Forum Miłośników Symulatorów Lotniczych
Lotnisko => Lotnictwo wojskowe z epoki II Wojny Światowej => Wątek zaczęty przez: Kerato w Kwietnia 07, 2012, 10:51:56
-
Zgodnie z uwagą Ponurego ("Głos z ...") chciałbym założyć nowy wątek dotyczący niemieckich samolotów szturmowych,_p-panc itp. Głównie chodziło mi o Ju-87, ale w sumie można by pogadać o Hs-129, Hs-123 czy tam szturmowych FW-190. Aha..._i jeszcze jedno, czy jakiś życzliwy moderator mógłby wyciąć (życzliwy moderator, he he :118:) trzy ostatnie wypowiedzi z tematu "Operacja Wielkie uderzenie - szanse powodzenia" dotyczące "sztukasów"?
-
Luftwaffe posiadała tylko dwa dedykowane samoloty przeciwpancerne, działające z dużym powodzeniem i nie mające oczywiście żadnego znaczenia wobec stalowego walca Armii Czerwonej. Faktem jednak pozostaje, że w zasadzie każdy samolot wyposażony w działka może zrobić duże bubu broni pancernej, z uwagi na kąt ostrzału. I choć nie jest to fakt pokazywany w każdym amerykańskim filmie, Juhasy D poza innymi zadaniami często ostrzeliwały czołgi za pomocą działek MG151/20. Na tyle skutecznie, że stąd wziął się później Juhas G, pozbawiony uzbrojenia pokładowego, syren i hamulców aero, z opancerzoną kabiną i dedykowany specjalnie do takich działań. Jego działka były wyposażeniem typu polowego, można było je zastąpić normalnym uzbrojeniem bombowym; bombę pod kadłubem można było podwiesić także razem z działkami, ale z uwagi na przeciążenie konstrukcji i rachityczne parametry samolotu (prędkość z gondolami działek oscylowała wokół 270km/h) raczej tego nie praktykowano. Nawet osłony z kół zdejmowano, aby zaoszczędzić na masie (w normalnych Juhasach osłony zdejmowano raczej aby uniknąć kapotażu powodowanego błotem klinującym koła na polowych lądowiskach). Drugim samolotem przeciwpancernym, który zresztą miał i powinien być jedynym jaki do tego stworzono, był Henschel; tyle że było go za mało, a jego roli nie doceniano (stąd wyposażenie w biedne silniki z odrzutu, w spadku, z zakurzonych francuskich magazynów). Był to samolot z kategorii za mało, za późno. Trudno zresztą żeby było inaczej, skoro czas i środki w tym samym czasie trwoniono na bzdury typu "Madchen fur alle mit 7.5cm Kanone", tudzież "Wurger mit zwei 3cm geraten z funkcją zatrzymywania samolotu w miejscu po każdym wystrzale" lub "mit Panzergranaten odpalane ze skrzydeł w dół za pomocą fotokomórki". Głupsze chyba były tylko bomby PTAB na szturmowikach, ale tu jest taka zasadnicza różnica że Sowietów było na to stać.
W ten sposób nie dziwne że doprowadzono do momentu kiedy do dekli musiały strzelać nawet odrzutowce.
Jak dowodzi przykład P-47, każdy samolot, nawet bez działek, jest groźny dla czołgu- wystarczy że jest dobry; jeśli nie jest, to można go wyprodukować w największej ilości w historii lotnictwa, nazwać we frontowej gazetce "czarną śmiercią", ale dalej będzie to szmelc.
-
Powiem Ci, że nie zgodzę się z tym, że każdy samolot jest groźny dla czołgu. Gdyż np. taki Mustang ze swoimi "najcięższymi karabinami maszynowymi" to podczas ataku na czołg typu Panther, Maus, Lowe to mógł najwyżej ten czołg posmyrać po jajach, a Niemcy w środku nic by nie poczuli. Hmmm Henschel 129 wg. mnie był bardzo dobrym samolotem ale przysparzającym sporo kłopotów pilotom, miał bardzo ciasną kabinę i tylko doświadczeni piloci powinni nim latać, gdyż trudno było nad nim zapanować, a bardzo niewiele wybaczał. Napęd miał zbyt małą moc, silniki były nie tylko zawodne, ale i bardzo wrażliwe na uszkodzenia podczas walki.
