Hehe, coś w tym jest... ale tak na serio.
Nie wiem jak w 1939 w Polsce, ale np. w Niemczech w 1945 raz ,że chcieli się zemścić, a mieli za co, a dwa, że sołdaci z pierwszej linii nie mieli czasu na rozprzestrzenianie swego materiału genetycznego. Gwałty i rabunki to raczej zasługa jednostek tyłowych. Oficerowie raczej nie gwałcili, od tego mieli telegrafistki, sanitariuszki, lekarki, telefonistki itd. Można było zawrzeć tzw. "Małżeństwo frontowe" mimo, że w domu zostawiło się kobitę. Generalnie ludzie radzieccy dopuścili się różnych zbrodni w Polsce na przełomie 1944/45, ale położenie ludności polskiej i tak było o nieba lepsze niż niemieckiej. U nas "w miarę" się pilnowali, jak jeden z kolegów wspominał kilka postów wcześniej coś podobnego słyszałem od sąsiada mojego dziadka. Sołdat zgwałcił pannę, ojciec poprosił oficera, a ten na apelu rozwalił gwałciciela. Również słyszałem o gwałtach na zwierzętach, ale ile w tym prawdy? Pamiętajmy, że Armia Czerwona to nie tylko Rosjanie, Ukraińcy czy Białorusini i Polacy (czyli materiał na gwardię, oficerów i podoficerów) To także Tatarzy, Gruzini, Czukcze, Kałmucy, Mongołowie itd. Całe ludy ZSRR. Oni mieli problemy z mówieniem po rosyjsku. Rozumieli podstawowe rozkazy, byli dzicy i ginęli jak zborze pod kombajnem (Ponoć srali do szuflad, to przecież kibla nie znało!!!).
Na bank dostało się nie tylko niemieckim kobietą, młodzi Niemcy czasami również szerzej chodzili po odwiedzinach dzikich Rosjan

...no i trzy, śmiertelność u nich była wysoka, jeszcze w 1944 roku na jednego Niemca przypadało sześciu Czerwonoarmistów. Stress robił swoje. Niemcy na dodatek często zatruwali pozostawione przez siebie jedzenie, z nadzieją wytrucia paru "czerwonych".
Może to niemodne, ale ...czerwonoarmiści często również opiekowali się ludnością polską. W Poznaniu, np. ojciec naszego profesora wraz z innymi dzieciakami bawił się z ruskimi. Frajda była ogromna, dawali strzelać z czego tylko się dało. Również w Poznaniu Niemcy nie bronili gorzelni... trochę się tam Rosjan potopiło (
tak, w spirytusie 
,
oni w tym pływali 
)
Mój dziadek wspomina ich jako zmęczonych i trochę nieokrzesanych brudasów. Ale w gruncie rzeczy, wygnali Niemca oraz swoich rodaków w jego służbie i poszli sobie dalej, bez ekscesów. No... troszkę ich tam zginęło. Działo się, były nawet "Tygrysy" (okolice Krotoszyna), a Niemcy lokalnie kontratakowali.
Z Ruskimi bywało różnie. Od współpracy z AK podczas "Burzy" (za nim przyjechały "orły" z NKWD, współpraca faktycznie istniała, a później wiadomo...do ziemi) po fale gwałtów i rabunków. Moim zdaniem w 1944/45 było lepiej niż w 1939. Dlaczego? Bo po 17 września to oni czuli się zwycięzcami nad faszystowską Polską. A w 1944/45 to w sumie nie wiadomo... niby sojusznik, ale... Najgorsze w nich jest to, że uwaga...
notowano gwałty na dziewczynach z ZSRR wywiezionych na roboty do Niemiec (sic!). Żołnierze uważali je za zdrajczynie mające spokój przez całą wojnę. Dziewczyny służące w Armii Czerwonej też nie miały lekko.