Dzięki za zainteresowanie. Na prośbę zainteresowanych uściślę (uwaga, będzie długo).
Cała "historia" zaczęła się mniej więcej rok temu. Warunki brzegowe: sąsiedzi z dołu pracują w nocy (wychodzą z domu ok 3 rano), więc chodzą spać jeszcze przed kurami. Potomek mój własny rok temu miał na koncie ledwie pół roku życia "zewnętrznego" - wiek to taki, że jeśli sam się już przemieszcza, to tylko "na czterech". W tym czasie z innego mieszkania przeprowadziliśmy się w to miejsce, gdzie mieszkamy teraz.
Dziecko, jak to dziecko: wymyśla głupie zabawy. Mając owe pół roku stwierdziło, że fajnie się wali piętami w podłogę. Oczywiście nie robiło tego "po nocach", bo półroczne dziecko - jak wszyscy wiedzą - mało wie, więc spokojnie śpi. Ale zdarzyło się parę razy walnąć w podłogę w okolicach godziny 19-20, i wtedy zaczęły się pierwsze "odpowiedzi z dołu" w postaci walenia w (ich) sufit.
Wiele jestem w stanie zrozumieć. Poszło się na dół, sprawę wyjaśniło, przeprosiło itp.; zaczęło się też większą uwagę zwracać na hałas generowany przez Robala (poduszki pod pięty itp.).
Temat utrzymywał się jakiś czas "na stałym poziomie": Bobas znudził się waleniem, ale też zaczął ząbkować; w ataku "żabkobólu" biegał z wrzaskiem po domu. "Głośno tupiąc". Reakcja z dołu, natychmiastowa, zdarzała się co kilka dni (min. raz w tygodniu).
Spokojny jestem człowiek. Nie mam ochoty codziennie przepraszać sąsiadów za to że dziecko żyje, więc też tego nie robiłem.
Ostatnimi miesiącami sytuacja z naszej strony się poprawiała. Młody coraz regularniej zasypia koło 21, wieczorami nie hałasuje. Niestety, sytuacja z dołu zaczęła się pogarszać: reakcje "odstukowe" pojawiały się nawet gdy butelka plastikowa spadła na podłogę, Młody upuścił (raz jeden) trzymane w ręku jabłko itp. Czasem "otrzymywaliśmy upomnienie" gdy hałasy w ogóle nie powstawały u nas (np. sąsiadom piętro wyżej (!) spadło coś do wanny) albo wręcz bez jakiejkolwiek zauważalnej przyczyny.
Cierpliwość moja zdaje się czasem nie mieć granic. W sumie nic mi nie robią, sami sobie nerwy psują, więc przysłowiowe "z Bogiem!".
Wczoraj nastąpiła eskalacja. Godzina przed 21, Decybel pół godziny wcześniej zażądał "dobranocki" (obecnie na tapecie "Ćwirek i kompania"), więc cisza; w trakcie "wydarzenia" leżał już w łóżku (nawet oddychał cichutko). W tym czasie, jako że w domu cicho jak za okupacji, dało się usłyszeć miarowe "walenie" - na tyle ciche, że ciężko było rozgryźć, skąd ono dobiega. Trwało dość długo, i oczywiście wywołało rekację oddolną - również dość długą, o wiele bardziej intensywną.
Przeklnąłem tym razem, ale też w duchu; jakbym to zrobił na głos to rozbudziłbym leżącego obok Bąbla. "Walenie" ustało, odpowiedzi też.
Dziś w skrzynce karteczka wiadomej treści. Jako "post scriptum" - dzisiaj znów odbyło się "walenie", a że tym razem Berbeć jeszcze nie usypiał (było trochę wcześniej) wyszedłem na klatkę obadać temat. Okazało się, że to sąsiedzi piętro niżej, obok "dzięciołów", czymś walą po ścianach (niezbyt mocno zresztą). Słowo harcerza że to nie ja. Nawet na piśmie i pod przysięgą.
Normalnie nic bym sobie z tego nie robił, ale tą jedną, małą, odręcznie napisaną notką doprowadzili mnie - oazę spokoju, nerw stalowy, niewzruszony kamień - do stanu "pary przegrzanej". Chcę i dążyć będę do tego, aby "jaśnie państwo z dołu" otrzymało sygnał - na tyle silny, by skuteczny - że tego typu praktyk sobie nie życzę jako współlokator i jako wolny człowiek we własnym domu; i że kontynuacja postępowania w tym stylu może im grozić konsekwencjami poważniejszymi. Nie chcę ich w żaden sposób karać, bo to nikomu nic dobrego nie da (poza źle pojętą satysfakcją, której generalnie nie szukam) jeśli to nie będzie konieczne; chcę spokoju - tylko i wyłącznie.
Dzięki Kosi za konkretne uwagi. Ja wiem że w ich przypadku sąd by się tylko ubawił (mam znajomego sędziego rodzinnego, niestety w innym województwie); chodzi mnie o to, że tą karteczką "ktoś" mi jawnie grozi (mniejsza o to, czym; w świetle naszego prawa grożenie policją i bejsbolem to to samo). Gdyby ci tchórze (bo inaczej się tego nazwać nie da) wyszli mi z takim tekstem "twarzą w twarz" to bym im nawet zacytował paragraf ("niechcący" gdzieś znalazłem). Ale w obecnej sytuacji to prawdę powiedziawszy nie wiem, co mogę. Stąd też prośba o poradę, a w zasadzie bardziej podzielenie się doświadczeniem, jeśli ktoś miał podobne.