanały w samolocie właściwe są dla każdego kanału pracy radaru, a unikało się latania w ugrupowaniach z takimi samymi częstotliwościami radaru, aby uniknąć zakłóceń. To powodowało, że każdy samolot miał swój osobisty pakiet kanałów dla rakiety, różny od pozostałych, a to wyklucza wzajemne podświetlanie rakiet.
Z tego co wiem jest coraz mniej zwolenników tej taktyki. Nigdy do nich nie należałem, choć nie raz byłem zmuszony do jej stosowania i robiłem to ze wstrętem, mając w świadomości że czituję.