No cóż... Pokazy zapowiadały się świetnie. Jeszcze między 8 a 10 obleciałem statykę, polski Hind trochę "pogibał się" nad ziemią, a Skytruck miał ładne lądowanie pod ostrym kątem. Potem Arrowsi: przepiękne: kolega robił zdjęcie za zdjęciem stojąc przy barierce, a ja ostrzegałem go że szykuje się mijanka. Przeloty na otwarcie: całkiem całkiem, wrażenie robił po wylądowaniu polski Herkules. Finowie też niczego sobie. No i potem Su-27: chciałem zobaczyć Kobrę. Właśnie Su, Red Arrows i holenderski Viper były dla mnie gwoździami programu. Start z odejściem, chyba na dopalaczach: nie jestem pewien, ale dysze były pomarańczowe, a huk niesamowity, oglądałem przez lornetkę. Potem kilka pętli. W pierwszej sekundzie, gdy zniknął za lasem niektórym wydawało się że to trik: zaraz wyleci. Ale wtedy zobaczyłem pomarańczowy płomień między drzewami, a potem wiadomo: podnoszący się słup dymu. Natychmiast w stronę miejsca katastrofy poderwał się Sokół. Kręciliśmy się jeszcze po lotnisku aż do oficjalnego ogłoszenia przerwania pokazów. Potem, jak chyba większość publiczności ruszyliśmy do domu: Radom był zapchany, przez korki w Białobrzegach i Grojcu skręciliśmy na Warkę, ale utknęliśmy na dłużej przed Górą Kalwarią. Według CB takie warunki były we wszystkich kierunkach z Radomia.
Cześć ich pamięci.