Forum Miłośników Symulatorów Lotniczych
Lotnisko => Lotnictwo wojskowe z epoki II Wojny Światowej => Wątek zaczęty przez: Zoom w Listopada 14, 2006, 00:25:34
-
Pytanie w konkursie o La-7 spowodowało, że pomyślałem o tym samolocie. Rosjanie przedstawiają go jako najlepszy samolot II WŚ. Podają jego osiągi, które rzeczywiście są imponujące. No i tak zastanawiam się nad wiarygodnością danych, głównie radzieckich, bo w te zwykle powątpiewamy, ale ten problem dotyczy wszystkich danych.
Najpierw może dane radzieckie. Ci, którzy mieli okazję trochę pomieszkać w poprzednim ustroju, wiedzą jak ten system funkcjonował u nas. Można przypuszczać, że w ZSRR działo się podobnie. Do czego zmierzam. Ano do tego, że o ile w gazetach były dane propagandowe i wszystko było najlepsze, to na pewnym szczeblu już były tylko dane prawdziwe. Może napiszę jak to sobie wyobrażam w przypadku samolotów ZSRR.
Mianowicie powstawał sobie prototyp, który na koniec szedł do badań do instytucji niezależnej, czyli CAGI lub czegoś podobnego. I teraz wyobraźmy sobie, że prowadzący testy zawyża dane. Co w ten sposób osiąga? Nic. Ryzykuje tym, że za fałszowanie danych pojedzie na długie wczasy i to wcale nie na Krym. A fałszowanie wyjdzie w momencie kiedy taki samolot zostanie skierowany do produkcji.
Teraz mamy sytuację, gdy facet podaje prawdziwe dane, które są słabe. Kto wtedy ma problem? Problem ma konstruktor, a nie prowadzący badania. Prowadzący badania zrobił swoje i jest czysty, to konstruktor musi się martwić, żeby się wytłumaczyć ze straconych materiałów i środków. Te dane nie są jawne, więc i tak się o nich dowiedzą tylko w politbiurze i ministerstwie. Ludziom w gazetach można i tak napisać, że ten samolot jest najlepszy. W tej sytuacji konstruktor może ewentualnie poprosić, żeby prowadzący badania trochę ponaciągał, ale super samolotu z knota to już się nie da zrobić.
Tak to działało w komunie. Każdy musiał mieć dupokrytkę i nikt się raczej za kolegów nie podstawiał. Teraz zresztą też tak jest. Zwłaszcza, że wtedy ryzykował życiem jako sabotażysta. Moim zdaniem łatwiej się było wytłumaczyć konstruktorowi, że mu nie wyszło, że coś jest niedopracowane, że było za mało czasu, niż takiemu gościowi, który z litości nad konstruktorem, fałszował dane dla swoich mocodawców.
Teraz mamy często dostęp do tych właśnie, kiedyś niejawnych, danych. I jeżeli nasze słoneczko, Olo pisze, że radzieckie dane są dobre, to może coś w tym jest.
W USA chyba było trochę podobnie. Tylko tam nie ryzykowali życiem, więc prowadzący badania mógł np. dać się skorumpować. Ryzykował więzieniem, ale stopień ryzyka podwyższał stawkę. Też obecnie znany mechanizm. Tam firmy lotnicze walczyły o kontrakty, więc myślę, że czasami nie obyło się bez łapówek.
Chyba najbardziej wiarygodne wg mnie dane jakie spotkałem, to porównanie FW-190 z P-47 wykonane na zlecenie 9 armii powietrznej USA we Włoszech. Ci nie mieli interesu żeby cokolwiek naciągać. Oni to robili, żeby ocalić swoich pilotów i nikt by nie miał korzyści w przypadku zawyżania lub zaniżania danych samolotów. No bo kogo by oszukali?
A co wy o tym myślicie?
-
http://www.schmeisser.elsat.net.pl/leon/003.GIF
A teraz porównaj z zawartością sieci, książek popularnych ;) i monografii.
PS. Z dedykacją dla Elłóda.
PS.2 W przypadku tego typu danych należy pamiętać o względnym błędzie pomiaru (powinno być max. 5%) oraz jakości samego pomiaru (np. błędy systematyczne).
