Pytanie w konkursie o La-7 spowodowało, że pomyślałem o tym samolocie. Rosjanie przedstawiają go jako najlepszy samolot II WŚ. Podają jego osiągi, które rzeczywiście są imponujące. No i tak zastanawiam się nad wiarygodnością danych, głównie radzieckich, bo w te zwykle powątpiewamy, ale ten problem dotyczy wszystkich danych.
Najpierw może dane radzieckie. Ci, którzy mieli okazję trochę pomieszkać w poprzednim ustroju, wiedzą jak ten system funkcjonował u nas. Można przypuszczać, że w ZSRR działo się podobnie. Do czego zmierzam. Ano do tego, że o ile w gazetach były dane propagandowe i wszystko było najlepsze, to na pewnym szczeblu już były tylko dane prawdziwe. Może napiszę jak to sobie wyobrażam w przypadku samolotów ZSRR.
Mianowicie powstawał sobie prototyp, który na koniec szedł do badań do instytucji niezależnej, czyli CAGI lub czegoś podobnego. I teraz wyobraźmy sobie, że prowadzący testy zawyża dane. Co w ten sposób osiąga? Nic. Ryzykuje tym, że za fałszowanie danych pojedzie na długie wczasy i to wcale nie na Krym. A fałszowanie wyjdzie w momencie kiedy taki samolot zostanie skierowany do produkcji.
Teraz mamy sytuację, gdy facet podaje prawdziwe dane, które są słabe. Kto wtedy ma problem? Problem ma konstruktor, a nie prowadzący badania. Prowadzący badania zrobił swoje i jest czysty, to konstruktor musi się martwić, żeby się wytłumaczyć ze straconych materiałów i środków. Te dane nie są jawne, więc i tak się o nich dowiedzą tylko w politbiurze i ministerstwie. Ludziom w gazetach można i tak napisać, że ten samolot jest najlepszy. W tej sytuacji konstruktor może ewentualnie poprosić, żeby prowadzący badania trochę ponaciągał, ale super samolotu z knota to już się nie da zrobić.
Tak to działało w komunie. Każdy musiał mieć dupokrytkę i nikt się raczej za kolegów nie podstawiał. Teraz zresztą też tak jest. Zwłaszcza, że wtedy ryzykował życiem jako sabotażysta. Moim zdaniem łatwiej się było wytłumaczyć konstruktorowi, że mu nie wyszło, że coś jest niedopracowane, że było za mało czasu, niż takiemu gościowi, który z litości nad konstruktorem, fałszował dane dla swoich mocodawców.
Teraz mamy często dostęp do tych właśnie, kiedyś niejawnych, danych. I jeżeli nasze słoneczko, Olo pisze, że radzieckie dane są dobre, to może coś w tym jest.
W USA chyba było trochę podobnie. Tylko tam nie ryzykowali życiem, więc prowadzący badania mógł np. dać się skorumpować. Ryzykował więzieniem, ale stopień ryzyka podwyższał stawkę. Też obecnie znany mechanizm. Tam firmy lotnicze walczyły o kontrakty, więc myślę, że czasami nie obyło się bez łapówek.
Chyba najbardziej wiarygodne wg mnie dane jakie spotkałem, to porównanie FW-190 z P-47 wykonane na zlecenie 9 armii powietrznej USA we Włoszech. Ci nie mieli interesu żeby cokolwiek naciągać. Oni to robili, żeby ocalić swoich pilotów i nikt by nie miał korzyści w przypadku zawyżania lub zaniżania danych samolotów. No bo kogo by oszukali?
A co wy o tym myślicie?