Joe „Hoser” Satrapa (US Navy, F-8, F-4, F-14)
Zaczynał jako młody narwany pilot Crusaderów w Vietnamie, gdzie znany był jako świetny myśliwiec, darzący szczególnym uwielbieniem uzbrojenie artyleryjskie swojej maszyny…. Jak i osobiste. Gdy leciał na misję miał przy sobie zwykle tyle broni i amunicji co żołnierz piechoty morskiej, tyle tylko, że kokpit myśliwca jest zbyt ciasny by zabierać do niego karabin, wiec zawsze w swojej kamizelce miał:
- Rewolwer .357 i 120 sztuk amunicji – jak większość pilotów wtedy zaszyte w bandolierach na kurtce, „Speed jeansach” i kamizelce.
- Pistolet S&W 9mm z 4 magazynkami
- 3 granaty ręczne M33 w kieszeni drugiego radia – którego nie zabierał.
No cóż, większość pilotów po zestrzeleniu preferowała unikać kontaktu z przeciwnikiem. Hoser miał inne zdanie na ten temat, on wolał zapolować na swoich prześladowców niż uciekać przed nimi jak zwierzyna. Spadochron, czy hełm można było prosto zamienić w śmiertelną pułapkę umieszczając pod nimi odbezpieczony granat, podobnie można i było zrobić w zaroślach za pomocą kawałka żyłki. W ten sposób zdaniem Joe Satrapy można by przecież zwiększyć swój arsenał o przydany karabin, czy większą ilość granatów, po prostu zabierając je od nieostrożnego przeciwnika. No i dochodzi jeszcze efekt psychologiczny, który dawałby pilotowi więcej czasu na dojście do punktu ewakuacji, gdy przeciwnik ostrożnie poruszałby się zanim, niż – jak zwykle – wdawał się w dziką pogoń, jak harty za królikiem. Satrapa nigdy nie został zestrzelony, więc i swoich planów nie był w stanie wprowadzić nigdy w życie, ale granaty przydały się… do łowienia ryb.
Natomiast Rewolwer okazał się być nawet przydatny siedząc w kokpicie. Co jest ciekawe, kokpit F-8 posiada wywietrznik pod owiewką kokpitu, przez który można przecisnąć 6 calowa lufę rewolweru kalibru .357 Magnum, co i Hoser czynił od czasu do czasy gdy w trakcie atakowania celów naziemnych kończyła się amunicja w jego 4 działkach 20mm. Nigdy nie potwierdzono żadnego trafienia. Ale obsługa była zdumiona widząc pilota wysiadającego z maszyny, kierującego się nad brzeg pokładu i opróżniającego bębenek broni ze zużytych łusek… no i potem gdy znaleźli ślady osmolenia za wywietrznikiem kokpitu.
Oczywiście, czym jest życie pilota myśliwskiego bez robienia głupich dowcipów swoim kolegom po fachu ? Pewnego razu, gdy po większym nalocie maszyny z lotniskowca krążyły, spokojnie czekając na swoja kolej na lądowanie, nagle we wszystkich maszynach rozległ się dźwięk ostrzeżenia przed opromieniowaniem przez stację Fang Song (SAM-2), wszyscy natychmiast rozproszyli się w popłochu… jak się okazało, to Hoser Satrapa przystawił mikrofon do nausznika i przestawił system WRE w tryb testowy i nadawał powstały sygnał w eter wznosząc się na dopalaczu jak rakieta.
Azja Południowo-Wschodnia i Crusader, to jednak tylko krótki fragment z życia tej barwnej postaci. Zaraz po nim nastąpił moment przesiadki na F-4 Phantoma (nadal w dywizjonie VF-111 Sun Downers), gdzie mimo nie posiadania żadnego doświadczenia na tej maszynie, był w stanie uplasować się w ścisłej czołówce pilotów myśliwskich latających na tym typie.