PS3. Pomiary oficjalne były prowadzone przez LII lub NII - jednostki będące częścią systemu. I jeżeli ktoś miał się oblewać zimnym potem to konstruktorzy.
PS4. Rosyjskie raporty są często.... szczere aż do bólu. Gorzej z instrukcjami dla pilotów, podręcznikami taktyki.
-
W ostatniej "Skrzydlatej Polsce" ( nr 11/2006 ) jest artykuł "O ŁAGGACH-3 ZUPEŁNIE NIEKONWENCJONALNIE". Jest tamm też informacja o wydawnictwach odbrązowiających lotnictwo radzieckie a opartych na wspomnieniach radzieckich pilotów. Autor twierdzi, że przekazywana przez nich prawda jest skrajnie inna od obowiązującej propagandy.
-
Jak zwykle mając odmienne zdanie od Wielkiego Wąsacza, pozwolę sobie przedstawić odmienne zdanie dotyczące fałszowania danych.
Faktycznie niewiele zahaczyłem o złoty okres socjalizmu, lecz ze tego co pamiętam dupochrony to jedno, lecz drugim ważniejszym zjawiskiem jest zamiatanie pod dywanik. Osoby które były odpowiedzialne za jakieś decyzje, nie były przygotowane do wykonywania swoich obowiązków. Często dostawały się na nie (stanowisko) ze strony Partii jako zasłużeni działacze, i jako osobniki dosyć proste w swoich zachowaniach, aby nie robić burzy wokół swojego ciepłego stołka, zamiatali problemy pod dywanik, aby przypadkiem też tzw. rykoszetem nie dostać.
-
Leon, Ty mnie chyba chcesz wykończyc...
Może jeszcze zaraz dopiszesz ile prototypów I-26 się rozbiło w czasie prób, kiedy seryjne Jak-1 lądowały już we frontowych jednostkach ?!
SKANDAL ! ! !
-
V2 - chodzi o wydawana od kilku lat serię "Ja drałsja na...". Ksiązki warte polecenia, zwłąszcza "Ja drałsja na Ił-2", "Ja drałsja na istriebitielie" czy "Ja drałsja na Airkobrie". Warto się postarać, książki mają po 300 stron, kosztują ok 150 rubli. Pełno ich tez w "drugim obiegu". Swoja drogą - panowie z SP refleks mają niezły :D.
Z drugiej strony warto prześledzić losy niektórych konstruktorów - albo karnie odsuniętych od pracy, albo represjonowanych - z 7,62 mm w potylicę włącznie.
Elwood - nie będę się już nad Tobą znęcał. I tak zniszczyłem Ci dzieciństwo ;). Chociaż podany przez Ciebie przykład jest świetny - wg testów I-26 nie nadawał się do latania. Wierchuszka jednak skierowała samolot do produkcji seryjnej. Cały ZSRS.
Pozdrawiam
-
Dla mnie wspólnym mianownikiem dla wszystkich sytuacji podpadających pod problem jakości czy osiągów w funkcji stosunków międzytowarzyskich :D socjalistycznej rzeczywistości jest przypadek pana Petliakowa. Zginął na własnym samolocie w drodze do batiuszki Stalina, gdzie miał go poinformować o rozwiązaniu wszystkich problemów :D
-
Ano. Co ciekawe Petljakow leciał wtedy seryjnym samolotem z zakładu do Moskwy. Po prostu zabrał się "na łebka"... do wieczności.
-
Trochę popracowałem w stoczni. Zakład duży, kilka tysięcy pracowników, z których zna się nielicznych i tam włąśnie widac te stosunki służbowe i jak się mają wzajemne służbowe zależności.
