Forum Miłośników Symulatorów Lotniczych
Kantyna => Dyskusje przy barze => Wątek zaczęty przez: rutkov w Sierpnia 05, 2006, 13:56:06
-
Oglądając na Discovery :), arcyciekawe programy z serii "What ancients know?" dziś było o Chinach, wcześniej o Egipcjanach i Rzymianach.
W tych programach rzuciła mi się w oczy jedna broń, a mianowicie kusza. Oczywiście :001: wiedziałem już o niej sporo ale to co pokazali w filmach a zwłaszcza sposoby jej użycia jest szokujące :icon_eek:. Czy wiecie że Chińczycy mieli półautomatyczną kuszę? Takiego Spandaua tysiące lat wcześniej. Wprawdzie jej celność była średnia ale za to strzelając w tłum czyniła spustoszenie jak mało co z broni ręcznej. W ogóle kusza to "straszna broń, straszna". Jeszcze w średniowieczu kusze przebijały każdą zbroję jaką mógł udźwignąć człowiek. Rosyjskie arbalety miotały groty o wadze prawie 350 gr na odległość 250 m!! Angielscy kusznicy są znani chyba wszystkim, o Wilhelmie Tellu też słyszeliśmy. Kusza po prostu chyba najgroźniejsza ręczna broń miotająca jaką wymyślił człowiek. Śmiem twierdzić żę ponowne przygotowanie kuszy do strzału było szybsze od pierwszych samopałów. Dziś zresztą kusza też jest modna i to nie tylko pod wodą. Poluje się za pomocą kuszy, urządza zawody itd. Nieśmiertelna broń bo wcale nie jest powiedziane że w przyszłości nie wróci do łask :) jak to Einstein przewidział.
-
Kurcze, mój brat to potrafił kusze robić. Samoróbka a nogę potrafiła przebić. Podobno miał miejsce taki incydent za czasów jego bardzo wczesnej młodości. Vinnetou był wtedy idolem każdego szanującego się urwisa. Tylko jak się miała do tego kusza? Czyżby chęć posiadania broni bardziej zaawansowanej technicznie od pozostałych "Indian" wzieła górę nad "realizmem" :021:
-
Samoróbka a nogę potrafiła przebić
Testował? ;)
-
Resor od Poldasa z dołożonym piórkiem i mamy kuszę jak ta lala, możemy do mosolotów strzelać ;]
-
Czy wiecie że Chińczycy mieli półautomatyczną kuszę?
Cho ko nu czy jakoś tak się to zwało.
arbalety miotały groty
Czy arbaleta to nie rodzaj kuszy miotającej kule zamiast grotów?
Kusza miała jedną wielką przewagę nad łukiem: mógł z niej celnie strzelać byle szmaciarz po krótkim treningu, wyszkolenie dobrego łucznika wymagało natomiast dużo więcej czasu.
-
Wszystko to co teraz napiszę jest oparte na wiadomościach z programów Discovery.
Najdoskonalszą bronią, nazwijmy ją miotającą, jest długi angielski łuk. Taki jakim, zgodnie z legendą, posługiwał się Robin Hood. Kusza dorównywała łukowi siłą przebicia, jednak nie dorównywała celnością. Pierwsze muszkiety natomiast miały dużo gorszą i celność, i siłę przebicia. Wyparcie łuku przez kuszę, a potem muszkiet, związane było z poziomem wyszkolenia obsługującego. Dobrago łucznika podobno szkoliło się kilka lat, aż był z niego jaki taki pożytek. Żeby jeszcze był bardzo celnym strzelcem, to i tak musiał bezustannie ćwiczyć przez cały okre służby. Szkolenie kusznika, do czasu aż zaczął dobrze strzelać trawło około roku. Natomiast szkolenie obsługującego muszkiet trwało dwie godziny :) . i już wiedział jak się strzela. W tym wypadku nie chodziło o celność, bo i tak się wszystko opierało na ilości muszkietów i zmasowanym ogniu. W tym wypadku dłużej niż nauka obsługi muszkietu, trwała nauka sprawnego ładowania i musztra w szyku, czyli procedury w czasie walki.