Co do Henschela 123 był on bardziej bronią przeciwpartyzancką. Z czasem wybuchu wojny był już przestarzały, prędkość maksymalna bodajże to 290 km/h. Mnie nawet niż nasze polskie PZL P-11, a nawet PZL P-7.
-
Powiem Ci, że nie zgodzę się z tym, że każdy samolot jest groźny dla czołgu.
Każdy, który może przenosić ładunek wybuchowy, albo zapalający. Nawet "kukuruźnik".
Jak groźne są dla sprzętu pancernego są samoloty (nawet archaiczne) można poczytać u Rudla. Latał tym swoim klamotem (głównie, bo 400 lotów odbył FW-190) po stepach, w pewnym czasie nawet bez nogi i tłukł jedne z najlepszych czołgów DWS i naliczył ich z 519 sztuk. Jak pojechał do wód, to nawet udało mu się zatopić "Marata". Facet, w ogóle był zapalony na sowieckie sprzęty i nie przeszkadzało mu, że lata byle czym. Tak, więc widać, że jak się chce, to można.
Do tego, żeby zniszczyć, choćby czołg, wystarczy butelka z benzyną, albo dzisiaj RPG-7 i niech się farmerzy nie wywyższają z tym swoim Abramsem, bo klienci na osiołkach kilka im "poważnie uszkodzili". Tyle tylko, że bez strat w ludziach.
Gdyż np. taki Mustang ze swoimi "najcięższymi karabinami maszynowymi" to podczas ataku na czołg typu Panther, Maus, Lowe to mógł najwyżej ten czołg posmyrać po jajach, a Niemcy w środku nic by nie poczuli.
Ale jakby posiadał rakiety, bomby i kierowca miałby na tyle rozumu, żeby atakować Panterę od tyłu, to by poczuli.
BTW - Mysz i Lew to prototypy, które nigdy nie weszły do seryjnej produkcji. Nawet jeśli udałoby się osiągnąć sensowną produkcje tego typu sprzętów, to te maszyny zabijałyby Aliantów śmiechem. To najbardziej nieudane, zrodzone z megalomani i szaleństwa machiny wojenne drugiego konfliktu światowego. Bliżej wdrożenia była Mysz z prawdopodobną, zawrotną prędkością 20 km/h (w bardzo sprzyjającym terenie) i zasięgiem do 62 km na stepach. Tak zabito doskonały pomysł obudowania wyśmienitego działa do zwalczania pancerza i wystawieniu go do walki (mowa o Tygrysie), wciskając w projekt jakieś absurdalne 188 T żelastwa. W zamyśle, gdyby jednak się udało, to Mysz stanowiła by idealny cel dla młodych i mało doświadczonych pilotów alianckich.
-
Powiem Ci, że nie zgodzę się z tym, że każdy samolot jest groźny dla czołgu. Gdyż np. taki Mustang ze swoimi "najcięższymi karabinami maszynowymi" to podczas ataku na czołg typu Panther, Maus, Lowe to mógł najwyżej ten czołg posmyrać po jajach, a Niemcy w środku nic by nie poczuli.
Jak Panterze spadły kapcie, to załoga musiała wysiadać. W roku 1944 i 1945 oznaczało to zazwyczaj utratę czołgu, jeśli nie udało się go wycofać. Do odstrzału kapci sprej z Kucyka czy Dzbanka wystarczał w zupełności. Resztę mogły zrobić uszkodzenia optyki. Nie masz pojęcia o czym piszesz.
Hmmm Henschel 129 wg. mnie był bardzo dobrym samolotem ale przysparzającym sporo kłopotów pilotom, miał bardzo ciasną kabinę i tylko doświadczeni piloci powinni nim latać, gdyż trudno było nad nim zapanować, a bardzo niewiele wybaczał. Napęd miał zbyt małą moc, silniki były nie tylko zawodne, ale i bardzo wrażliwe na uszkodzenia podczas walki.