"Zamiatanie pod dywan"? Oczywiście, ale pod "dywan zamiata" zawsze winowajca. Jeżeli kogos innego zapytają o "zamiecioną" sprawę, to momentalnie wszystko powie jak na spowiedzi. Więc jeżeli chcesz coś "zamieść", to uważaj żeby nikt się o tym nie dowiedział. :002:
Elwood, mylisz dwie sprawy. Wiarygodność danych i konieczność uzupełniania sprzętu w ZSRR. To, że Jaki były produkowane nie było efektem naciągania danych, tylko efektem odgórnej decyzji o wdrożeniu do produkcji, bo nic lepszego nie mieli. Mieli wybór miedzy lataniem na niedorobionych samolotach, zdając sobie sprawę jakie one są, albo lataniem na I-16, które w tamtej sytuacji były jeszcze gorsze w porównaniu z samolotami niemieckimi. Z całą świadomością poświęcano pilotów, ale myślę, że innego wyjście w tamtym czasie nie mieli. A jeżeli politbiuro ze Stalinem zadecydowało o produkcji słabego samolotu, to już oczywiście wszyscy dookoła byli czyści i tylko były ciągłe naciski na Jakowlewa, żeby ulepszał ten samolot. Można przyjąć, że batiuszka miał dobre rozeznanie jakie ZSRR miał samoloty, bo przecież jego syn był pilotem i pewnie mówił tatusiowi wszystko bez ogródek.
-
Ano. Przykład podany przez Elwooda jest jednak odpowiedni w innym względzie - pokazuje, iż realne osiągi maszyn, wykazane na testach (a wyniki testów I-26, I-200 czy I-301 oraz ich późniejszych rozwinięć można spokojnie odnaleźć w literaturze) bardzo często nie miały odzwierciedlenia w decyzjach podejmowanych przez NKO. A tu kierowano się wieloma względami, także, niestety dla wielu poległych obywateli ZSRS pozamerytorycznymi.
-
Można przyjąć, że batiuszka miał dobre rozeznanie jakie ZSRR miał samoloty, bo przecież jego syn był pilotem i pewnie mówił tatusiowi wszystko bez ogródek.
Dupa był, a nie pilot. Był pijakiem, dziwkarzem i chuliganem, synem swojego tatusia dzięki któremu mógł wszystko, włącznie z ukończeniem najlepszej ruskiej szkoły lotniczej, gdzie najstarsi instruktorzy dostawali sraczki byleby tylko mu nie podpaśc i nie wyjechac na wczasy w plener. Nie był ani specjalnie zdolny, ani nawet rozgarnięty. I raczej niewiele miał do powiedzenia, nawet jeśli akurat był trzeźwy.
Koniec off-topicu.
Aha, widzimy się w sobotę.
-
Wasilij Stalin to nieciekawa postać. Alkoholik. Parę razy siedział w więzieniu, po smierci ojca. Wywalono go też z wojska. Pochowano go nawet nie pod prawdziwym nazwiskiem ale pod pseudonimem ojca z czasów WWS "Wasiljew" bodajże. Dowodził a jak - 434 IAP/32 GIAP po śmierci Kleszczewa, który tez lubił popić (co najprawdopodobniej było przyczyna jego śmierci). Młodego Stalina ojciec kategorycznie zdjął z dowodzenia po tym jak wybrał się z ekipą z jednostki na ryby. Wieść gminna nosi, iż nawaleni pływali po jeziorze a ryby łowili granatami. Zakończyło się ofiarami śmiertelnymi. Wśród przyczyn oficjalnego zwolnienia z obowiązków było pijaństwo, rozpijanie personelu latającego i obniżenie dyscypliny - vide np u Wołkogonowa. Z drugiej strony Wasilij latał, brał nawet udział w walkach, o czym wspomina Dołguszyn, który raz uratował mu życie.
Koniec OT.
-
Elwood, mylisz dwie sprawy. Wiarygodność danych i konieczność uzupełniania sprzętu w ZSRR. To, że Jaki były produkowane nie było efektem naciągania danych, tylko efektem odgórnej decyzji o wdrożeniu do produkcji, bo nic lepszego nie mieli. Mieli wybór miedzy lataniem na niedorobionych samolotach, zdając sobie sprawę jakie one są, albo lataniem na I-16, które w tamtej sytuacji były jeszcze gorsze w porównaniu z samolotami niemieckimi. Z całą świadomością poświęcano pilotów, ale myślę, że innego wyjście w tamtym czasie nie mieli. A jeżeli politbiuro ze Stalinem zadecydowało o produkcji słabego samolotu, to już oczywiście wszyscy dookoła byli czyści i tylko były ciągłe naciski na Jakowlewa, żeby ulepszał ten samolot. Można przyjąć, że batiuszka miał dobre rozeznanie jakie ZSRR miał samoloty, bo przecież jego syn był pilotem i pewnie mówił tatusiowi wszystko bez ogródek.
