Autor Wątek: Nawigacja nad oceanami  (Przeczytany 4078 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Sherman

  • *
  • 1. Pułk Lotniczy, 2. Eskadra Wywiadowcza, 105.WPŚB
Odp: Nawigacja nad oceanami
« Odpowiedź #15 dnia: Grudnia 30, 2006, 14:58:38 »
Kiedy Amerykanie zdobyli pierwszy japoński samolot pokładowy (względnie nie zniszczony- żeby elektronika była cała)??
Marcin "Rahonavis" Rogulski (1986-2019)

Nie przepuszczą żadnej owcy,
Z drugiej chłopcy wywiadowcy.

Odp: Nawigacja nad oceanami
« Odpowiedź #16 dnia: Marca 28, 2007, 19:57:46 »
Na Saipanie w 1994 r. amerykanie zdobyli A6M5 i przeprowadzali jego test porównawcze z najnowszym Hellcatem F6F5.
Ale nie wiem czy to pierwszy taki przypadek.
Aha i ja też dołączam się do pytania o nawigację.
Moim zdaniem sam kompas to za mało, bo myśliwce to nie samoloty komunikacyjne, często latały bez innych maszyn w ugrupowaniu, nie było tam specjalnych nawigatorów, a samoloty często zmieniały kurs i były pochłonięte walką. Chyba musiał itnieć jakiś system oparty o fale radiowe. Wie ktoś jak on dokładnie działał?
A i tak jescze na marginesie czy nawigacja nad lądem (np. front wschodni) w myśliwcach frontowych to tylko mapa i kompas?

Grzybek

  • Gość
Odp: Nawigacja nad oceanami
« Odpowiedź #17 dnia: Marca 31, 2007, 09:23:01 »
Bardzo możliwe, sądziłem że w wersji instalowanej na samolotach również jest założony emiter sygnału.

Na samolotach był tylko odbiornik. Tutaj http://www.heading.enter.net.pl/hips1.htm jest trochę informacji o Gee.

Offline Rammjager

  • ZB
  • *
  • ex-JG300 pilot.
Odp: Nawigacja nad oceanami
« Odpowiedź #18 dnia: Marca 31, 2007, 13:13:32 »
Na Saipanie w 1994 r. amerykanie zdobyli A6M5 i przeprowadzali jego test porównawcze z najnowszym Hellcatem F6F5.
Ale nie wiem czy to pierwszy taki przypadek.
Aha i ja też dołączam się do pytania o nawigację.
Moim zdaniem sam kompas to za mało, bo myśliwce to nie samoloty komunikacyjne, często latały bez innych maszyn w ugrupowaniu, nie było tam specjalnych nawigatorów, a samoloty często zmieniały kurs i były pochłonięte walką. Chyba musiał itnieć jakiś system oparty o fale radiowe. Wie ktoś jak on dokładnie działał?
A i tak jescze na marginesie czy nawigacja nad lądem (np. front wschodni) w myśliwcach frontowych to tylko mapa i kompas?

O ile mnie pamięć nie myli pierwszy w miarę nieuszkodzony egzemplarz Zera Amerykanie zdobyli na Aleutach (wyspy Attu, Kiska bodajże).
Japoński pilot próbował lądować awaryjnie i zginął (chyba kark skręcił) a samolot po kosmetycznych poprawkach przetransportowano do Stanów, gdzie przeszedł gruntowne badania.
Kiedy to było - nie jestem pewien - nie będę strzelał, wrócę do domciu to poszukam i napiszę.


Co do nawigacji nad oceanem.
Closterman opisuje miję na pzrechwycenie Betty z admirałem Yamamoto na poładzie.
Uzyte P-38 (które i tak miały spory zasięg) dodatkowo miały zbiorniki.
Trudno oczekiwać aby japońce wysyłali sygnał naprowadzający dla amerykanów.
A jedank znaleźli samolot Admirała.
Więc pozostaje busola i metoda prędkość-czas.
Wazną informacją była informacja o stanie pogody i prędkości wiatru w rejonie celu i na drodze dolotu do niego.
W ksiażce "Ostatni lot" jest relacja Horbaczewskiego nt pewnego lotu na osłonę B-17.
Polskie skrzydło (315, 316 i angielski 128) prowadził Skalski.
W czasie dolotu do bomberów skracał kurs co pół godziny o parę stopni w stosunku do założonego w planie misji.
Horbaczewski i Haw (d-ca 128) zaczęli się niepokoić, ale Skalski kazał im utrzymać szyk.
Znaleźli bombowce i dalszy lot przebiegłbez problemów.
W bazie przyszło wyjasnienie.
Zmieniły sie warunki pogodowe (wiatr zmieił kierunek i prędkość) - więc powiadomiono dowódcę skrzydła radiowo, ale Skalski zaprzeczył jakoby dostał jakąś informację.
W kadym bądz razie - jesli leciliby tym samym kursem - w drodze powrotnej zniosło by ich nad szeroki kawałek kanału i potopili by się z braku paliwa.

Ramm.
" only mad men fly there where angels afraid to step... "

Pogo

  • Gość
Odp: Nawigacja nad oceanami
« Odpowiedź #19 dnia: Marca 31, 2007, 14:06:35 »
Ramm z tego co ja pamiętam jak czytałem Clostermana to mieli dużo szczęścia .Bo będąc w miejscu gdzie teoretycznie powinni mieć kontakt nic nie widzieli i już prawie zwątpili …

A mam takie pytanie czy pilot który wylądował na lotniskowcu jednocześnie uszkodził maszynę miał z tego powodu jakieś nieprzyjemności . Chodzi mi o dobre warunki pogodowe no  i lądowanie na sprawnej maszynie ?