Autor Wątek: Zderzenie marzeń z rzeczywistością  (Przeczytany 3646 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Odp: Zderzenie marzeń z rzeczywistością
« Odpowiedź #15 dnia: Kwietnia 06, 2018, 17:01:59 »
Witam

Panowie, przede wszystkim dzięki bardzo za odzew oraz również za słowa wsparcia. :D To "miło", że są osoby, które mają podobne życiowe rozterki. W tym sensie, że w kupie jednak raźniej, bo jednak zazdrościć nie ma czego. ;)

Podejście "JUST DO IT AND WPIERIOD!", o którym pisał Toyo, z jednej strony kusi, bo w końcu "do odważnych świat należy", ale w moim przypadku raczej nie wchodzi w grę. Mam już taki charakter, że zawsze dokładnie analizuję wszystkie za i przeciw, kalkuluję ryzyko i konsekwentnie stosuję w życiu zasadę, że "lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu". Czy to dobrze czy nie, to już inna sprawa. Po prostu tak mam.

Stąd też moja wstępna ocena sensu porywania się na takie rozwiązanie, jak w tym przypadku. Mam w pełni świadomość, że opcja jest raczej z gatunku "crejzi" i poniekąd już nawet same rozważanie tego trąci mi trochę naiwnością. Jednakże podstawowe hamulce dla tego typu planów na tym etapie życia, którymi wg mnie są głównie: założona rodzina oraz ułożona kariera, niestety nadal mnie nie dotyczą. Mam po prostu wątpliwości, czy droga zawodowa, którą obrałem, jest właściwa. Może to tylko namiastka kryzysu wieku średniego, a może przejściowe wypalenie i zmęczenie pracą "za biurkiem". Mimo, że kokosów nie zarabiam, to jednak biedy też nie klepię. Jest blisko, wygodnie i bezstresowo. Tym niemniej wykonywana praca nie daje mi praktycznie żadnej satysfakcji. Jak w piosence Elektrycznych Gitar: "tony papieru, tomy analiz...".  I nic poza tym.

Oczywiście nie mam złudzeń, że praca pilota zawodowego (czy to liniowego czy też czegoś mniejszego) to nie tylko miód i orzeszki. Tak jak napisano wyżej - w sumie to bycie kierowcą latającego autobusu. :) Tzn. praca zapewne też bywa ciężka, choć naturalnie prestiż i zarobki są nieporównywalnie większe. Czy to jest zawód dla mnie? Szczerze, to też nie mam 100% pewności. Z jednej strony zakładam, że skoro lotnictwo pasjonowało mnie (tak jak większość z Was) odkąd sięgam pamięcią, to taka praca musiałaby dawać poczucie spełnienia. Ale pasja do lotnictwa to jedno, a to czy ma się właściwe predyspozycje by się w tym sprawdzić zawodowo to już inna sprawa. Ostatecznie "tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono".

Przyznam, że mam teraz mętlik totalny w głowie im bardziej zagłębiam się w temat (mirage9 - dzięki za przydatne linki). Z jednej strony -  mam już przynajmniej pewność, że jeśli chodzi o samą kwestię wieku, to jednak nadal nie jest za późno. Poza tym o czym pisaliście, znalazłem też wzmianki o osobach, które podobno rozpoczynały karierę pilota liniowego nawet i w wieku 45 lat, choć oczywiście jest to sytuacja odbiegająca od normy i wyjątkowa.

Natomiast inna sprawa to możliwość oceny zawczasu czy taka decyzja się opłaci - także w kontekście czysto finansowym. Napisałem, że zarobki w tym przypadku to nie byłby główny motywator, ale jednak trzeba mieć na uwadze, że koszty wyrobienia licencji pilota liniowego prywatnie dla szarego człowieka są zawrotne i jest to potężna inwestycja, którą trzeba będzie spłacić. Sam od ręki na pewno tego nie sfinansuję, konieczna byłaby więc albo pożyczka od rodziny (tu zapewne reakcja "chyba upadłeś na głowę") albo kredyt w banku. Pod tym względem odnoszę wrażenie, że nadal mam zbyt dużo niewiadomych, aby móc się definitywnie zdecydować na taki krok. W końcu trzeba mieć wyraźną perspektywę spłaty tych pieniędzy (przy założeniu, że obędzie się w trakcie bez zdarzeń losowych jak choroba, wypadek itp., przez które się już zupełnie na lodzie zostanie).

