"Wyciek" kontrolowany, jak u Sowy.
Racja, może nie wyciek, a usunięcie nadmiaru.
Kiedyś kolega źle zinterpretował cieniutką białą smużkę za moim samolotem, sądząc, że było to właśnie z drenaży, a w rzeczywistości okazało się być wyciekiem z przewodu dostarczającego paliwo do pompy. W tym przypadku paliwo było jako ciecz robocza i odpowiadało za sterowanie wydatkiem pompy.
W powietrzu nic nie czułem, gdyż pompa przeszła na zwiększony wydatek i zapewniła normalną pracę silnika, dopiero po wylądowaniu gdy skołowywałem z pasa, pojawiło się przeciążenie boczne i przewód nie wytrzymał, co sprawiło, że silnik wyłączył się.
Komisja nie chciała mi uwierzyć, takie to były komisje" i wmawiała mi, że sam sobie wyłączyłem, a lepiej będzie, gdy się do tego przyznam. Upierałem się jednak przy swoim, na szczęście któryś z "komisjantów" nie mylić z komediantami, choć czasami byłoby to uzasadnione, wpadł na pomysł przeprowadzenia próby na ziemi. Po zdjęciu osłon silnika i włączeniu pomp naszym oczom ukazał się piękny kilkumetrowy strumień paliwa z urwanego przewodu. Nie triumfowałem nadto, gdyż ówcześnie było przede mną sprawdzenie mojej osobistej dokumentacji, a tam wiadomo, zawsze się coś znajdzie.