Przepisywanie na ślepo z internetu ma tę wadę, że jak się nie wie o czym się pisze to się przepisuje bzdury. Henschel zarówno z Argusami jak i z Gnome-Rhone miał chłodzenie powietrzem, i nie był bardziej podatny na uszkodzenia napędu niż inne samoloty z takim układem. Jego największą wadą było zupełne olanie przez niemieckie OKW, bo nikt początkowo nie rozumiał zagrożenia jakie stanowią nieograniczone rezerwy Jankesów i Sowietów. Jak się okazało że na każdego zniszczonego T-34 przyjeżdżały trzy następne, to był już rok 1944 i było już za późno- rozwój tego samolotu ciągnął się jak smród po gaciach Apacza jeszcze od przedwojny, a przecież do końca nigdy nawet się nie doczekał własnych silników. Na szczęście dla aliantów, bo był to samolot bardzo skuteczny pomimo swoich wad.
I nie wiem co tu robi Hs-123, ale jak jeszcze He-51 dopiszesz to będziemy mieli przegląd wynalazków z wojny w Hiszpanii.
Pisanie w tym wątku o Maus czy Loewe dowodzi, że jesteś dzieciakiem i nie masz większego pojęcia o czym piszesz. Takiego czołgu nie da się schować przed lotnictwem, i dlatego nie ma on racji bytu (abstrahując bezsens tych konstrukcji).
Ta część forum zawsze była przeznaczona na poszerzanie wiedzy. Jest tak nadal. Kolega Bryku dostał już ostrzeżenie za pisanie bzdur rodem z Wikipedii, widać że nie dotarło, teraz dostaje je ponownie. Trzeciego nie będzie.
-
Hs-129 maiła chyba Rumunia. Węgry podobno też tam posiadali kilka egzemplarzy. Ale do sedna... często na tym forum opowiadam o tym ,że na froncie wschodnim ani Niemcy, ani sowieci nie eskortowali maszyn szturmowych. Niemcy bo nie mieli czym (w samej bitwie pod Kurskiem zgromadzili ok. 500 myśliwców), a sowieci w sumie nie wiadomo dlaczego. Podobno jeszcze w połowie 1944 roku spotkanie "Juhasa" z jakimś "Jaczkiem" należało do rzadkości... i jak już dochodziło, to zazwyczaj przypadkowo. Jak było w rzeczywistości?
-
Ale jakby posiadał rakiety[...]
P-51 miał możliwość podczepienia pod skrzydła potrójnych zasobników rakiet "bazooka", jednakże konfiguracja ta nie sprawdzała się za dobrze w tej maszynie. Był problem ze statecznością przy niskich prędkościach. Na zdjęciach można znaleźć Mustanga w takiej konfiguracji ale piloci stosowali ją raczej okazjonalnie.
Do ataków na pojazdy opancerzone były wysyłane P-47 i Typhoony.
-
Tichem, chyba raczej chodziło o 5-calowe HVAR, które w użycu przeciwko celom opancerzonym jak najbardziej były.
-
Gdyż np. taki Mustang ze swoimi "najcięższymi karabinami maszynowymi" to podczas ataku na czołg typu Panther, Maus, Lowe to mógł najwyżej ten czołg posmyrać po jajach, a Niemcy w środku nic by nie poczuli.
A gdzie ty QRA widziałeś w czasie wojny Mausa albo Loewe w lini :D?
Pytanie pomocnicze - co tiger miał za wieżą, przykryte prostokątnymi żaluzjami. I czy było to tam po to żeby szpanersko wyglądało?
Nie, nie po to żeby wyglądało. To były żaluzje na chwytach powietrza do dwóch potężnych wentylatorów, a nieco bardziej w stronę ogona, żaluzje dwóch wyrzutni ciepłego powietrza z chłodnic.
