Byliśmy z Zeke całą sobotę pomimo kapryśnej pogody. Niedzielę sobie darowałem, bo aura miała być jeszcze gorsza. Myślę, że pogoda odegrała największe znaczenie i jak już latali to asekuracyjnie i na płasko. Miło było spotkać się ze starą gwardią. Udało się po blisko dekadzie spotkać z Orłem (Orzełem

), w tłumie wypatrzyłem Zimnego Janka, a potem jeszcze spotkaliśmy się z Gizmo. Szkoda, że Ramm, Yoyo, Samraz czy Mekki nie dał rady się pojawić. Udało się trochę zdjęć porobić, pogadać, wciągnąć uber hot doga. Był Ropuch, Su-27, Mi-17, Mi-24, Bo-105, F4U, B-25 i Sentry, do tego trochę żelastwa na gąsienicach. Nie udało mi się dopchać do Barretta. Z akrobacji to dali czadu jak zawsze Włosi i Szwajcarzy choć Ci pierwsi trafili na lepszą pogodę. Oczywiście było wtórnie jak zawsze i odpustowo (stoiska z pierdołami i dżem mydło i powidło), dla mnie zabrakło P-38 i F-22. Za to miałem okazję usłyszeć P-11c i miła jest świadomość, że udało się tam być z okazji stulecia polskiego lotnictwa. Podobało mi się podejście Hiszpanów z Herculesa którzy pomimo pogody rozstawili sprzęt grający i impreza trwała w najlepsze. Szacun dla Czechów, że pomimo załamania pogody wsiedli i polatali Mi-24. Toyo jako medialna bestia też dawał czadu jako komentator (mam nadzieję, że kiedyś uda mi się
, chociaż na chwilę wujka stamtąd wytargać żeby uścisnąć dłoń i zamienić dwa słowa

). No i ten zapach przepalonej nafty

. Organizacyjnie zabrakło mi jakiejś rozpiski co ma być po czym, bo w pewnym momencie nie wiadomo było czy czekać czy się zbierać.
Ogólnie było OK.