Pierwsza podstawowa niejasność dla mnie to szanse na znalezienie zatrudnienia i realne do osiągnięcia zarobki (przy tak późnym wejściu na rynek). Z jednej strony można znaleźć informację w sieci, że obecnie jest bardzo duże zapotrzebowanie na pilotów i że linie praktycznie się o nich biją, prześcigając się w ofertach. Na dodatek taki trend ma się podobno utrzymać czy nawet przybrać na sile w najbliższych latach (w normalnych warunkach gospodarczych, bez jakiś kryzysów finansowych itp.). Podawana rozpiętość możliwych do osiągnięcia zarobków też jest olbrzymia i ciężko zweryfikować mi poprawność tych danych. W sieci znalazłem wzmianki o najniższym miesięcznym wynagrodzeniu 5k-10k PLN w LOT na start, poprzez np. 15-20k PLN - Ryan, Wizz. Później w miarę nabywania doświadczenia, zarobki potrafią dojść nawet do 40k PLN (LOT), 80k PLN (Lufthansa), czy nawet 30k USD (Chiny i to netto) miesięcznie. Oczywiście mówimy o najbardziej doświadczonych kapitanach, latających na największych maszynach i na długich trasach. Perspektywa zarabiania takich pieniędzy sprawia, że spłata kredytu (nawet przyjmując te 200k PLN), byłaby tylko formalnością. Obawiam się jednak, że wiele z tych ofert jest dedykowana dla "dyplomowanych" pilotów i to ze stażem, do jakiego pewnie nigdy nie byłoby mi dane dojść, z uwagi na wiek.

Inna sprawa, która stawia całą tą przygodę pod znakiem zapytania, to problem z jakim zderzają się piloci zaraz po szkołach prywatnych, jakim jest brak minimalnego nalotu wymaganego w większości ofert (500-1000h) no i oczywiście potrzeba wyrobienia kwalifikacji (TR) na dany typ samolotu. Powszechne są więc "chude" lata zaraz po ukończeniu ATPL i żmudne "ciułanie" godzin nalotu za free (tj. za samą możliwość latania) np. holując szybowce lub ewentualnie wyrobienie licencji instruktora i dalsze śrubowanie nalotu podczas instruktażu (za grosze). A już zupełnie opadła mi szczęka jak wyczytałem o stosowaniu zasady "pay2fly", czyli płacenia liniom lotniczym za możliwość wyrabiania nalotu. Czyli poniekąd to pracownik płaci pracodawcy za wykonywaną pracę. Ciekawe swoją drogą jak to ma się do Kodeksu pracy... Oczywiście zdarzają się szczęśliwcy, którzy załapują się do linii zaraz po wyrobieniu ATPL z 200h nalotu, ale jednak znowu zakładam, że to również dotyczy raczej dyplomowanych absolwentów kierunku pilotażu, no i rzecz jasna wiąże się z potrąceniami kosztów szkolenia z pensji i lojalkami. Tak więc z jednej strony informacje o tym, że pilotów brakuje (naturalnie - doświadczonych), a z drugiej obraz rzeszy pilotów ze statusem frozen ATPL nie łapiących się godzinowo na jakiekolwiek oferty.

Te wszystkie znaki zapytania raczej skutkują tym, że postawienie wszystkiego na jedną kartę wydaje mi się na ten moment zbyt ryzykowne. Bezpieczniejszym rozwiązaniem wydaje się ewentualnie dalsza praca (biurowa) i wyrabianie tego wszystkiego na raty krok po kroku. Tylko w moim wieku, opcja gdzie proces szkolenia będzie trwać jakieś 7-8 lat, też prezentuje się niestety średnio. Ciekawą opcją są też kursy oferowane przez linie lotnicze od zera do F/O, choć skierowane są one chyba raczej głównie dla ludzi w wieku 20-30 lat. Oczywiście wiążą się także z zainwestowaniem części kosztów szkolenia ze swojej strony oraz podpisaniem lojalki, tu przykład LINK.

Przepraszam, że tak długo i może nieco pesymistycznie. ;) Spróbuję jeszcze zdobyć więcej wiedzy w temacie i może znaleźć jakiś kontakt do pilotów zawodowych by nieco podpytać o realia rynku pracy, ale przyznam, że te wszystkie informacje nieco podcięły mi skrzydła. :( Szkoda, że człowiek o tym nie pomyślał, jak w liceum jeszcze był. Przydałaby się teraz opcja "load game"... ;)

Odp: Zderzenie marzeń z rzeczywistością
« Odpowiedź #16 dnia: Kwietnia 06, 2018, 21:09:52 »
Jak na powagę sprawy to rozterki i tak masz krótkie. Czegoś wybitnego nie mam do dodania w temacie, najwyżej mogę wypowiedzieć się z pozycji osoby podobnie jak ty, albo i gorzej usytuowanej.