Tak więc zmiany broni nie były podyktowane zaawansowaniem technologicznym, a jedynie ekonomiką pola walki.
Podobno sile przebicia i celności angielskiego łuku dorównały dopiero gwintowane karabiny z połowy XIX wieku.
Tyle się dowiedziałem z telewizji :). Może ktoś to jeszcze rozwinie :).
-
Czy arbaleta to nie rodzaj kuszy miotającej kule zamiast grotów?
Faktycznie czytałem to na rosyjskiej stronie i źle zrozumiałem. Na tej samej stronie pisze że zasięg arbalety był.... mały :010: :011:
-
Wszystko to co teraz napiszę jest oparte na wiadomościach z programów Discovery.
Najdoskonalszą bronią, nazwijmy ją miotającą, jest długi angielski łuk.
Komercha ;) Nadaje się może do walenia salwami na znaczne odległości, ale poręczność jego jest słaba. Z konia nie postrzelasz. Znacznie bardziej wolę wschodnie kompozytowe refleksy. Kusza jest fajna - owszem, ale naciąganie resora piórowego spiętego fortepianową struną jest średnio przyjemne. Poza tym nic nie daje takiego czucia broni i strzału, jak łuk. Poezja. Zupełnie jak półtorak - broń chyba najbardziej wysublimowana.
Zresztą co ja będę ględził - chcecie pooglądać dobie fajne łuki, to luknijcie tutaj:
http://www.grozerarchery.com/index_m.htm
Kilka przykładów:
(http://www.grozerarchery.com/g/nat/ex2_1.jpg)
(http://www.grozerarchery.com/htm/magyar/lam/5a.gif)
(http://www.grozerarchery.com/htm/assir/3.gif)
-
Z konia nie postrzelasz.
A japońskie „yabusame” z tego co wiem, korzystali a raczej korzystają z dłuższych łuków niż łuki europejskie.
-
Łuk japoński ma ok. 180 cm. Przy czym chwyta się go w 1/3 długości łęczyska - właśnie po to, żeby móc strzelać z konia.
A co do kuszy .. w połowie XII w. Watykan zakazał używania tej broni przeciwko chrześcijanom. Mówi samo za siebie.
-
Zakazał, bo ta broń naruszała równowagę sił - gnojarz czy wołopas mógł z niej zabić zakutego w pancerz (wart tyle co pięć wsi) rycerza.
-
W poł XII wieku to nie miało aż tak wielkiego znaczenia Kaa. Bo kusznicy nigdy przenigdy nie daliby rady konnemu rycerstwu, choćby się bardzo starali. Zwłaszcza biorąc pod uwagę niewielką szybkostrzelność kuszy i kompletną bezbronność kusznika podczas naciągania sprzętu.
To o czym piszesz - strata znaczenia rycerstwa jako podstawowej siły uderzeniowej armii na rzecz mas chłopskich, miało miejsce w XV-XVI wieku i to za sprawą kompletnie innych broni - piki i halabardy.
EDIT => chwila szukania i jest: sobór laterański określił kuszę jako "niemal szatańskie narzędzie mordu, które zabija człowieka tak szybko, że nawet nie czuje on trafienia" i zakazał jej użycia przeciw chrześcijanom pod groźbą kątwy kościelnej.
-
Szarży ciężkozbrojnych konnych w otwartym polu by nie odparli, co nie zmienia faktu, że byli groźni - sam król Ryszard Lwie Serce zginął raniony bełtem. A w XVI wieku to kusze ustępowały już pola broni palnej. Chodziło mi o to że łucznik był "dobrem rzadkim", z jakimś drągiem czy innym cepem trzeba najpierw podejść co nie jest łatwe ani zdrowe dla "nosiciela", a dzięki kuszy każdy wieśniak mógł spróbować szczęścia. A co do bezbronności to jako ciekawostkę można nadmienić że istniały oddziały pawężników czyli tarczowników, którzy osłaniali kuszników.