Dawno mnie nie było, ale w końcu dostrzegłem zacny wątek w mojej ulubionej dyscyplinie :)
Nie będę powtarzał tego, co mówili przedmówcy, bo nie ma sensu.
Zastanów się Zoom - oczywiście, że każdy, gdy widzi, że jego "dziecko" lata kiepsko lub nie lata, to robi wszystko by je uchronić przed końcem na złomie. Nawet w najwspanialej cywilizacyjnie rozwiniętych krajach... daleko za oceanem ;)
Tylko tu już nawet nie chodzi o to, że partia to, partia tamto.
Miarą jakiej normalności jest tworzenie sił myśliwskich takiego potężnego kraju jak ZSRS bez konkursu maszyn, a wyznacza bez możliwości odmowy, konstruktora i producenta?
Każdy zamiata pod dywanik, ale jak się okazuje, że samolot nie lata... to Wierchuszka wdroży go i tak... bo nie ma innego. "Komuś" z partii się spodobał Jakowlew i jego "podejście" do sprawy myśliwca i wyznaczył jego. Jakowlew oczywiście zawalił sprawę, bo przy projektowaniu myśliwca, nie da się niestety ukryć własnego nieuctwa. Tym niemniej skąd wziąć inny, jak I26 miał latać i koniec? Nadal sądzisz, że zamiata pod dywanik tylko konstruktor, oblatywacz czy pilot? Przecież tu nie chodzi o ich błędy, tylko o błędy Pana/Panów na górze, którzy gówno wiedzieli.
W normalniejszym kraju, bo raczej też nie zupełnie normalnym, są conajmniej dwa samoloty, spośród których się wybiera. Oczywiście wpływy, partia, kontakty dalej to zniekształcają... ale no nie da się w tej sytuacji przepchnąć samolotu, który NIE lata... w przeciwieństwie do ZSRS. Bo tam partia desygnuje "najlepsze" biuro, które robi "najlepszy" samolot. I nie ma możliwości pomyłki, bo system tego nie zakłada.
Propaganda jest wszędzie i praktycznie wszyscy dorabiali trochę do osiągów maszyn. Niestety jednak, tylko w ZSRS system zakładał brak pomyłek, i dlatego właśnie spośród wszystkich krajów, to dane ZSRS są najmniej wiarygodne z założenia.
Takie proste mechanizmy, o których Zoom pisałeś, tutaj nie mają nic do gadania.
Pozdrawiam
-
Labowsky - ale konkurs był, może nie taki jak w państwach zachodu ale jednak. Były jeszcze poza I-26, I-200 i I-301 także I-28 Jacenki, SK-2 Wisnowata, I-21 Paszynina, I-330, I-207, maszyny Polikarpowa, Suchoja...
ZSRR to jednak grunt dla bagna układów, koligacji, pozamerytorycznych sporów, zakulisowych działań czy nawet swoistego bandytyzmu - najlepszy przykład podprowadzenie przez Jakowlewa partii próbnej M-107 Ławoczkinowi (ten w akcie desperacji chwycił się M-82 - w uproszczeniu)
-
Poza tym jeszcze wdrożono też drugi myśliwiec - LAGG :002: , równie dobry.
Więc wybór mieli zaiste niesamowity.
Co do "zamiatania pod dywanik", Labi, to pogadamy jak zaczniesz na poważnie pracować i dostaniesz swój zakres obowiązków :001: . Wierchuszka wzdrażając samolot nie "zamiatała", oni go wdrażali bo musieli coś zacząć produkować
Watek w założeniu miał jednak dotyczyć wiarygodności danych. I niestety uważam, że nie masz racji pisząc, że w ZSRR zawsze coś dodawali. W tym systemie właśnie się nie dodaje, jeżeli coś po badaniach nie odpowiada założeniom, to takie wyniki się utajnia, a do wiadomości się podaje takie "bardziej prawdziwe". Niemniej jednak propaganda propagandą, a konstruktor dostawał po uszach według prawdziwych danych, im gorsze, tym bardziej dostawał.
