Ze wspomnień "młodego" desperata:
Kolejny lot po którym jedynie zepsute wrażenia pozostają - jak tu prowadzić flight kiedy maszyna miast kłaść się łagodnie na prawe skrzydło wpada w niekontrolowany roll na lewe. Na szczęście spodziewałem się tego i kazałem wingmanowi trzymać odpowiednią odległość by uniknąć kolizji ale już podejście na wrogą kolumnę w CCIP na niskim pułapie to igranie z wirtualną śmiercią, niekoniecznie za sprawą wroga. Chyba nadszedł "ten" czas, więc wołam:
"'Kochanie, wygląda na to iż mój wierny druh wyzionął po 5 latach katowania ducha a Ty jeśli chcesz mieć zdrowego psychicznie męża musisz się zgodzić na kupno nowego HOTASa. Tak, wiem, że nie wiesz co to więc pozwól przed monitor a zaprezentuję Ci nowego kotka w rodzinie

"
Tak więc "wyposażony" w glejt od małżonki przystępuję do poszukiwań na stronach internetowych. Jest!!!! Świetna okazja za jedyne 205 USD + koszty przesyłki. Jeszcze tylko ostatnie kliknięcie do zakończenia transakcji a tu nagle.... daje się słyszeć jakiś syk.
Z kieszeni wychyla głowę jakiś wąż i syczy: "poczekaj jeszcze chwilę, rozbierz go ostatni raz, może wystarczy wymienić jednego pota i wytrzyma jeszcze z 6 miesięcy...syk, syk".
Noooo dobra - w sumie co mi szkodzi.
Tak więc jednego wieczora rozebrałem to ustrojstwo i tylko na tyle starczyło mi czasu i zapału. Dziś z kolei postanowiłem pokręcić trochę potami i zobaczyć co się będzie działo.
"O (autocenzura)! Jak to jest możliwe?!"
Wszystko chodziło jak za nowości: żadnych skoków, naprawdę minimalne, ledwo zauważalne drżenie w centrum, wychylenia osi (nawet gwałtowne) nie powodują chwilowych skoków wartości na przepustnicy i pokrętłach, odczyty w każdej ćwiartce rośną i opadają dokładnie zgodnie z obrotem.
Ja chyba śnię. Dobra złóżmy to do kupy i zobaczy się. OK - przestawiony o 90 stopni w lewo drążek nie jest najlepszym pomysłem, więc jeszcze raz rozbiórka i złożenie bez przytwierdzania podstawy śrubkami, bo pewnie i tak zaraz będzie trzeba to rozebrać.
(Autocenzura)! O co tu biega?! Dalej wszystko ładnie chodzi

Nieważne - nie jestem biedniejszy o dwie i pół setki zielonych a to jest sukces, zważywszy że nie wydałem ani centa.
Jedno mnie ciekawi - jeśli po 5 latach od zakupu i (uwierzcie mi na słowo) ostrym katowaniu wszystko dalej dobrze działa to ile lat jeszcze to "plastykowe badziewie" zwane X45 będzie mnie jeszcze ratowało przed wydaniem pieniędzy?
No i co właściwie było do tej pory nie tak a teraz jest dobrze? Mam pewną sugestię jeśli chodzi o odpowiedź na to pytanie. Otóż rozbierałem sprzęcik już kilka razy. Najpierw z ciekawości

. Potem coś zaczęło działać nie tak jak trzeba (trochę precyzji zgubił) więc przeczytałem na tym forum jak się czyści poty. Pewnie postąpiłem nie do końca zgodnie z zaleceniami ale zadziałało. I znowu rozbierałem: a to żeby przesmarować, a to że coś mi się tam uroiło że jest nie tak. Niektórzy pewnie wiedzą, że te cztery śrubki zamykające obudowę sticka są dość długie i trzeba się nakręcić śrubokrętem żeby otworzyć pudełko. Oczywiście zawsze szedłem na łatwiznę i używałem do tej i odwrotnej czynności wkrętarki akumulatorowej. I tak mi się coś wydaje, że właśnie za mocno dokręcona obudowa była przyczyną moich kłopotów, bo dociągnięta śrubkami podstawa obudowy dociska elementy kołyski a zbyt mocne spasowanie tych elementów (tak dedukuję) może spowodować jakieś naprężenia na trzpienie potów i tym samym powodować. Taką mam teorię i choć wiem że pewnie się mylę - co mi tam. Dzisiaj jestem na tyle szczęśliwy, że nie dbam.
Skąd w ogóle ten nudny, przydługawy post?
Otóż jeśli ktoś stoi przed decyzją o wybraniu sprzętu to ja z całą pewnością polecam Saiteka i to te droższe modele. Warto nawet rozważyć jakiś mały kredycik (swojego kupiłem w MediaMarkt - doskonale pamiętam, że był właśnie przeceniony na 314 zet i do tego zakupiłem go w kredycie 0% na dziesięć rat - a co!) zgodnie ze starym porzekadłem - zakup tani to wyrzucanie pieniędzy.