-
Głównie chodziło o to, by taki rycerzyk dokonując inspekcji swoich włości nie został potraktowany bełtem gdzieś z za węgła. A że chłopstwo przeważnie nie pałało zbyt wielką miłością do feudałów...Za dobrej jakości blachy można było kupić 30 i więcej wiosek, do tego reszta uzbrojenia. A nawet jeśli rycerz nie wybierał się na wizytację w blachach, to jakąś kolczugę, miecz no i trzosik przy sobie przeca miał. Trakt też nie zawsze był bezpiecznym miejscem, z czego korzystali co ciemniejsi chłopkowie oraz zwykli "złoczyńcy" (lol - ale to fajnie brzmi :D ) i można było przyjąć bełt w plecy z kuszy - właśnie ze względu na łatwość celowania i strzału.
-
Kusza dorównywała łukowi siłą przebicia, jednak nie dorównywała celnością. Pierwsze muszkiety natomiast miały dużo gorszą i celność, i siłę przebicia.
Jakoś ciężko mi uwierzyć, żeby łuk był celniejszy - chyba że na długich dystansach (kiedy celujesz 'w niebo', bo największy zasięg broń taka ma, jak wiadomo, strzelając pod kątem 45 stopni ), z uwagi na to co napisałeś o wyszkoleniu... Natomiast w czasie gdy kusznik wystrzelił raz, dobry łucznik mógł wypuścić ok. 5-6 strzał (podobno). Co do siły rażenia kuszy, to pięknie określił to pan Kobyliński w swojej książce 'Gawędy o broni i mundurze' - że (cytat z pamięci) 'Nie do pomyślenia było, żeby byle chłystek mógł jednym świstnięciem zwalić z konia najlepszego rycerza' :021:- toteż kusza została (jak już ktoś napisał) zakazana przeciw chrześcijanom... Szczerze mówiąc, to nie strzelałem nigdy z kuszy, a i łuk to tylko z patyka zrobiony za szczenięcych lat w ręce miałem, ale wydaje mi się, że kusza wymaga znacznie mniej treningu na dystansie krótkim, na którym strzela się 'po prostej', no i można długo celować/trzymać naciągniętą, i ręka Ci nie odpadnie ze zmęczenia :002:... Ogólnie- piękna broń, zarówno łuk jak i kusza... Co do broni palnej, to wydaje mi się, że pewnym elementem wpływającym na jej szerokie zastosowanie (pomimo że początkowo ustępowała łukom i kuszom zasięgiem, celnością i siłą rażenia) był huk, czyli oddziaływanie psychologiczne...Dla Panów chcących sobie kuszę zmajstrować mała uwaga- na kuszę jest wymagane pozwolenie, jak Cię nakryją policaje jak sobie strzelasz w lesie do tarczy z kuszy, to możesz oberwać za 'nielegalne posiadanie broni'.
-
Jakoś ciężko mi uwierzyć, żeby łuk był celniejszy - chyba że na długich dystansach (kiedy celujesz 'w niebo', bo największy zasięg broń taka ma, jak wiadomo, strzelając pod kątem 45 stopni ), z uwagi na to co napisałeś o wyszkoleniu... Natomiast w czasie gdy kusznik wystrzelił raz, dobry łucznik mógł wypuścić ok. 5-6 strzał (podobno).
Z szybkiego łuku nawet 12, przy czym 10 wyznaczało dobre wyszkolenie łucznika - celowanie oczywiście w sylwetkę, najczęściej w pierś - nie ma mowy o strzelaniu między blachy pancerza :)
Oblicza się, że przy takiej szybkostrzelności pod Azincourt łucznicy angielsky w przeciągu kilku minut (góra 10) wywalili w przeciwnika ok. 300 000 strzał.
-
Co do broni palnej, to wydaje mi się, że pewnym elementem wpływającym na jej szerokie zastosowanie (pomimo że początkowo ustępowała łukom i kuszom zasięgiem, celnością i siłą rażenia) był huk, czyli oddziaływanie psychologiczne...
Huk mniej, razem z dymem przeszkadzał też swoim wojskom. Odziaływal psychologicznie na tubylców w koloniach, na innych użytkowników broni palnej już nie.
