Miałem nie kupować w tym roku niczego "oldskulowego", co nie wyszło z bety i interesuje mnie zresztą średnio (tj. Dorotki i Szabli), szatan wyprzedaży jednak kusił mocno. Ostatecznie na skutek powyższego "out of stock" nie mam Szabli, jest Dorotka. Mój portfel przyjął ten kompromis z zadowoleniem. Moje nerwy trochę mniej, bo pierwsza próba dokołowania z rampy lotniska Suchumi do progu pasa 30 zajęła mi ze 20 minut (brak pedałów z hamulcami jednak utrudnia walkę z tym patologicznym, hitlerowskim kółkiem ogonowym), potem pierwszy start zakończony oczywista driftem i kulą ognia. Udało się za trzecim. Jutro rano pewnie będę się czuł jak po przebudzeniu obok wątpliwej piękności wychędożonej w równie promocyjno-spontaniczy sposób, ale cóż, szczypta szaleństwa w życiu nie zaszkodzi.