Autor Wątek: Operacja "wielkie uderzenie" - szanse na powodzenie.  (Przeczytany 3039 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Operacja "wielkie uderzenie" - szanse na powodzenie.
« dnia: Kwietnia 01, 2012, 14:49:55 »
Pod koniec 1944 roku, gdy III Rzesza miała chwilę oddechu po letnich klęskach, niejaki Adolf Galland odkrył, że smyranie wielkich wypraw 8th AF atakami po kilkadziesiąt myśliwców w połączeniu z rzezią niedoświadczonych pilotów nad ich lotniskami nie prowadzi do zwycięstwa. Powstał więc plan operacji, której mottem przewodnim było 'raz a dobrze' a polegać miała ona na zaatakowaniu wyprawy bombowej liczbą ok. tysiąca myśliwców co miało na kilka miesięcy ostudzić zapędy Amerykanów, gdyż nawet oni nie mogliby zignorować jednorazowej straty kilkuset doświadczonych załóg swoich terrorbomberów.

Oczywiście, plan rokował za dobrze, więc na myśliwcach zgromadzonych do tej operacji położył łapę Meyer dokonując w niej niewielkich poprawek - celem miały być nie bombowce tylko lotniska, a pilotów nie mieli tracić Alianci tylko Niemcy. 1 stycznia 1945, plan ten został wykonany w 100% - w akcji Bodenplatte udało się położyć Luftwaffe raz a dobrze.

Tyle wiem z internetów i książek. Do tego momentu, większość informacji się pokrywa, jednak różni autorzy różnie oceniają możliwość przeprowadzenia takiej operacji. Jedni uważają, że Jagdwaffe, walcząca nie w stosunku sił 1:60 tylko np. 1:1 mogłaby położyć USAAF na łopatki, i powstrzymać dzienną ofensywę bombową. Inni za to twierdzą, że niedoświadczeni piloci nie mieliby żadnych szans z P-51 eskorty i skończyłoby się klęską, przy której nawet straty poniesione podczas Bodenplatte byłyby niewielkie.

Mam więc pytanie, jak wg. was skończyłaby się taka operacja, czy faktycznie istniała szansa na przerwanie nieustających bombardowań?
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 01, 2012, 14:55:12 wysłana przez KosiMazaki »

Odp: Operacja "wielkie uderzenie" - szanse na powodzenie.
« Odpowiedź #1 dnia: Kwietnia 01, 2012, 15:28:02 »
To by była jednorazowa akcja, nawet jeśli by się udało wysłać w powietrze te 1000 maszyn i eskorta nie dała rady odgonić Luftgangsterów a im udało by się pospuszczać trochę bombowców, to za kolejną razą eskorta przyleciałaby w dwa lub trzy razy większej ilośći i już by nie było tak fajnie.

Bryku

  • Gość
Odp: Operacja "wielkie uderzenie" - szanse na powodzenie.
« Odpowiedź #2 dnia: Kwietnia 02, 2012, 17:13:33 »
Moim zdaniem operacja " Große Schlag" nie miała żadnego sensu. Luftwaffe na tą właśnie operacja musiała zbierać zapasy przez parę tygodni, np. piloci prosto po lądowaniu odłączali iskrowniki, a na bezpiecznie miejsce byli zaciągani przez powozy z krowami. Odbywało się o wiele mniej lotów niż wcześniej.

Na start 10 messerów potrzeba było ok. 3 tyś litrów benzyny. Ok, zgromadziliby tyle paliwa, zestrzeliliby dajmy na to 300-500 fortec, ponieśliby na pewno spore straty. Ale po takiej operacji Luftwaffe miałaby znikomy zapas paliwa, więc znowu musieliby siedzieć cichutko na lotnichu i nie nie wychylać się, by "tłuściochy" nie wykryli lotnisk  :021:

A to oznaczałoby natychmiastowy end of war. Zresztą wątpliwe jest nawet to, że Luftgangsterzy mogliby zestrzelić aż tyle fortec z braku dobrze wyszkolonych pilotów. Przeciętny Luftgangster w tamtym okresie miał wylatane ok 20-30 godzin na beefce albo nawet mniej  :570:

No i oczywiście jak napisał Alex, "tłuściochy" na pewno powtórzyliby ten manewr wracając z podwojoną eskortą. Owszem Galland chciał dobrze, ale to było bez sensu.

To samo jest z operacją Bodenplatte, co z tego, że Luftgangsterzy rozwalili na ziemi kilkaset maszyn (głównie P-47) skoro straty grubasów zostały odrobione po tygodniu. A straty Luftwaffe były niewyobrażalne. Głównie przez to, że piloci nie umieli wykonać poprawnego ataku z lotu koszącego i rozbijali się o ziemię, gros samolotów strąciła artyleria.

Offline Kerato

  • *
  • Lepiej jeść biały chleb nad morzem czarnym niż...
Odp: Operacja "wielkie uderzenie" - szanse na powodzenie.
« Odpowiedź #3 dnia: Kwietnia 02, 2012, 18:20:03 »
...własna artyleria plot. (jakieś 90 maszyn?) A o tym chyba Bryku jak i wszyscy tutaj zgromadzeni wiedzą.