Lecz wkrótce potem piekło zamarzło, do służby na szeroką skalę wszedł Kocur i Satrapa został na niego przeszkolony. Oczywiście prawdziwi myśliwcy z Crusaderów nie byli zbyt uprzejmi dla dżokejów nowego typu, lecz ta maszyna była spełnieniem snu doświadczonego już wtedy Hosera, więc cóż nasz bohater zrobił by utrzeć nosa swoim zarozumiałym kolegom? Oczywiście, w trakcie jednego z nocnych lotów zszedł swoim Tomcatem nisko nad wyrzeże i zaczął latać sobie nad terenami zabudowanymi na małej wysokości, z dużą prędkością i … na JEDNYM dopalaczu. Co nastąpiło jest oczywiste, bo co może latać, nisko, szybko i ma jeden silnik z dopalaniem ? Oczywiście… Crusader, cały dywizjon stacjonujący w tej samej bazie został delikatnie mówiąc ‘udupiony‘

Zabawa nie kończy się tutaj, lecz dopiero zaczyna. Pamiętajmy, że F-14 nie był jedynym ówczesnym „super fighterem” istniał również i F-15, a że akurat Japonia szukała nowego myśliwca i była zainteresowana właśnie Orłem, w trakcie wspólnych ćwiczeń F-14 i F-15 nie mogły walczyć miedzy sobą. Próba złamania tego zakazu była niemal równoznaczna z pożegnaniem się ze służby. Oczywiście jak to w świecie myśliwców z piekła rodem w końcu doszło do walki 2vs2. Wynik starcia druzgocący do tego stopnia, że w NAS Miramar zawitał generał USAF specjalnie by spotkać się z Hoserem i oskarżyć go o spowodowanie opóźnienia w podpisaniu kontraktu i zawahanie się japońskich sił obronnych przed zakupem F-15 i rozważaniu opcji zakupu Tomcata. Czy to była ostatnia interesująca opowieść z serii USAF vs Navy ? Oczywiście że nie !
Wystarczyło odczekać chwilę i gdy Izrael i Japonia zrealizowały swoje zamówienia na orły zniesino zakaz walk … i rozpętało się piekło.
Pewnego dnia zaplanowano walkę między dwoma F-14A i dwoma F-15A. Hoser już jako instruktor w VF-101, prowadził parę, mając za skrzydłowego żółtodzioba, ale i drugiego niedoświadczonego w kabinie jako RIO. Niestety przed startem wykryto usterkę w drugiej maszynie i Hoser będąc przebiegłym draniem wystartował sam. Lecz w trakcie lotu do przestrzeń walki, rozmawiał ze swoim RIO tak jakby obaj byli w dwóch różnych maszynach, wprowadzając w błąd parę F-15. Gdy doszło do zwarcia, piloci Orłów mało sobie nie poskręcali karków próbując wypatrzeć drugiego Tomcata. Hoser w typowym dla siebie stylu z wypuszczonymi klapami tańcząc na granicy przeciągnięcia małych skrzydełek orłów zaliczył zestrzelania obu maszyn z działka (jego ulubionej broni). Major i podpułkownik, którzy siedzieli w kabinach tych F-15 nie byli zadowoleni gdy dowiedzieli się, że tak naprawdę walczyli tylko z jednym samolotem i zażądali rewanżu, tym razem już wiedząc, że walczą wyłącznie z samotnym Tomcatem. Doszło do zwarcia i… kolejne dwa punkty dla teamu Grummana. F-15 z podkulonymi ogonami powróciły na swoje lotnisko. Chwilę po wylądowaniu wszystkich maszyn u szefa lotów zadzwonił telefon od podpułkownika USAF, żądając informacji, kto tak złoił tyłek dwóm wysokim rangom i doświadczonym pilotom w ich nowiutkich lśniących maszynach. Szef lotów spojrzał w grafik i widząc w nim nazwisko Hosera, postanowił nie udzielać tej informacji wprost, tylko podał numer bezpośrednio do Joe. Chwilę później w biurze instruktora, Kapitana Joe „Hoser” Satrapy rozległ się dzwonek telefonu, ten podniósł słuchawkę i natychmiast przedstawiając się: „ Podporucznik Satrapa SIR!”, przez chwilę panowała w słuchawce głucha cisza, przez którą podpułkownik siedzący na drugim końcu linii zbierał swoją szczękę, która opadła mu gdy zdał sobie sprawę, że telefon odebrał najwyraźniej świerzy, młody pilot, będący dopiero w trakcie szkolenia!