Tak jak kusznika było łatwiej wyszkolić niż łucznika, tak łatwiej było wyszkolić arkebuziera czy muszkietera, niż kusnzika.
Oraz wdg. mnie tańsza i szybsza produkcja. Łuk to jest niezwykle pracochłone urządzonko ,wymagające bardzo dużej wiedzy i umiejętności przy produkcji. Kusza mniej, ale też duża "trudnych" cześci. A taka prosta hakownica jest w miarę łatwa w produkcji.
-
Ja to bym sam jeden wygrał pod Agincourt :p
W vierbelwindzie lol siedząc
-
A że chłopstwo przeważnie nie pałało zbyt wielką miłością do feudałów...
Szpaczq, historię studiujesz, a tak generalizujesz.
Wciąż ten zew komuszych podręczników i filmów Hollywood :)
Wcale tak przeważnie być nie musiało. Feudałowie to nie były tylko bandziory ciemiężące swoich poddanych. Całkiem częstym bywali ludzie światlejsi, którzy z chłopstwem, szczególnie w czasach średniowiecza właśnie, żyli całkiem dobrze. To raz. A dwa, że nawet jak chłopi czy mieszczanie nie byli zadowoleni ze swoich Panów, albowiem przecież również miasta często były dzierżawami u feudałów, to było coś takiego jak szacunek. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że zabicie szlachcica, przeważnie kończyło się bardzo źle dla osobnika, który to zrobił. I to zanim postawiono by go przed trybunałem jakowymś.
Wracając do kuszy:
Do czasów odrodzenia w armiach zarówno łuk jak i kusza występowały obok siebie, więc trudno je porównywać. Łuk był do rażenia przede wszystkim powierzchniowego, a kusza do zdejmowania poszczególnych delikwentów. Zupełnie inaczej się przecież tym strzelało.
Nie dziwię się chłopakom z Discovery, że próbują wciskać kity, że długi łuk był lepszy od kuszy. W końcu to angielski wynalazek, który pogrzebał francuską jazdę rycerską. Szkoda tylko, że się praktycznie wcale nie przyjął właśnie ze względu na to, że była to kompletnie nieporęczna broń, która do niczego innego jak do użycia w polu się nie nadawała. Do tego wymagała elity do obsługi. Anglicy pod koniec wojny stuletniej jakoś nie mieli już wyposażonych w nie oddziałów. Z resztą nigdy nie mieli ich zbyt wiele.
Kusznicy zaś wsparci przez dobrze uformowaną jazdę (pikinierzy to koniec średniowiecza dopiero, jak słusznie Schwieru zauważył) czy też po prostu na dogodnej pozycji mogli jeździe rycerskiej zaszkodzić nie lada. Łucznikom było znacznie trudniej. Jazda przecież nawet poruszająca się wolno w miarę zwartym szyku nadal zajmowała dość dużo miejsca i trudno było wyeliminować ją łucznikami. Kusznicy mogli celować niemal bezpośrednio w jeźdźców. A jeszcze wsparci na pawężach mogli tym skuteczniej to robić. A jak jeszcze się im dało arbalastry to już zupełnie.
Czy arbaleta to nie rodzaj kuszy miotającej kule zamiast grotów?
Arbaleta to generalnie rzecz biorąc cięższa kusza - nadal strzelała bełtami.
Kusza jest fajna - owszem, ale naciąganie resora piórowego spiętego fortepianową struną jest średnio przyjemne.
I po to mieli kołowroty. Naciągnąć kuszę kołowrotem, położyć bełt i strzelić było dużo prościej niż dobrze wycelować z łuku.
Trakt też nie zawsze był bezpiecznym miejscem, z czego korzystali co ciemniejsi chłopkowie oraz zwykli "złoczyńcy" (lol - ale to fajnie brzmi :D ) i można było przyjąć bełt w plecy z kuszy - właśnie ze względu na łatwość celowania i strzału.
A ci, jak wiadomo, pierwsi dowiadują się, co tam w Rzymie uradził papież :D I szczególnie poważali jego słowa.