Bryku

  • Gość
Odp: Operacja "wielkie uderzenie" - szanse na powodzenie.
« Odpowiedź #4 dnia: Kwietnia 03, 2012, 13:55:26 »
Tak a nawet więcej niż 90, a dlaczego? Dlatego właśnie, że artyleria niemiecka nie była poinformowana przez nikogo o operacji Bodenplatte, byłą to operacja "ściśle tajna"  :121:

Gdy Niemcy wymęczeni na resztkach paliwa, często z dymiącym silnikiem wracali do domciu, to w nagrodę za dobre sprawowanie dostawali jeszcze od flaku po skrzydłach i gleba wita.

Offline Kerato

  • *
  • Lepiej jeść biały chleb nad morzem czarnym niż...
Odp: Operacja "wielkie uderzenie" - szanse na powodzenie.
« Odpowiedź #5 dnia: Kwietnia 04, 2012, 11:01:43 »
He he, 'Gleba wita" to brzmi jak nazwa wody mineralnej dla pilotów i grabarzy. A tak zapytam, jak było z aktywnością luftgangsa na zachodzie po wyżej wspomnianej operacji? Często gadam o aktywności lotnictwa czarnego krzyża na froncie wschodnim (tam mogli chociaż normalnie pohasać), mógłby ktoś powiedzieć coś więcej na ten temat? Podobno piloci sztukasów bez przerwy tłukli niekończące się T-34... (wiem, wiem, offtop).

Odp: Operacja "wielkie uderzenie" - szanse na powodzenie.
« Odpowiedź #6 dnia: Kwietnia 04, 2012, 23:09:38 »
Ju-87 straciły rację bytu wraz z utratą panowania w powietrzu- co oczywiste biorąc pod uwagę przeznaczenie samolotu. Renesans tych maszyn nastąpił w czasie operacji berlińskiej, kiedy nie było już nic do stracenia i trzeba było robić wszystko gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób, by jankesi doszli jak najdalej na wschód poprzez spowalnianie prących na zachód azjatyckich hord (i wtedy nawet odrzutowce strzelały do ruskich dekli z lotu koszącego). Inna sprawa, że była to jazda bez trzymanki i nawet bez uchwytów, Juhasy nie rzucały złomu w punkt z lotu nurkowego, ale przeważnie działały jak typowe szturmowce- nisko, szybko i między śmietnikiem a krzakami. Jest to jedna z najmniej znanych części epopei Ju-87 a kierowcy tam działający to musieli być lepsi cwaniacy- większość operacji wykonywano nocą na minimalnej wysokości. Samoloty w zasadzie wszystkie operowały bez owiewek na kołach aby uniknąć kapotaży po ciemku na kartofliskach- normalnych lotnisk przyfrontowych w zasadzie już nie było bo wszędzie był tylko front. Brak pokrycia radarowego i ogólna nocna niemoc sowieckiego lotnictwa wynikająca z zacofania technologicznego dawała Juhasom szanse, której nie miałyby na froncie zachodnim. Wersje typowo bombowe jak i przeciwpancerne operowały do ostatnich tchnień 1000-letniej Rzeszy, w zupełnie beznadziejnej sytuacji i warunkach, i wiele z tych kaskaderskich lotów kończyło się na drzewie/kominie/kretowisku (pierwsze zdjęcie).
Nie rób burdelu w wątku, załóż nowy na temat.
-Mamo dlaczego ci ludzie klęczą?
Bo to synku E24 jedzie.
-A ten za nim, to ma awarię?
Nie synku, to diesel.

Bryku

  • Gość
Odp: Operacja "wielkie uderzenie" - szanse na powodzenie.
« Odpowiedź #7 dnia: Kwietnia 05, 2012, 17:54:05 »
Co do twojego pytania Kerato:

W pierwszych miesiącach 1945 roku alianckie lotnictwo niepodzielnie panowało nad Rzeszą. Bywało tak, że alarm przeciwlotniczy był cały dzień i Luftgangsterzy nie podrywali się by grubasy nie wykryli ich lotnisk. W tym okresie loty były uzależnione od ilości paliwa. Rozwiązano wiele jednostek bombowych i wyposażono jest w myśliwce tworząc Kampfgeschwader (JG6, JG 55 Greif), lecz nie zdążyli wejść do walki i 8 maja skapitulowali.

Kolejna większa akcja Luftgangsterów była 14 stycznia 1945 r. Niemcy stanęli na drodze 911 bombowców B-17 i B-24, które eskortowało 860 myśliwców. Tego dnia na niebie nie było ani jednej chmurki wiec, Luftgangsterzy nie mieli się gdzie schować po ataku. Doszło do kolejnej masakry jak w operacji Bodenplatte, LW straciła aż 139 pilotów. JG 300 straciła aż 49 pilotów! Strącili 11 maszyn (10 B-17). Tak wiem, że JG 300 działała według taktyki Wilde Sau, ale od wiosny 1944 walczyła już jako jednostka dzienna.

Na początku kwietnia brak paliwa i chaos organizacyjny był już tak powszechny, że praktycznie nie wykonywano lotów bojowych. Teraz Luftwaffe była w sytuacji podobnej do tej, w której była Anglia w 1940r., tzn. maszyn było dużo, lecz doświadczonych pilotów zbyt mało. Były takie sytuacje nawet, że piloci wybierali się do baz zaopatrzeniowych, gdzie stały nowiuteńkie modele Gustawa, a nawet Kurfursta, obsługa mówiła im jasno "Bierzcie co chcecie panowie i wynoście się"  :118: