W zasadzie agonia Luftwaffe rozpoczęła się wysłaniem znacznej ilości tego co zostało po Bitwie o Anglię na front wschodni. I teraz, nad kanałem La Manche, "chłopcy Goring'a" mogli jedynie ujeżdżać mocną defensywę. Do 1942 roku było całkiem nieźle, ponieważ bombowce latały bez eskorty (pomijając krótkie wypady nad Francję ze Spitami) więc Mietki mogły sobie jeszcze "poszczelać".
W 1942 roku USAF na dobre zadomowiła się w angielskim klimacie i ni z tego, ni z owego, stosunek sił urósł do ok 8:1 (tak średnio licząc). Amerykańskie B-17 zaczęły latać powyżej 7000m pod eskortą P-47, które świetnie sobie radziły na takich pułapach. Niemiecki maszyny, nawet jeżeli miały dobrego drivera, dostawały zadyszki na takich wysokościach.
Projektowane w pośpiechu Foki i Mietki z silnikami wysokościowymi weszły w okresie kiedy nad niemieckim niebem panoszyły się zaje@#$%e Mustangi.
A piloci amerykańscy ? Choć o ich początkach na teatrze europejskim można poczytać wiele negatywnego, to amerykański pragmatyzm wziął górę i w połowie 44 roku większość pilotów radziła sobie naprawdę nieźle. Do tego trzeba dołożyć fakt, iż świeży niemiecki pilot odbywał jedynie podstawowe przeszkolenie (start + lądowanie + kilka strzałów) ponieważ na więcej nie było czasu, a Jankesi mogli poświęcić na to już o wiele więcej. W tym okresie amerykańskich maszyn przybywało i przybywało...
A co się stało z elitą Luftwaffe ? Tych kilkudziesięciu najlepszych pilotów, którzy ostali się po Bitwie o Anglię, było rozrzuconych po froncie wschodnim, północnej Afryki i na froncie zachodnim. W związku z ciągłym brakiem personalnym, Niemiecki pilot nie miał możliwości odpoczynku po 80 lotach bojowych więc latał do samego końca: swojego lub Rzeszy. Zmęczenie robiło swoje i w końcu któryś z Aliantów dopadał takiego Asiora.
Ciekawy jest fakt, iż Luftwaffe w ostatnim dniu wojny, posiadała wciąż ok 300 myśliwców, i do ostatniego dnia była aktywna.
Polscy piloci, od 1944 widzieli niemieckie maszyny już tylko na zdjęciach, ponieważ większość lotów odbywała się w pościgach za V-1. Zdarzały się jakieś większe walki, jak np 315-tego w lipcu 1944 lub podczas kilku lotów na eskortę ale to był margines. Dlatego, wg mnie, opinie polskich pilotów o nieobecności Luftwaffe w powietrzu są troszkę błędne.
Od 1944 głównie Amerykanie walczyli nad Rzeszą (bo tylko tam byli Niemcy i tylko tam dolatywały Mustangi) i z ich relacji o spotkanie z przeciwnikiem nie było aż tak trudno (aczkolwiek z każdym miesiącem coraz rzadziej).
O ile dobrze pamiętam, Luftwaffe (ze względu na niewystarczającą liczbę maszyn) przyjęła taktykę rzucania całego dostępnego sprzętu na jeden rajd USAF a wtedy nie było już tak spokojnie.
Jeżeli gdzieś ściemniam to proszę mnie poprawić