Wydaje mi się, że tak na początek to musiałbyś bardzo konkretnie określić o co się rozbija sprawa. Tylko o pieniądze na szkolenia? Biurko na kokpit chciałbyś zmienić tylko przez wzgląd na swoje wewnętrzne sprawy czy może jednak trochę też przez to jak patrzą inni na ciebie? Warto też rozważyć co byłoby najgorszym dla ciebie scenariuszem. Ty siedzący w tomach analiz do końca swoich dni i plujący sobie w brodę, że nie spróbowałeś latać, czy Ty siedzący w tomach analiz do końca dni i plujący sobie w brodę, że zachciało ci się latać i teraz masz kredyt do spłacenia.

Cytuj
Podejście "JUST DO IT AND WPIERIOD!", o którym pisał Toyo,
Możliwość takiej opcji to w moich oczach i tak komfort. Ludzie, którym na licencje dała mama też muszą włożyć w to ogrom pracy i wysiłku. Być może największy w życiu. Pani od ekonomii na studiach mawiała nam, że kasa się zawsze znajdzie, wystarczy wiedzieć co się chce w życiu robić. Ja widocznie jestem z tych mniej zdolnych. Może miała na myśli wyjazd na budowę do Skandynawii na dwa lata, ale obecnie i to mi odpada raczej.

Cytuj
Oczywiście nie mam złudzeń, że praca pilota zawodowego (czy to liniowego czy też czegoś mniejszego) to nie tylko miód i orzeszki.
Oczywiście, że nie. Ale lepiej paść po ciężkim locie w hotelu czy nawet domu mając 120 godzin pracy miesięcznie i pensje > 5k niż paść po 11h godzinach codziennie w korpo czy palet w biedronce za 1,9 -3 k.

Cytuj
Natomiast inna sprawa to możliwość oceny zawczasu czy taka decyzja się opłaci - także w kontekście czysto finansowym
A jak się nie opłaci to umrzesz z głodu? Żeby było ciepło syto i stałe łącze to dzisiaj naprawdę nie problem.

Cytuj
Oczywiście wiążą się także z zainwestowaniem części kosztów szkolenia ze swojej strony oraz podpisaniem lojalki, tu przykład LINK.
Jak lojalka to i jakaś stałość pracy, a więc i nalot no nie?

Cytuj
Ale pasja do lotnictwa to jedno, a to czy ma się właściwe predyspozycje by się w tym sprawdzić zawodowo to już inna sprawa. Ostatecznie "tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono".
Powiem ci szczerze, że po moim dość krótkim, ale jednak mocno intensywnym kontakcie z pewną linią lotniczą poprzez pracę w niej... mogę stwierdzić, że jak na takie "forumowe" standardy to mało wśród pilotów pasjonatów lotnictwa. To samo wrażenie miałem na studiach mając trochę kontaktu z lotnikami w mundurach. Z typologi to orientują się głównie w tym na czym latają, historia lotnictwa zaczyna się dla nich z oblataniem Cessny 150, coś tam słyszeli o Spitfirerach ale to z lektury szkolnej o jakimś tam dywizjonie no i czasem legendarny An-2 o którym słyszeli opowiadania, albo jeszcze zdążyli się załapać w aeroklubie. Większość wiedzy lotniczej, którą ludzie jak na takim forum zyskują dla przyjemności, oni jakby trochę pod przymusem zawodu.

Co do predyspozycji też bywa różnie. Zdarzają się tacy co nie do końca są stworzeni do tej pracy. To kwestia szerokiego spektrum zagadnień. Ale przykładowo. Mój kolega z pierwszego roku, nie mógł zrozumieć do końca zasad dynamiki Newtona. Dziś jest F/O w pewnej cieszącej się zaufaniem klientów linii i ma już całkiem poważny nalot. Ale to też niestety trochę znamię czasów i tego jak dziś latanie wygląda.