Z szybkiego łuku nawet 12, przy czym 10 wyznaczało dobre wyszkolenie łucznika - celowanie oczywiście w sylwetkę, najczęściej w pierś - nie ma mowy o strzelaniu między blachy pancerza :)
To chyba nie na polu walki. Strzały oddane bezpośrednio w sylwetki jeźdźców to były najczęściej ostatnie strzały łuczników na polu bitwy i to już, gdy się szyk sypnął.
Huk mniej, razem z dymem przeszkadzał też swoim wojskom.
Biorąc pod uwagę, że po 3 salwach nie było już nic i nikogo widać to nie jestem tego taki pewien. Proch bezdymny to wynalazek drugiej połowy XIX wieku.
Odziaływal psychologicznie na tubylców w koloniach, na innych użytkowników broni palnej już nie.
Tak gdzieś do XV-XVI wieku broń palna na polach bitwy nie była wcale tak rozpowszechniona, żeby tylko tubylcy się od niej płoszyli. Oswajanie koni z bronią palną to dopiero na dobre XVI wiek.
Tak jak kusznika było łatwiej wyszkolić niż łucznika, tak łatwiej było wyszkolić arkebuziera czy muszkietera, niż kusnzika.
Czy ja wiem...
Ładował z Was ktoś na 12 taktów muszkiet?
Ja widziałem i jestem pełen podziwu dla osób, które to robiły na polu bitwy jeszcze.
Naciągnąć kołowrotem kuszę i założyć bełt jest dużo prościej. A i jeszcze nie trzeba było robić skomplikowanych manewrów szykiem jak w przypadku oddziałów wyposażonych w arkebuzy czy muszkiety.
Pozdrawiam :)
-
Labienus-->Sorry, nie zauważyłem jaki gniot gramatyczny mi wyszedł.
Chodzilo mi o to, że dym przeszkadzal najbardziej, a huk i tak ignorowano, zgiełk bitwy to nie bylo nic nowego, za to brak widoczności po 5 minutach tak:)
-
Szpaczq, historię studiujesz, a tak generalizujesz.
Wciąż ten zew komuszych podręczników i filmów Hollywood :)
Wcale tak przeważnie być nie musiało. Feudałowie to nie były tylko bandziory ciemiężące swoich poddanych.
Oczywiście, ale to wszakże o naszym Krzywoustym napisano, że "dobrym królem był, bo chłopi po wsiach nie szli w las ze swoim dobytkiem i inwentarzem, kiedy poczet królewski zbliżał się do granic miedzy" :D (czy jakoś tak)
Wracając do kuszy:
Łuk był do rażenia przede wszystkim powierzchniowego, a kusza do zdejmowania poszczególnych delikwentów.
Teraz to Ty generalizujesz :) bo zależy jaki łuk, jaka kusza i do czego. Generalnie na polowania chadzało się z łukiem, a nie z kuszą, a w tym wypadku nie można mówić o powierzcgniowym rażeniu celu (wiem, że nie pole bitwy, ale skoro kusza była niby lepsza do walenia w pojedynczych gości, to czemu z nią nie szli do lasu?)
To chyba nie na polu walki. Strzały oddane bezpośrednio w sylwetki jeźdźców to były najczęściej ostatnie strzały łuczników na polu bitwy i to już, gdy się szyk sypnął.
No czy takie ostatnie, to nie wiem. Dobry łucznik ze 2-3 strzały zdążyłby puścić. Przy galopie 11m/s pokonanie 100m zajmuje jeźdźcowi pi*drzwi 9 sekund. A sypanie się szyku nie ma tu żadnego znaczenia, bo jeśli się nie sypnął, to waliło się w scianę luda - nawet lepiej, bo łatwiej wchodziło. Oczywiście o ile łucznicy aż tyle wystali, bo gdy taka ściana dojeżdżała, to robiło się lekko smutno.
Naciągnąć kołowrotem kuszę i założyć bełt jest dużo prościej.
Już raz pisałeś. Ja chciałem tylko zapytać: "o ile dłużej?" Nawet w średniowiecznej wojnie prawa statystki też działały.
