Na jednosilnikowych nie praktykuje sie ponownego uruchamiania silnika po jego wyłączeniu - chyba, że ma się spory nadmiar wysokości - a to i tak dopiero po wypracowaniu optymalnych parametrów autorotacji. W normalnych warunkach pracy takich śmigłowców po zgaśnięciu świeczki jest zwykle ledwo tyle czasu by się rozbić w kontrolowany sposób.
Jednakże jak już o statystyce mowa, to znaczna większość katastrof śmigłowców to CFIT i montowanie tutaj 3 silników dużo nie daje. Zwykle jeżeli następuje awaria jakiegoś komponentu to przekładni głównej, serwomechanizmów lub czegoś w układzie śmigła ogonowego - mało co można by tu zdublować.
Co do ćwiczenia lądowania na jednym silniku... nie wiem po co. W wypadku maszyn jakimi operujemy jedynie Seasprite i pod warunkiem niewielkiego ładunku - Mi-8 i B412 mogą w ogóle wykonać zawis OGE na jednym silniku, więc w reszcie czy ma się jeden silnik, czy żadnego - dużej zmiany nie wprowadza. Równie dobrze można po prostu zdławić posiadany silnik w SW-4 do 80% obrotów i będzie to samo. Ogromnym problemem jeżeli chodzi o szkolenie na wielosilnikowych jest cena. Zakup maszyny dwusilnikowej oznacza wydanie 50% więcej pieniędzy przy zakupie, ale często nawet i 3 krotnie więcej na eksploatację. Nie opłaca się szkolić ludzi na maszynie dwusilnikowej. Mi-2 tutaj żył tylko dlatego, że nie było szans by latał na jednym

Problemem SW-4 tutaj jest to, że ma zbyt słabiutki silnik do jakichkolwiek zastosowań wojskowych, poza szkoleniem (a i tutaj nie wszędzie). No i kwestia wyprowadzania z ćwiczenia autorotacji - zawsze potrzeba kogoś z łapą na dźwigni, co jest problematyczne przy szkoleniu - bo mało który instruktor urodził sie z 3 górnymi kończynami.
Jak jesteśmy przy cywilnych szkołach, to praktycznie wszędzie dzisiaj autorotacja przy szkoleniu na licencję turystyczną PPL(H) odbywa się "z wyprowadzeniem", bez dotykania ziemi. "Pełna" autorotacja jest ćwiczona dopiero przy licencjach komercyjnych - CPL(H), ATPL(H) i instruktorskich. Głównie z powodu wtrącania się firm ubezpieczeniowych, po lawinie katastrof Robinsonów, które zostały rozbite przy ćwiczeniu młodych przyszłych pilotów (choć nie zauważono, że przyczyną wypadków było nieprawidłowe podłoże na jakim ćwiczono, a nie sama procedura).