Co zrobi pocisk kalibru 12.7, najczęściej przeciwpancerny, z blaszką tworzącą żaluzje. Przebije. I wpadnie do środka wraz ze setką kumpli i odłamków, które przerobią chłodnice na szwajcarski ser. A potem co się stanie? Ano potem zatrze się silnik. Po minucie, biorąc pod uwagę warunki pracy tegoż.
A reszta jest prosta.
Podobno jeszcze w połowie 1944 roku spotkanie "Juhasa" z jakimś "Jaczkiem" należało do rzadkości... i jak już dochodziło, to zazwyczaj przypadkowo. Jak było w rzeczywistości?
Rychu Łopata pisze w swojej ksiażce o pokazie akrobacji na aparacie FW-190 D, wykonanym dla dzieci z sierocińca w okolicach końca marca 1945 roku. Moim zdaniem to wymowny wielce fakt.
-
A pardon, nie zauważyłem, że chodzi o Mustanga. Przed oczami miałem P-47 z grubą artylerią. Z resztą nie o typ samolotu i uzbrojenia idzie. Po prostu, czołg w konfrontacji z powietrznym gangsterem jest bez szans.
Do osłony przeciwlotniczej w Heer używano Luftwaffe (ew. jakiś piechociarzy), a jak się skończyła, to lasów i nocy. Nie ma do dzisiaj bezpieczniejszej metody osłony działań lądowych, jak wywalczenie przewagi w powietrzu. Inaczej nawet IS-4 nie pomoże.
Po-2 w kwietniu 1945 r., we Wrocławiu zdołały nawet uszkodzić stanowisko artylerii niemieckiej (był to jakiś czołg, albo niszczyciel czołgów - nie wiem - zamelinowany na barykadzie), przy stratach własnych dwie sztuki (straty od artylerii P.Lot i ostrzału z broni osobistej).
Uważam, że każdy dziobak ze sprawnym okiem, znajdujący się na górze czołgu, z odpowiednim ładunkiem może czołg uszkodzić co najmniej tak, żeby nie mógł kontynuować walki. Dlatego lubię lotnictwo.
Jak Panterze spadły kapcie, to załoga musiała wysiadać.
Od ostrzału z KM-ów raczej niemożliwe, ale przypadki chodzą po ludziach. Chyba, że podchodzi się od przodka, na bardzo małym pułapie i z jajami w kieszeni, bo można dostać z KwK, czy innego MG. Z boku Panterę chroniły płyty przeciwkumulacyjne.
Nie, nie po to żeby wyglądało. To były żaluzje na chwytach powietrza do dwóch potężnych wentylatorów, a nieco bardziej w stronę ogona, żaluzje dwóch wyrzutni ciepłego powietrza z chłodnic...
O, to, to jest metoda. :D I nie trzeba, tu sprzętu za tysiące dolarów, tylko sprytnego gościa z butelcyną za parę centów.
-
Rychu Łopata pisze w swojej ksiażce o pokazie akrobacji na aparacie FW-190 D, wykonanym dla dzieci z sierocińca w okolicach końca marca 1945 roku. Moim zdaniem to wymowny wielce fakt.
Dokładnie Fw-190 D-9 :D
Tichem, chyba raczej chodziło o 5-calowe HVAR, które w użycu przeciwko celom opancerzonym jak najbardziej były.
Były ale chyba coś jakby bardziej w 1945 weszły na dobre... ? W Korei F-51 latały z nimi jak opętane i chyba jeszcze wcześniej na Pacyfiku, w ostatnich tygodniach wojny.
Czy HVARY weszły na teatr Europejski ?
-
Od ostrzału z KM-ów raczej niemożliwe, ale przypadki chodzą po ludziach. Chyba, że podchodzi się od przodka, na bardzo małym pułapie i z jajami w kieszeni, bo można dostać z KwK, czy innego MG. Z boku Panterę chroniły płyty przeciwkumulacyjne.
Z MG42 i thompsona niemożliwe, ale nie o zabawkach rozmawiamy. Deszcz pocisków z kilku M2 jak najbardziej potrafił uszkodzić trakcję w niejednym czołgu. W tej chwili nie dysponuję cytatem, ale uwierz mi na słowo.