-
Oczywiście, ale to wszakże o naszym Krzywoustym napisano, że "dobrym królem był, bo chłopi po wsiach nie szli w las ze swoim dobytkiem i inwentarzem, kiedy poczet królewski zbliżał się do granic miedzy" :D (czy jakoś tak)
A co ma do drużyny książęcej, która w Polsce jeszcze XIII wieku potrafiła sobie zrobić objazd po Polszcze, bo tam gdzie zwykle rezydowała wszystko objadła, do feudałów i Panów ziemskich? Bo ja nie za bardzo rozumiem. :005:
Bo chyba nie chcesz powiedzieć, że jakikolwiek chłop planował zabić księcia, hrabiego albo króla? :D
Generalnie na polowania chadzało się z łukiem, a nie z kuszą, a w tym wypadku nie można mówić o powierzcgniowym rażeniu celu (wiem, że nie pole bitwy, ale skoro kusza była niby lepsza do walenia w pojedynczych gości, to czemu z nią nie szli do lasu?)
Są dwie przyczyny, które mi przyszły od razu do głowy:
- kuszy załadowanej mieć nie możesz cały czas. Ładujesz ją niedługo przed planowanym wystrzałem... a to powoduje, że kołowrotkiem musisz machać mając na oku jelonka... a to znaczy, że jelonek sobie ślicznie ucieka już dawno, bo robisz więcej hałasu w okolicy niż stado jelonków.
- kusza w tamtych czasach była dużo większa od obecnych. Łażenie z tym ciężarem na pleckach przez las do łatwych i wygodnych nie należy. Że o podchodzeniu zwierzyny nie wspomnę. Z tego też m.in. powodu konni strzelcy do końca posługiwali się łukami, a nie kuszami.
Notabene obecnie jeździ się na polowania z kuszami... ale takimi dużo mniejszymi i samo ładującymi się. A więc można... ale nie wtedy :)
A sypanie się szyku nie ma tu żadnego znaczenia, bo jeśli się nie sypnął, to waliło się w scianę luda - nawet lepiej, bo łatwiej wchodziło. Oczywiście o ile łucznicy aż tyle wystali, bo gdy taka ściana dojeżdżała, to robiło się lekko smutno.
Hihi Szpaczq, ale ja mówiłem o sypnięciu się szyku łuczników... a nie atakującej jazdy :D
Wyobrażasz sobie stojących i czekających łuczników w obliczu nacierającej na nich jazdy? Bo ja niezbyt. I szczerze powiem, że w tamtych czasach widząc szarżującą na siebie jazdę i mając w ręku nawet najcudniejszą broń strzelecką... ludzie siusiali po spodniach.
Jak jazda podjechała na 100m i wchodziła w cwał to się będąc w oddziale łuczników było zajęty przeformowywaniem szyku albo częściej... brało nogi za pas, a nie kombinowało jak tu ze 2 razy jeszcze strzelić. I to akurat była rzecz najnormalniejsza w świecie, bo chodziło o zminimalizowanie strat zadanych przez uderzenie jazdy nacierającej w końcu w szyku. Łucznicy więc wcale nie mieli wystawać tyle, ile piszesz. Oni wtedy byli zajęci rozpraszaniem szyku, aby przepuścić jazdę.... o ile jeszcze wszyscy stali w miejscu, a nie siedzieli już dawno na drzewach w lesie 3 km dalej, co bardziej prawdopodobne.
Poza tym zapominasz o podstawowej sprawie - łucznicy byli formowani w znacznie głębsze szyki właśnie ze względu na to, że nie strzelali prosto tylko parabolicznie na polu bitwy. A więc tych, co mieliby ewentualnie oddać strzały ze 100m w jazdę byłyby ze dwa szeregi.... np. z ośmiu. To kuszników się przede wszystkim ustawiało płytko.
Ja chciałem tylko zapytać: "o ile dłużej?" Nawet w średniowiecznej wojnie prawa statystki też działały.