Cytuj
"Przydałaby się teraz opcja "load game"... ;)"
Oj tak...   Mimo pewnych tradycji lotniczych w rodzinie, dom w którym się urodziłem był jednak zdecydowanie przeciwlotniczy. Lotnictwo pasjonowało mnie oczywiście odkąd pamiętam, ale także odkąd pamiętam słyszałem w domu, że "szybowce to samobójstwo, bo to z definicji spada a nie lata, awionetki to co chwila mówią w TV, że jakaś spadła, a nawet taki duży samolot to jak się silnik zepsuje to też spada jak kamień" i pewnie sądzili, że mi przejdzie. Fakt istnienia WSOSPu czy podobnych instytucji to najlepiej było odłożyć między bajki a podania. Tym sposobem kiedyś ograniczono mi lotnictwo do modeli i gier. A prawdziwe samoloty to jak lwy w zoo, przez płot i z daleka, ew. zdechłe i wypchane w muzeum. Mimo tego pasja przetrwała, studia około lotnicze, zawodowo udało się o lotnictwo nawet nie otrzeć, a z lotnictwem wręcz zetrzeć. Zobaczyłem wtedy, że to wszystko wcale nie jest takie niedostępne jak się kiedyś wydawało, ludzie w tym wszystkim mocno nie odstają poza średnią z w miarę cywilizowanej ulicy. Gdyby tylko nastawienie od początku było właściwe...

BigMac

  • Gość
Odp: Zderzenie marzeń z rzeczywistością
« Odpowiedź #17 dnia: Maja 03, 2018, 09:49:46 »
Ja jeszcze poddam pod rozwagę, że czasem zrobienie ze swojej pracy zawodu upadla ją. Znam niejednego zapalonego muzyka, który chciał żyć ze sztuki, a kiedy przyszło mu grać kolejne wesele albo festyn, to stwierdzał, że lepiej by było pracować za biurkiem, a muzykę robić w wolnym czasie, z pasji a nie dla pieniędzy.

Może jakimś wyjściem jest zmiana pracy na taką, co będzie dawać satysfakcję, ale wciąż zwykłą i bezpieczną, a przy tym żebyś miał czas wolny pojechać do aeroklubu i nalatać się gdy cię najdzie?

Nikt nie powiedział, że marzenia trzeba realizować w pracy.

Odp: Zderzenie marzeń z rzeczywistością
« Odpowiedź #18 dnia: Maja 03, 2018, 10:55:39 »
Jest to bardzo dobry pomysł dla osoby, która nie ma za wiele zobowiązań, jest w stanie postawić wiele na jedną kartę. Gdybym ja miał dzisiejszy rozum to inaczej bym pokierował swym życiem i też nie miałbym rozterek podobnych do waszych :) No, ale je mam.
Powiem szczerze, że jestem w miarę (albo inaczej: stałem się) bardziej odważnym niż kiedyś i nawet rozważałem sobie wyprowadzkę w inny rejon świata. Od lat ubiegałem się o zieloną kartę do USA, lecz się nie powiodło. Mam znajomych z Azji i nawet myślę czy by sobie tam kiedyś nie skoczyć. Zupełny kosmos taka decyzja, inne życie - czy gorsze czy lepsze to wiadomo po tym jak się tam przebywa jakiś czas, wstępną opinię można sobie jedynie wyrobić na podstawie innych.
Tak więc czekam i zobaczę co dalej. Może będzie tak, że ileś lat powiem "just do it, wpieriod!".

Odp: Zderzenie marzeń z rzeczywistością
« Odpowiedź #19 dnia: Maja 17, 2018, 05:25:42 »
Pozwolę się wcisnąć z nieco innym tematem, niemniej 35 lat to chyba jeszcze nie starość :) (ale na pewno ostateczny wiek na poważne decyzje) Na pewno było to wałkowane na forum wielokrotnie, ale czy realnym jest zostać oficerem Wojska Polskiego? Panowie, jestem nieco od was młodszy, niemniej ostatnio zauważyłem, iż moi koledzy zamiast gadać po prostu działają dążąc do realizacji określonych celów. Nie ukrywam, nieco mnie to zmobilizowało... mam obecnie wykształcenie wyższe, raczej nieprzydatne w wojsku. Noszę okulary, kat. A itd. Słyszałem, iż podobno MON szuka nadludzi na te stanowiska jak i niezwykle ciężko jest się dostać. Również podobno łatwiej jest tym turystom co noszą plecaki. Ile w tym prawdy?