I to co napisał Leon. Ja bym to uogólnił. Każdy zakup dla wojska, niezależnie w jakim kraju rodzi pewne układy. Przypomnijmy sobie co się działo u nas przy wyborze F-16 - Grippen. Przypomnijmy sobie jak wybrano Bf-109 na podstawowy myśliwiec w Niemczech. Teraz to ładnie nazwali - lobbing. :003:
Chyba najuczciwiej to był zakupiony przez USA P-51, którego zamówili Angole, a USA powiedziało, że teraz oni go potrzebują i Angole muszą poczekać. Firma miała zbyt zapewniony, jak nie w USA, to w GB, więc raczej nie wchodziła w żadne układy.
-
Generalnie, jak napisałeś Zoom, a ja też wcześniej, uważam, że w papierach, na których była pieczątka CEKPETHO nie było powodów zawyżać danych z pomiarów w oficjalnych próbach państwowych. Świadczy ot tym chociażby strona wklejona z raportu z badań seryjnego Ła-7, gdzie wyraźnie jest napisane, wraz z podaniem możliwych przyczyn takiego stanu, iż dany egzemplarz wyraźnie stracił na osiągach względem "etalonu" (egzemplarza próbnego). Nie mam jednak dostępu do bezpośrednich sprawozdań z których można określić jakość pomiaru.
Istnieje też druga strona medalu - w 1941, przed wojną na testy armijne Fabryka Nr 1 przysłała tak odpicowanego MiGa, że wojskowi znający już maszynę ze służby i testów w IAPach głośno wyrazili swe oburzenie... Bo tak staranie wykonanej i "nastrojonej" maszyny w pułkach nie widzieli.
PS.ŁaGG to ciekawa historia, typowa dla ZSRR ingerencja w pracę konstruktora - bardzo dobry prototyp, chociaż projektowany pod M-106, latał na M-105, dociążono wg wskazań samej góry dodatkowym zapasem paliwa w celu zapewnienia wymaganego przez górę zasięgu. I skierowano do fabryk, które z deltą nie miały żadnego doczynienia wcześniej. I co wyszło - samolot fatalnie wykonany (poza kilkoma seriami z fabryki w Leningradzie, nie pamiętam numeru) o dużym obciążeniu mocy....
-
Trochę OT, ale da to trochę wyobrażenia jak działa taki system.
Jak gdzieś tam napisałem, kilka lat pracowałem w stoczni. Zajmowałem się instalacjami hydraulicznymi (wysokie ciśnienie), chociaz akurat nie pracowałem jako wykonawca tych instalacji.
Otóż zakończenie montażu takiej instalacji wygląda tak, że płucze i filtruje się układ, aż olej osiągnie wymagany stopień czystości. Taka operacja potrafi trwać 2-4 dni. Co pewien czas wzywany był człowiek z laboratorium, który brał próbkę oleju z instalacji i badał jego czystość. I tak aż do osiągnięcia wymaganej czystości. Myślicie, że ten człowiek z laboratorium coś naciągał? Nie, nigdy. Niby ta sama firma, ale czasami piana wychodziła na usta jak gostek dzwonił i mówił: "No niestety panowie, narazie macie klasę (np.) 10". Firma ta sama, ale podlegał pod innego dyrektora, to wystarczyło.
Toteż żeby usprawnić i przyśpieszyć wykonywanie takich operacji, kupiono specjalne urządzenia i odpowiedzialnością za czystość oleju obarczono mistrzów wykonujących układy hydrauliczne. Takie urządzenie podpinało się do układu i pomiar był praktycznie ciągły. I może was to zaskoczy, ale mistrzowie bardzo sumiennie sprawdzali czystość oleju. Nawet dokładniej niż poprzenio. Czemu? Ano bo na płukanie oleju mógł pobrać godziny z kosztów dodatkowych. Nawet jak się przeciągnęło. Jednak, gdy już zdawał układ, a ktoś np. kupujący statek, albo przedstawiciel towarzystwa klasyfikacyjnego zbadał czystość oleju i byłaby ona niewystarczająca, to wtedy wszystkie poprawki wykonywałby za darmo. Czyli płukanie układu, sprawdzanie szczelności i kolejne odbiory (min 3 dni). Nie wiem czy podwładni takiego mistrza byliby zadowoleni pracując np. 3 dni w miesiącu za friko. Praktyka była więc taka, że mistrzowie płukali i filtrowali olej do klasy o dwie wyższej niż wymagana.
I w pierwszym przypadku i w drugim nie było żadnego naciągania.