Jasne, że działały, ale nie jestem pewny czy w ogóle dłużej. Myślę, że to był porównywalny czas... ale tu znów ja generalizuję, bo było kusz wiele rodzajów przecież - od lekkich po arbalastry.
Sądzę, że broń palna wyparła kuszę dlatego, że była poręczniejsza i skuteczniejsza. Co nie znaczy, że łatwiej było wyszkolić w jej obsłudze. Z wielkim arbalastrem nie powędrujesz na koniec szyku zabierając przy tym kołczan (?) bełtów i nie naładujesz jej w wybijanym rytmie. Arkebuz miał tę przewagę, że woreczki kulek, pakuł i prochu miałeś u paska, stawiałeś go na kolbie i robiłeś wszystko wedle określonego rytmu i kolejności, a do tego nie potrzebowałeś rączek rzeźnika, żeby w odpowiednim czasie naładować kuszę. Ludzie wcale nie najsilniejsi ładowali w znormalizowanym w miarę rytmie, tak, że linia była cała gotowa do strzału, gdy przyszła na nich kolej. Z kusznikami mogłoby być różnie, ale nie ze względu na wyszkolenie, ale na to, że tutaj nie od umiejętności zależy jak szybko naładujesz :) Tylko od tego ile masz parki w łapkach.
Pozdrawiam
-
A co ma do drużyny książęcej, która w Polsce jeszcze XIII wieku potrafiła sobie zrobić objazd po Polszcze, bo tam gdzie zwykle rezydowała wszystko objadła, do feudałów i Panów ziemskich? Bo ja nie za bardzo rozumiem. :005:
Bo chyba nie chcesz powiedzieć, że jakikolwiek chłop planował zabić księcia, hrabiego albo króla?
Nie, ja tylko zwracam uwagę jak to się odnosiło do Krzywego i dlaczego "dobrym królem był", co rodzi naturalne pytanie jak postrzegani byli feudałowie znacznie pośledniejszego stanu, o których nie pisano/mówiono tak przychylnie :)
Są dwie przyczyny, które mi przyszły od razu do głowy:
- kuszy załadowanej mieć nie możesz cały czas. Ładujesz ją niedługo przed planowanym wystrzałem... a to powoduje, że kołowrotkiem musisz machać mając na oku jelonka... a to znaczy, że jelonek sobie ślicznie ucieka już dawno, bo robisz więcej hałasu w okolicy niż stado jelonków.
- kusza w tamtych czasach była dużo większa od obecnych. Łażenie z tym ciężarem na pleckach przez las do łatwych i wygodnych nie należy. Że o podchodzeniu zwierzyny nie wspomnę. Z tego też m.in. powodu konni strzelcy do końca posługiwali się łukami, a nie kuszami.
Tak, tylko że ja o tym tylko wspomniałem w kontekście Twojej poprzedniej wypowiedzi, jakoby łuk nie nadawał się do rażenia punktowego, a jedynie powierzchniowego.
Notabene obecnie jeździ się na polowania z kuszami... ale takimi dużo mniejszymi i samo ładującymi się.
Co postrzegane jest wśród alte-jagerów jako La-7 w rękach 13-latka z Kansas. Z łukiem (tyle, że bloczkowym) też się jeździ, i nawet nie wiem, czy przypadkiem nie częściej.
hihi Szpaczq, ale ja mówiłem o sypnięciu się szyku łuczników... a nie atakującej jazdy :D
Wyobrażasz sobie stojących i czekających łuczników w obliczu nacierającej na nich jazdy? Bo ja niezbyt. I szczerze powiem, że w tamtych czasach widząc szarżującą na siebie jazdę i mając w ręku nawet najcudniejszą broń strzelecką... ludzie siusiali po spodniach. Jak jazda podjechała na 100m i wchodziła w cwał to się będąc w oddziale łuczników było zajęty przeformowywaniem szyku albo częściej... brało nogi za pas, a nie kombinowało jak tu ze 2 razy jeszcze strzelić. I to akurat była rzecz najnormalniejsza w świecie, bo chodziło o zminimalizowanie strat zadanych przez uderzenie jazdy nacierającej w końcu w szyku. Łucznicy więc wcale nie mieli wystawać tyle, ile piszesz. Oni wtedy byli zajęci rozpraszaniem szyku, aby przepuścić jazdę.... o ile jeszcze wszyscy stali w miejscu, a nie siedzieli już dawno na drzewach w lesie 3 km dalej, co bardziej prawdopodobne.