Wyższe wykształcenie pozwala postarać się o dwuletnie studium oficerskie (a tu wcale byś nie był najstarszy), potem ~25 lat w wojsku i wychodzisz z pełną emeryturą w wieku 65 lat.
Jeśli chodzi o szkoły oficerskie, to w sumie podobnie, ale proces trwa 3 lata więcej, no i musiał byś jakoś żyć z tym że jesteś na roku z 19 letnimi chłopcami. Dostać się do WSOSP czy WSOWL może być ciężko (ale to, że przyjmują tylko plecaków to głosy niezadowolenia tych, którym się nie udało, choć jest w nich trochę prawdy). Za to na WAT jest taki nadmiar miejsc, że dosłownie biorą każdego z otwartymi ramionami. Z drugiej strony podobno ostatnio ludzie masowo emigrują do WOT i to jest kolejna możliwość. Szczegółów tutaj nie znam, ale warto się tematem zainteresować. No i ostatnia sprawa, wojsko to raczej specyficzna firma, do wielu rzeczy trzeba się przyzwyczaić, z kilku zrezygnować itp. Na pewno przychodzi to łatwiej wspomnianym małolatom  ;) Ostatecznie, to dosyć poważna sprawa i warto się głęboko zastanowić. Znam osoby, które marzyły o szkole oficerskiej całe życie, a gdy w końcu się udało i tak przychodziły chwile zwątpienia i myśli żeby zrezygnować.

Odp: Zderzenie marzeń z rzeczywistością
« Odpowiedź #20 dnia: Maja 21, 2018, 22:12:34 »
Zadajcie sobie tak naprawdę pytanie, czy warto iść do woja. Mam dwóch znajomych, którzy taką decyzje podjęli. Jeden po prostu uciekł od rynku pracy po studiach, bo "ciężko i nie ma sensownych propozycji" i siedzi (co tu dużo gadać, nie przemęcza się) w jakiejś jednostce in the middle of nowhere, a fach i wykształcenie ma takie, przynajmniej podstawy, że mógłby kosić większe pieniądze nie będąc narażonym na relokacje.

Drugi, też wykształcony, rzucił korpo i poszedł do woja. Chyba z marzeń i na etapie szkolenia był zadowolony. Musiałbym go podpytać jak jest teraz.

Co do zawodu pilota, to jak ktoś ma pieniądze, to czemu nie? W tej branży to nawet warto mieć drugi fach, żeby mieć do czego wrócić, gdyby przyszedł dołek, a takie chyba bywały w przeszłości.
Zacząłem kilka lat temu PPLkę (skończyłem na teorii - za droga zabawa na tamten czas) i wszyscy instruktorzy to byli ludzie z drugim fachem, niekiedy zaczynający latać po 30stce. Inna sprawa, że to był okres przed wessaniem ich do linii. Ale każdy z nich dzisiaj lata zawodowo. Co ciekawe, jestem przekonany, że część z nich rzuciła dla latania lepiej płatną pracę. FO na początek w PLL LOT ma ok 200 netto za godzinę lotu - tyle przynajmniej miał ze dwa lata temu. Wszystko na kontrakcie, więc -19% i ZUS. Jest ok, ale to żadne kokosy, jeśli szkolisz się sam. Potem to oczywiście idzie do góry.
Sam się zastawiam czy takiej wolty nie zrobić. Niby jest stołek w korpo, pieniądze się zgadzają, ale to jest zawsze kariera, która na pstrym koniu jeździ :)
« Ostatnia zmiana: Maja 22, 2018, 19:45:54 wysłana przez Leon »

Odp: Zderzenie marzeń z rzeczywistością
« Odpowiedź #21 dnia: Maja 24, 2018, 22:43:47 »
No mi na ostatnim Air Show w Poznaniu, Pani z WKU powiedziała, że po historii teraz nie biorą na studium... może kiedyś udało by mi się wykształcić na oficera  8) Niemniej wojsko w obecnych czasach jawi się jako dość interesujący pracodawca. Kolegi siostra (on już jest kapralem) służy czy już właściwie jest świeżo po unitarce, okrutnie narzekała na inne dziewczyny. Panny w wojsku płaczą, bo sznurowadła są za ostre, bo jedna zazdrości drugiej, że jej wszystko się udaję (dziewczynka 27 lat, popłakała się), toczą babskie intrygi... kurde, to ja już lepszą unitarkę zaleczyłem na zmywaku ;D. Przedszkole.
Może wojsko to nie Straż Pożarna gdzie do młodziutkiego młodszego kapitana stary ogniomistrz mówi na "Ty", ale hmm, chyba już od dawna WP nie przypomina "Samowolki" czy "Krolla" jak to wyobraża sobie pokolenie moich rodziców.
Na WAT raczej nie pójdę, musiał bym zdać matmę na maturze... pewien wysoki minister zwolnił nas z obowiązku zdawania tego przedmiotu. Kiedyś wydawało się to całkiem fajne... ale hmm, a gdyby tak napisać maturę ponownie?