-
Czy przypadkiem angielskie "tajfuny" nie siały HAVR-ami postrachu nad północną Francją? Aha, z serii banalnych pytań...dlaczego krzyżowcy nie używali za często rakiet ppanc? Daje się zauważyć silne przywiązanie do broni lufowej. (Jak się mylę, proszę o merytoryczną pacyfikację)
-
Ogólnie to chyba w Szturmowiku obiekty naziemne są za dobrze widoczne i stąd ten problem :020:
Niestety w tej epoce wszystkie ground attack aircraft są prawie jak nasze Su-22. Czyli potocznie "ślepy bokser". Nie miałem jakiejś szczególnej okazji nigdy, ale obstawiam, że wypatrzenie czegoś na dole z wysokości nawet 500m przy prędkości jakiejś tam, może większej niż kukuruźnikowa, do tego w warunkach wojny na ziemi, a nie daj w powietrzu nie wygląda w stylu "wybieram sobie pasującą Pantherę.. do koloru do wyboru, zachodzę od tylca celuję w trzpienie łączące ogniwa gąsienic i żaluzje wentylacji".
Lokalizacja takiego celu i podejście go jakkolwiek to obstawiam nie prosta sprawa. Nawet jeśli Luftawffe leży na cyckach, to rzadko takie Panthery samoistnie generują się na froncie. Słowem środków ogniowych o charakterze plot nie brakuje. Nawet jak się uda wypatrzeć, zidentyfikować, że to Panthera, podejść od strony obluzowanej nakrętki osłony wentylatora i dożyć tego momentu to nie tak od razu powiedziane, że się trafi wszędzie gdzie potrzeba. W Szturmowiku radość daje 10% celności w powietrzu. Z odległości? 200-400m? Tu wali się do celu cięższego, ale niestety mniejszego i z odległości większej oraz uwijać się trzeba szybko. Śmiem powątpiewać w te chirurgiczną precyzję strumieni półcalowych pocisków. Równie dobrze można po peryskopach celować :118:
A HAVR/bomba jak ogólnie trafi to ogólnie po zawodach. Czy to Blitz, Panthera czy z przodu czy z tyłu. Obstawiam, że nawet 15-36cm teoretycznego pancerza Ratte miało by problem przy bliskiej eksplozji 500lbs. Nie mówiąc o trzpieniach gąsienic, które pod wyjściowym obciążeniem miałyby problem z przetrwaniem
-
Nie jest tak źle, myślę.
M.Wyszkowski w książce "Niebo w ogniu' ślicznie opisał jak sobie poczynał na terenie Francji w ramach urozmaiconego powrotu do domu. Nie znał topografii rejonu, nie znał rozmieszczenia celów, wszystko na żywca było. I mamy tam opis podziurawienia lokomotywy, zapalenia gorzelni, wysadzenia w powietrze gazowni i strzelania w otwory strzeleckie bunkra. To właśnie z tej misji Mietek :D przywiózł hitlerowski transformator średniego napięcia wraz z przyłączami i 20 metrami przewodów, przytroczony fantazyjnie do obudowy lufy działka w Spicie :D
-
[..]Co zrobi pocisk kalibru 12.7, najczęściej przeciwpancerny, z blaszką tworzącą żaluzje. Przebije. I wpadnie do środka wraz ze setką kumpli[..]
Sołonin w jednej ze swoich książek opisał testy poligonowe Najlepszego Samolotu Szturmowego Ever, i jak miało się to do oficjalnej propagandy. Okazało się tam, że jedynie niemal bezpośrednie (bliżej niż 5m) trafienia z bomb są w stanie wyeliminować wrogi czołg. Sprawdzono też celność ostrzału z broni pokładowej. Wyszło, że na samo trafienie trzeba wykonać kilka podejść, a przecież nie każde jest w stanie przebić pancerz, czy cokolwiek uszkodzić. Nie mam tej książki pod ręką, więc proszę o ewentualne poprawki, ale wynik tych testów był taki, że trzeba wykonać co najmniej kilkanaście lotów (i to takich, w których nawiąże się kontakt z celem) aby uszkodzić czołg średni w takim stopniu aby go wyeliminować z walki. Sądzę więc, że nawet wypasiony P-47 nie mógł w jednym podejściu trafić więcej niż kilkunastoma pociskami.
