Nie robi wrażenia, bo, z całym szacunkiem, chyba coś kolega z rozpędu niedokładnie przepisał, tudzież nadział się na kontrowersyjne źródło. 0,17 m sześć. na sekundę to podejrzanie mała wartość jak na sprężarkę lotniczą do silnika tłokowego. Ponadto, "z pewną taką nieśmiałością" odnoszę się do zapisu 2.2 atm/s, bo zawsze wydawało mi się, że natężenie przepływu w takowych maszynach określa się wydatkiem masowym lub objętościowym i koncepcja dzielenia ciśnienia przez czas brzmi w tym zastosowaniu co najmniej surrealistycznie

.
Dmuchawka do pierwszych RR Merlinów cisnęła 2 funty na sekundę (B. Gunston, "Development of Jet and Turbine Aero Engine", wykresik na str 16 z porównaniem wydatków masowych sprężarek za czasów naszych dziadków, ojców i teraźniejszych). 2 funty, czyli 0,9 kg, czyli jakieś 0,75 metra sześć. (dla ciśnienia i temperatury przy ziemi rzecz jasna). Nie chce mi sie wierzyć, że szkopska pompowałaby ponad 4 razy słabiej, przecież to podobnej średnicy wirniki i podobne ciśnienia ładowania silnika, czyż nie tak? Chyba że te 0,17, to jakaś wartość osiagana het wysoko (mała gęstość), lub przy lichych obrotach wirnika, no ale w jakim celu ktoś podawałby akurat parametry w takich warunkach?
Te dwa funty/s to też podobno wydatek dla turbo GE B-31 (z Superfortecy), przy 28000 RPM, choć tego akurat nie mam czym wiarygodnym potwierdzić.
Ciekawy wątek, ale coś tu ewidentnie "nie habla".
Pozdrawiam.