A teraz sobie wyobraź, że za takie naciągnięcie i gonienie planu przychodzi smutny gość i wam na miejscu strzela w łeb w imieniu partii. Naciągalibyście cokolwiek?
-
Labowsky - ale konkurs był, może nie taki jak w państwach zachodu ale jednak. Były jeszcze poza I-26, I-200 i I-301 także I-28 Jacenki, SK-2 Wisnowata, I-21 Paszynina, I-330, I-207, maszyny Polikarpowa, Suchoja...
Chwilunia Leon.
Jaki to był konkurs i na jaką maszynę? Na myśliwiec manewrowy? To chyba był konkurs rozstrzygający o tym jaki typ maszyny będzie potem podstawą dla głównego myśliwca Sokołów. Popraw mnie, bo nie mam pewności, ale konkurs był ten ewenementem i de facto nie dotyczył docelowego myśliwca.
Miały być trzy, prawda? Przechwytujący (docelowo LaGG-1/3), manewrowy (docelowo Jak-1) i wysokościowy (docelowo MiG-1/3).
Nie mówmy o Suchoju i Polikarpowie, bo to, że maszyny były było ich osobistą inicjatywą, za którą równie dobrze mogli dostać czapę bez gadania. Prawda? :)
Tak jak ze szturmowcem - od początku lat 30. pełno było nowych maszyn i pomysłów. Wyprodukowano jednak IŁa-2, bo poza układami, jak to kiedyś na DWS Chmielewski dobrze zauważył, był w danym czasie jedynym. Że nie był gotowy do produkcji... ani latania to inna rzecz. Su6 nie wszedł, bo de facto był gotowy do produkcji na przełomie lat 1941/1942. Dlaczego tak późno to jeszcze inna bajka, też ciekawa.
Poza tym jeszcze wdrożono też drugi myśliwiec - LAGG :002: , równie dobry.
Więc wybór mieli zaiste niesamowity.
Tyle, że ŁaGG nie był konkurentem Jaka. Był to samolot do zupełnie czego innego. Też był faktycznie bez konkursu.
Co do "zamiatania pod dywanik", Labi, to pogadamy jak zaczniesz na poważnie pracować i dostaniesz swój zakres obowiązków :001: . Wierchuszka wzdrażając samolot nie "zamiatała", oni go wdrażali bo musieli coś zacząć produkować
Uwielbiam traktowanie z góry, jak się nie wie, co rozmówca mógł przeżyć dotychczas. Wiek, doświadczenie i te inne sprawy - muszę dorosnąć do rozmowy, wiem lol
Ale się odgryzę: Porozmawiamy, jak Zoom będziesz lepiej pamiętał czasy komuny ;) :D
Wierchuszka wdrażając samolot "zamiatała", bo nic innego nie miała właśnie. :)
Watek w założeniu miał jednak dotyczyć wiarygodności danych. I niestety uważam, że nie masz racji pisząc, że w ZSRR zawsze coś dodawali. W tym systemie właśnie się nie dodaje, jeżeli coś po badaniach nie odpowiada założeniom, to takie wyniki się utajnia, a do wiadomości się podaje takie "bardziej prawdziwe". Niemniej jednak propaganda propagandą, a konstruktor dostawał po uszach według prawdziwych danych, im gorsze, tym bardziej dostawał.
ROFL Jakowlew i Iljuszyn tak dostali po uszach za swoje buble, że aż Polikarpow zmarł ze śmiechu.
I to co napisał Leon. Ja bym to uogólnił. Każdy zakup dla wojska, niezależnie w jakim kraju rodzi pewne układy. Przypomnijmy sobie co się działo u nas przy wyborze F-16 - Grippen. Przypomnijmy sobie jak wybrano Bf-109 na podstawowy myśliwiec w Niemczech. Teraz to ładnie nazwali - lobbing. :003:
No to chyba oczywiste. Pytanie tylko ile osób musi przypłacić życiem ten lobbing, by uznać to za patologię. Dla mnie ZSRS bije w tej materii wszelkie rekordy światowe.
Trochę OT, ale da to trochę wyobrażenia jak działa taki system.
Jak gdzieś tam napisałem, kilka lat pracowałem w stoczni. Zajmowałem się instalacjami hydraulicznymi (wysokie ciśnienie), chociaz akurat nie pracowałem jako wykonawca tych instalacji.