Satrapa był słynny jako instruktor ze swoich briefingów / wykładów, na których występował jak Patton z muzyką i slajdami pokazującymi guncamy z Korei i Wietnamu w tle, opisujący doniosłym głosem o tym co czeka wszystkich młodych pilotów, którzy z jakiegoś idiotycznego powodu nagle zechcieli zostać pilotami myśliwskimi. Zwykle pokazując slajd przedstawiający Miga 21 z krzyżem celownika działka na środku kadłuba maszyny, pytając się „Czy to jest dobra pozycja do strzału?” Gdy wszyscy młodzi znacząco kiwali głowami na tak, ten zwykle huknął „NIE !” zmienił slajd na kolejny „To jest dobra pozycja strzelecka !” – na slajdzie był widoczny ten sam samolot, lecz tym razem krzyż celownika znajdował się na hełmie pilota. „Jeżeli nie zabijecie pilota, ten po paru tygodniach wróci i będzie na was polował!”.
Samo latanie i szkolenie młodych pilotów nie stanowiło jednak całego życia Satrapy. Ten cały czas poszukiwał odpowiedzi na nurtujące go pytania dotyczące taktyki i techniki latania. Brał udział w wielu testach nowych amunicji do działek lotniczych, za co dostał w spadku lufę z M61 Vulcana, jako zapalony miłośnik broni i rusznikarz kontynuował również prace nad amunicja na własną rękę… co przypłacił kciukiem, który sobie przez przypadek odstrzelił. Przeszedł kilka operacji transplantacji dużego palca u nogi w miejsce prawego kciuka, lecz dopiero drugi transplant się przyjął… po czym powrócił do latania (!).
Co robi taki człowiek gdy okazuje się, że w pewnych stanach lotu, gdy zawodne z natury silniki zawiodą i maszyna wchodzi w korkociąg płaski, z którego nie da się wyjść ? Oczywiście szuka sposobu na wyjście z niego ! Ale miejsce, w którym znalazł odpowiedź na swoje pytanie było trochę nietypowe – znalazł w barze. Konkretnie spotkał tam jednego z inżynierów zakładów Grummana i z rozmowy wyszło, że Tomcat nie jest w stanie wejść ani utrzymać korkociągu, jeżeli jego skrzydła są ustawione pod maksymalnym kątem – najbardziej wychylone do tyłu. Przy pierwszej lepszej okazji, Hoser wprowadził Tomcata w korkociąg płaski, ręcznie zmienił geometrię skrzydeł i spokojnie wyszedł z korkociągu, bez korzystania z podwójnej pętelki nad swoja głową. Potrzebował jednak ponad 18 tysięcy stóp wysokości by wykonać cały manewr, za drugim razem wystarczyło zaledwie 6500. Technika nigdy nie weszła do sylabusu, bo wraz z wejściem modelu TF30-PW-414, a potem F110-GE-400 problem korkociągu zanikł.
Czy to wszystko ? Eee… nie. Do uzbrojenia wszedł pierwszy „All aspect” AIM-9L Sidewinder, reklamowany jako Uber broń, kończąca pojedynek zanim ten się rozpocznie. Hoser był innego zdania i wkrótce opracował taktykę przeciwko temu pociskowi, oczywiście nikt nie chciał uwierzyć, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Jakież było ich zdziwienie, gdy w powietrzu w trakcie prób, agresor wyposażony w CATMy z nowymi głowicami z AIM-9L nie był w stanie nigdy zalokować się na F-14A Hosera z przedniej półsfery ! Gdy w końcu spytano się go na czym polega jego taktyka, ten odpowiedział: Najpierw trzeba nabrać dużej prędkości. 10 mil od punktu spotkania … wyłączyć silniki (!), a następnie 2 mile przed spotkaniem zacząć je z powrotem uruchamiać. Technika szalona… lecz o dziwo skuteczna.
To jest tylko parę historii z życia, tego człowieka – legendy, może później napiszę więcej. Joe „Hoser” Satrapa nadal lata, lecz jako pilot pożarniczego Grummana S-2C.