1. Napisałem właśnie: "o ile wystali".
2. Pisałem, że jazda w ciągu tych 9 sek. może przejechać 100m, a nie, że z tej odległości łucznicy zaczynają strzelać do jazdy w pełnym galopie.
3. Też nie umiem sobie wyobrazić łuczników stojacych w linii przed jazdą - podobnie pewnie jak żaden (no - prawie żaden) dowódca średniowieczny. To pewnie dlatego łucznicy po ostrzale chowali się za/między własne szeregi, jeśli przeciwnik szedł do ataku. Albo chowali się na granicy lasków itd.
4. 3 km dalej?! LOL - Labi - a gdzieś Ty widział takich szybkonogich łuczników? Ew. jaka jazda była tak wolna lub niporadna, by pozwolić łucznikom odtruchtać na 3km? :D
-
Nie, ja tylko zwracam uwagę jak to się odnosiło do Krzywego i dlaczego "dobrym królem był", co rodzi naturalne pytanie jak postrzegani byli feudałowie znacznie pośledniejszego stanu, o których nie pisano/mówiono tak przychylnie :)
Ale to się po prostu nie przekłada i nie wiem skąd ta naturalność pytania, po prostu :)
Pisano, a prędzej mówiono różnie. Generalnie jeśli chodzi o średniowiecze to wątpię, żeby w ogóle chłopi coś napisali w tej sprawie :004:
Tak naprawdę to prawdziwe bunty chłopskie to czas XVIII i XIX wieku, a więc koniec epoki nowożytnej. Wiadomo, że lokalnie się zdarzało jak jakiś Paniczyk przesadził z uciskiem, ale w średniowieczu to raczej margines niż reguła.
Tak, tylko że ja o tym tylko wspomniałem w kontekście Twojej poprzedniej wypowiedzi, jakoby łuk nie nadawał się do rażenia punktowego, a jedynie powierzchniowego.
Ja wtedy napisałem o polu bitwy, gdzie generalnie raczej punktowo łucznicy nie strzelali.
Co postrzegane jest wśród alte-jagerów jako La-7 w rękach 13-latka z Kansas.
Ano hihi, ale się jeździ. :002:
3 km dalej?! LOL - Labi - a gdzieś Ty widział takich szybkonogich łuczników? Ew. jaka jazda była tak wolna lub niporadna, by pozwolić łucznikom odtruchtać na 3km? :D
To był żart Szpaczq :)
Chodziło mi o to, że gdy jazda podjechała na 100m to dobry łucznik, jeśli nie miał wsparcia ze strony własnych sił, dawno już siedział wtedy daleko ("3km" synonimem słowa "daleko") na drzewie. W skrócie - jazda nie podjechałaby na 100m do nieosłoniętych łuczników, bo Ci dużo wcześniej wzięliby nogi za pas :)
Wszystko już jasne?
Pozdrawiam
-
Sobór laterański określił kuszę jako "niemal szatańskie narzędzie mordu, które zabija człowieka tak szybko, że nawet nie czuje on trafienia" i zakazał jej użycia przeciw chrześcijanom pod groźbą kątwy kościelnej.
Czytając ten cytat przypomniał mi się film pt. "Królestwo niebieskie" gdzie na początku jest scena, w której rycerze wpadają w zasadzkę. Jeden gość, który wyglądał na niezłego killera szybko dostaje bełtem i przenosi się do Valhalli. Oczywiście to film, ale pokazuje siłę tego "szatańskiego narzędzia mordu" :)
-
Odświeżę nieco wątek gdyż trafiłem w sieci na cudo wśród kusz.
Oto ono:
http://tac15.com/
Nieźle, musicie przyznać :).
-
Osz k.. M4 z lunetą na bełty. :D