Jest sobie też taka inna książka. "Upadek Luftwaffe 05.1944-05.1945" A. Price - jest tam opis działalności niemieckich jednostek p-panc na wschodzie. Poza takimi wybrykami jak He-177 z wyrzutniami rakiet 21cm i działkiem 75mm, znalazły się też fragmenty o działalności Fw-190, które w przeciwieństwie do Hs-129 czy He-177 zajmowały się czerwoną zarazą na skalę przemysłową. W przytoczonych dziennikach pokładowych tych jednostek można przeczytać dwie dosyć ciekawe rzeczy:
1. Jeżeli trzeba było pójść na czołgi to uskuteczniano metodę "puszczania kaczek" czyli lot kilka metrów nad ziemią, branie czołgu w celownik i zrzucanie bomby w odległości kilkudziesięciu metrów. Bombsztal odbijał się od ziemi i trafiał w czołg niszcząc go często samą energią kinetyczną, a co dopiero eksplozją.
2. Najczęściej jednak chodzenie na gołą klatę z czołgami nie było zbyt skuteczne i w miarę możliwości starano się zamiast atakować teciaki to uderzano na ciężarówki z paliwem i zaopatrzeniem. Były one wrażliwe na każdy rodzaj broni, a same czołgi nawet jak przebiły linię frontu to nie mogły daleko zajechać bez wachy i amunicji. Zdaje się, że tak samo Hamburgery urządzały Niemców we Francji i pod Ardenami.
-
O celność pilotów raczej bym się nie martwił. Wszystko zależało od drivera i sprzętu. Rudel, na swoim Ju-87, celował praktycznie tam gdzie chciał swoimi działkami p-panc.
Zrzucanie bomb z odległości kilkudziesięciu metrów - nigdy nie słyszałem. Eksplozja z tak małej odległości nie dała by pilotowi szans na ucieczkę. Jeżeli była to mała bomba (np 50kg) to wątpię by mogła uszkodzić czołg ciężki na tyle aby go całkowicie zniszczyć czy ciężko uszkodzić, pomijając gąsienice. Jeżeli zrzucany był większy ładunek to chyba tylko w przypadku pilotów "jednorazowych" ;-)
Masz Alex jakieś konkretne dane odnośnie rodzaju bomby zrzucanej z tak małej odległości ?
-
W dziwną stronę idzie ta dyskusja. Z 0,50 można spokojnie przebić 2cm stali, a 20 kilka kilogramów (liche SC50) trotylu to już za mało?
-
Samym materiałem wybuchowym oddziałujesz na "cel" tylko ciśnieniem, czyli chcesz go zgnieść, przewrócić, rozszarpać (np ogniwa gąsienicy) itp. Skorupa bomby pod wpływem tego ciśnienia jest rozrywana na drobne elementy i służą one jako swego rodzaju pociski, ale zwykle ich masa jest dość niewielka, a dość przypadkowy kształt, lub kąt pod jakim uderzają w cel (np. płaską powierzchnią, a nie rogiem) powoduje, że przebijalność w polu rażenia bomb jest zwykle niewielka.
Co innego jeżeli trafić bombsztalem bezpośrednio w czołg, sama energia kinetyczna uderzenia powiedzmy pół tonowej bomby powinna być wystarczająca by zrzucić wieżę, a sama bomba działa wtedy podobnie jak spory pocisk HESH - może nie mając dość mocy by rozszarpać pancerz, ale dość by odłupać od niego fragmenty wewnątrz wozu.
