Proste jak budowa bomby atomowej

co wcale nie oznacza że tak łatwo je zbudować.
Wersja hardcore polega na wpuszczaniu zimnego powietrza do rdzenia reaktora i wypuszczaniu podgrzanego powietrza z drugiej strony. Mówiąc 'podgrzane' mam na myśli nieco wyższą temperaturę niz ta którą ma powietrze opuszczające suszarke do włosów. A konkretnie okolo 1200-1400 stopni celsjusza. Problem polega na tym iż powietrze opuszczające blok reaktora jest skazone. I to raczej mocno.
Ok , idzmy z duchem czasu. Dodajemy wtórny obieg w którym czynnik , np. ciekły sód ogrzewamy przeponowo, czyli bez mieszania za pomoca ciepła dostarczanego przez obieg pierwotny zawierający czynnik skażony.
Tą metodą mamy odrobine przyciężkawy ale za to 'ekologiczny' odrzutowy silnik atomowy działający na podobnej zasadzie jak silnik V1.
Na realizacje praktyczną porwali się amerykanie wbudowywując laboratorium w B-36, latało toto na normalnych silnikach, ale reaktorem pracującym na mocy roboczej, za nim dwa herkulesy z USMC zawierające drużyny do walki ze skażeniem , na dole wszyscy byli po..robieni w majty, a najbardziej kierowcy, gdyż nie do końca dało się z tego samolotu szybko wyjść, a to za sprawa dosyć masywnej izolacji kabiny załogi , wykonanej z jakże popularnego w lotnictwie ołowiu.
Dla mnie bomba. Tzw. brudna bomba

Obecnie nikt nikomu juz grzybów obsesyjnie sadzić nie chce, nawet jeśli by chciał to niekoniecznie na zasadzie nalotu dywanowego.
A teraz do konkretów. Slepa uliczka czy wizjonerski pomysł który nie dorósł do technicznej realizacji w tamtych czasach?