Otóż zakończenie montażu takiej instalacji wygląda tak, że płucze i filtruje się układ, aż olej osiągnie wymagany stopień czystości. Taka operacja potrafi trwać 2-4 dni. Co pewien czas wzywany był człowiek z laboratorium, który brał próbkę oleju z instalacji i badał jego czystość. I tak aż do osiągnięcia wymaganej czystości. Myślicie, że ten człowiek z laboratorium coś naciągał? Nie, nigdy. Niby ta sama firma, ale czasami piana wychodziła na usta jak gostek dzwonił i mówił: "No niestety panowie, narazie macie klasę (np.) 10". Firma ta sama, ale podlegał pod innego dyrektora, to wystarczyło.
Toteż żeby usprawnić i przyśpieszyć wykonywanie takich operacji, kupiono specjalne urządzenia i odpowiedzialnością za czystość oleju obarczono mistrzów wykonujących układy hydrauliczne. Takie urządzenie podpinało się do układu i pomiar był praktycznie ciągły. I może was to zaskoczy, ale mistrzowie bardzo sumiennie sprawdzali czystość oleju. Nawet dokładniej niż poprzenio. Czemu? Ano bo na płukanie oleju mógł pobrać godziny z kosztów dodatkowych. Nawet jak się przeciągnęło. Jednak, gdy już zdawał układ, a ktoś np. kupujący statek, albo przedstawiciel towarzystwa klasyfikacyjnego zbadał czystość oleju i byłaby ona niewystarczająca, to wtedy wszystkie poprawki wykonywałby za darmo. Czyli płukanie układu, sprawdzanie szczelności i kolejne odbiory (min 3 dni). Nie wiem czy podwładni takiego mistrza byliby zadowoleni pracując np. 3 dni w miesiącu za friko. Praktyka była więc taka, że mistrzowie płukali i filtrowali olej do klasy o dwie wyższej niż wymagana.
I w pierwszym przypadku i w drugim nie było żadnego naciągania.
A teraz sobie wyobraź, że za takie naciągnięcie i gonienie planu przychodzi smutny gość i wam na miejscu strzela w łeb w imieniu partii. Naciągalibyście cokolwiek?
Porównujesz sytuację w Polsce powojennej do przedwojennej i wojennej sytuacji w ZSRS? Tylko dlatego, że tu i tu na mapce widniał napis komunizm? :D
Pozdrawiam
-
Labi - to nie takie proste. Bo projekt Ch (ruskie X) był samowolnym działaniem Polikarpowa. Wyciągniętym z teczki przez Karjewa gdy szef był na wyjeździe u sojuszników a Jakowlew szarogęsił się z założeniami I-26... Projekt ujawniono bez zgody Polikarpowa, a nawet wbrew jego poleceniom. Dalej już historię I-200 znasz. A konkurs dotyczył (a raczej "konkurs") dwóch typów myśliwców - jeden miał mieć 620 km/h na 6000m a drugi 650 km/h na 10000m. Było to efektem dekretu "O przeprowadzeniu prac niezbędnych do uruchomienia produkcji nowych i zmodernizowanych samolotów myśliwskich, bombowych, szturmowych, rozpoznawczych, szkolnych treningowych oraz w sprawie budowy prototypów :karpik" z lata 1939. W efekcie prace rozpoczęło - uwaga, uwaga, ponoć 12 biur.
-
Ok Labi, trochę się zapędziłem z tym zamiataniem, ale trochę widziałem, przeżyłem i chyba po prostu inaczej rozumiemy to pojęcie. Ja to rozumiem jako ukrywanie błędów już popełnienych, a Ty, tak jak to odczytuję, uciekanie od problemu.
Jednak chyba można już przynajmniej częściowo podsumować dyskusję. Nie widziałem poważnych zastrzeżeń co do wiarygodności danych, więc chyba można uznać, że dane radziecki mogą być wiarygodne, pod warunkiem jednak, że się dobrze szuka i nie czyta się półpropagandowych publikacji. Czyli np. nie warto czytać opisów samolotów w FB :).
Sposoby podejmowania decyzji tak w ZSRR, jak i w każdym innym państwie, to już odrębny temat i chyba zawsze byśmy znaleźli jakieś patologie.