-
Kiedyś w innym temacie, jak w wątku poświęconemu działaniom wojennym w Libii ,była poruszana kwestia bomb betonowych jak i sporej energii kinetycznej która towarzyszy spadającej bombie. Ktoś kiedyś powiedział ,że w sumie "juchasy" mogły by zrzucać kowadła, efekt byłby taki sam (Sun w wszystkich wyżej wymienionych wątkach profesjonalnie maczał swoje moderatorskie paluchy). Sun ma rację mówiąc o skutkach rażenia bomby. Ogromne różnice ciśnień, to jest coś czego siła żywa nie znosi, pancerzyk ma często dość obojętny do niej stosunek. No gorzej z gąsienicami bądź z możliwością przewrócenia czołgu. Gorzej też jak bomba przebije np. górny pancerz... detonując się w środku spowoduje ładne odparowanie załogi itp.
(Ps. a jakość wykonania? Jeżeli wg. monografii T-34 Magnuskiego, sowieckie armaty czołgowe w praktyce miały gorsze charakterystyki od niemieckich ,to w sumie radzieckie wkm-y czy jak tam je nazwać nie powinny być nieco gorsze od zachodnich półcalówek?)
-
Z opisu wynika, że celujemy bombą bezpośrednio... I w takim kontekście piszę o tych 20kg.
-
To co powiecie na to :D
(http://www.airwar.ru/image/idop/other2/bu181/bu181-7.jpg)
Jakby ktoś nie poznał to Bucker Bu-181 Gomhouria.
-
Nie miałem jakiejś szczególnej okazji nigdy, ale obstawiam, że wypatrzenie czegoś na dole z wysokości nawet 500m przy prędkości jakiejś tam, może większej niż kukuruźnikowa, do tego w warunkach wojny na ziemi, a nie daj w powietrzu nie wygląda w stylu "wybieram sobie pasującą Pantherę.. do koloru do wyboru, zachodzę od tylca celuję w trzpienie łączące ogniwa gąsienic i żaluzje wentylacji".
Na froncie wschodnim nie było problemów. Tam, wg relacji Rudla, sprawa wyglądała bardzo prosto:
By the evening of the first day I have been out over the enemy lines four tines in the area between Grodno and Wolkowysk. The Russians have brought up huge masses of tanks together with their supply columns. We mostly observe the types KW I, KW II and T 34. We bomb tanks, flak artillery and ammunition dumps supplying the tanks and infantry. Ditto the following day, taking off at 3 A.M. and coming in from our last landing often at 10 P.M. A good night's rest goes by the board. Every spare minute we stretch out underneath an aeroplane and instantly fall asleep. Then if a call comes from anywhere we hop to it without even knowing where it is from. We move as though in our dreams.
H.U. Rudel,"Stuka pilot"
:D
Nawet jeśli Luftawffe leży na cyckach, to rzadko takie Panthery samoistnie generują się na froncie. Słowem środków ogniowych o charakterze plot nie brakuje.
No niby nie, ale zapewne te środki zajęte są odpieraniem ataków naziemnych.
Polecam zapodaną na forum dws.org.pl (mam nadzieję, że nikogo nie urażę, w końcu Leon tu i tam...) statystykę na froncie zachodnim (użytkownik Aso):
http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=61&t=8092&st=0&sk=t&sd=a&sid=62934a2772ad24f8601a3c595267ab36&start=25
-
Zrzucanie bomb z odległości kilkudziesięciu metrów - nigdy nie słyszałem. Eksplozja z tak małej odległości nie dała by pilotowi szans na ucieczkę. Jeżeli była to mała bomba (np 50kg) to wątpię by mogła uszkodzić czołg ciężki na tyle aby go całkowicie zniszczyć czy ciężko uszkodzić, pomijając gąsienice. Jeżeli zrzucany był większy ładunek to chyba tylko w przypadku pilotów "jednorazowych" ;-)
Masz Alex jakieś konkretne dane odnośnie rodzaju bomby zrzucanej z tak małej odległości ?
A o zapalniku czasowym kolega słyszał kiedyś? :020:
sama energia kinetyczna uderzenia powiedzmy pół tonowej bomby powinna być wystarczająca by zrzucić wierzę
I ja w to wierzę :118:
Przypomniało mi się, książka Sołonina, o której mówiłem to "Na uśpionych lotniskach", opisano tam też poligonowe skutki eksplozji bomb (Fab-100 albo chyba 250)w różnych odległościach. Jak ktoś ma pod ręką to prosiłbym o zacytowanie fragmentu o skuteczności odłamków bomb. Z tego co pamiętam całkiem nieźle spuszczały one gąsienice.
