...i alkoholu, Autor nie ukrywa, że jest to jakaś odskocznia od wspomnianego absurdu. Rosjanie powiadają że "biez wodki nie razbieriosz", w Lotnictwie Marynarki Wojennej tak również jest, znając życie to powiem, że nie tylko tam, ale również w SP RP spotyka się szereg, jak nie zdecydowaną większość opisanych w książce zachowań.
Wojskowa głupota przedstawiona jest z iście pornograficzną dokładnością, nie ma miejsca na uczucia, czy jakieś zawiłe gry wstępne, akcja i już. Przyznam, że taki sposób przedstawienia problemów sprawił, iż poczułem się jakbym wrócił do nie tak odległych czasów. Znowu mogłem dotknąć idiotyzmów składających się na życie pilota, które istnieją poza lataniem.
Inną sprawą jest doskonały opis tworzenia naszego rodzimego lotnictwa pokładowego, jak wyglądał proces przygotowania załóg, jak wyglądało szkolenie i w końcu jak wyglądał pierwszy rejs z "Kamanami" a właściwie z Super Seasprite, na czym polega różnica można znaleźć w książce.
Fragmentami przypomina mi ona "Okręt" Lothara Buchheima, ale może to tylko moje odczucie.

W ogóle odebrałem tę książkę bardzo osobiście, bo przecież opisuje ona coś czego sam doświadczyłem, porusza sprawy oo których zapomniałem, bo taka już ludzka pamięć, że o złym zapomina. Po jej przeczytaniu demony odżyły, zastanawiam się czy nie warto by opisać niektórych zachowań starszych "kolegów", przecież najświetniejsza moja kariera przypadała na czas naszej szeroko pojętej integracji z NATO, wtedy to była jazda, a co ważne, to jeszcze niektórzy z tych "kreatorów nowej rzeczywistości" służy i dowodzi dalej.
Muszę zaznaczyć, że początkowo byłem negatywnie nastawiony do tej książki, a to za sprawą opisu, w którym przewija się słowo "smoleńsk" (mała litera bo nie chodzi o nazwę geograficzną, a o pewne zjawisko istniejące w świadomości naszego społeczeństwa), którego to już mam szczerze dość. Przyczyna jest jasna, rozpylony hel i nie ma o czym dyskutować, dobijanie rannych, podrzucone skrzydło Cessny, bo przecież eks-bombowiec nie rozpada się po zderzeniu z marnym drzewkiem. Ta wersja w pełni odpowiada stanowi mojej wiedzy i doświadczenia. W związku z tym z lekkim wahaniem wziąłem ją do ręki, ale po kilku stronach wiedziałem, że jej nie odłożę, póki nie zobaczę ostatniej strony i tak było. Pochłonąłem ją bardzo szybko, co swoją drogą nie było trudne, ledwie 200 stron, mógł się Autor nieco postarać.
Dodam jeszcze jedno, niektóre z opisów są bardzo delikatne, a brakuje mi choćby jednego pokazującego pracę komisji badań wypadków lotniczych rozbierającą tzw. incydenty.
Polecam, bo warto.
A jeszcze autor tej pozycji - Robert Zawada