-
To co powiecie na to :
Jakby ktoś nie poznał to Bucker Bu-181 Gomhouria.
Powiemy Ci że znamy, ale że to nie jest żadna Gomhouria- bo to był egipski samolot zrobiony ze Zlina 281, a Ty wkleiłeś zwykłego BestManna który był oryginalnym protoplastą wcześniej wymienionych. Zdjęcie przedstawia spécialité de la maison Luftwaffe rocznik 1945, zwane potocznie "dziadostwem". Nic z tego nie wyszło jak nietrudno zgadnąć; to samo zabudowano na kilku Jungmannach z podobnym skutkiem.
Loku, po Tobie akurat spodziewałbym się sprawdzenia co wklejasz z internetu :)
Pzdr, E
-
Jak tak czytam ten wątek, to wygląda mi na to, że ten biedaczyna Witman miał nieprawdopodobnego pecha, że go samoloty ustrzeliły. Twierdzenia niemieckich czołgistów, że najgroźniejszym wrogiem tygrysa był jeep z antenką, też należy między bajki włożyć.
Człowiek się całe życie uczy i głupi umiera :005:.
-
Energia kinetyczna 50 kg bombki lecacej z 1000m jest półtora raza większa niż energia 10 kg pocisku przeciwpancernego poruszającego się z prędkością 800 m/s, wystrzelonego z paka 43.
Identyczna dyskusja była przerabiana na DWS'ie, stąd sypie danymi :)
Tak więc, 50 kg bombka zrobiła by poważny tuning wieży, po trafieniu. A półtonówka? Przeleciałaby pewnie przez czołg :D
-
Stosując wzory z licealnej fizyki, to to powyższe mi się nie chce zgodzić.
-
Jeśliby wykreślić "kinetyczna" to by się mogło zgadzać, bo zupełnie inna jest kumulacja energii w obu przypadkach.
-
Może źródło nie najlepsze, ale w przypisach do "Ścieżek myśliwego" Dickfelda (str. 367) pisze: "improwizowana jednostka nosiła nazwę "Panzerfaust Kommando Trebin. 21 kwietnia 1945 r. atakując sowieckie czołgi nad Odrą utraciła wszystkie samoloty - ocalał tylko jeden z pilotów.". Sam Dickfeld bardziej optymistycznie twierdzi, iż "powróciło 39 maszyn, zniszczono ponad 200 czołgów i pojazdów towarzyszących", sobie przypisując zniszczenie dwóch. Tu jeszcze kilka zdjęć: http://www.apacheclips.com/media/34475/Panzerfaust_Kommando_Trebbin/
Tak więc nasz ex-P. moze mieć rację: Zdjęcie przedstawia spécialité de la maison Luftwaffe rocznik 1945, zwane potocznie "dziadostwem". Nic z tego nie wyszło jak nietrudno zgadnąć; to samo zabudowano na kilku Jungmannach z podobnym skutkiem.
Pzdr, E
-
Stosując wzory z licealnej fizyki, to to powyższe mi się nie chce zgodzić.
No, ta bomba musiałaby wyciągać półtora Macha :banan Schmeissowi wcięło jedno zero przy masie bomby ;)
-
Czas upadku z 1000 m to pierwiastek z (2*1000)/9.81 , wychodzi 14 sekund.
Prędkość końcowa to g*t czyli 14*9.81 czyli 137.34.
Energia to mv^2/2 czyli (50*(137.34)^2)2 czyli 471556 J.
Energia pocisku 8.8 cm pzgr 37 to 320000 J.
47/32 = 1.46
Przepraszam za pomyłkę , nie półtora raza więcej a 1.46.
Edit:
Ups, rzeczywiscie mi wcieło jedno zero w energii 8.8 cm
Nic tam, i tak taka 50 kg miała potężne łupnięcie