Amerykanie z listy 66 dużych japońskich miast wybrali sobie 8 których nie bombardowano. Za to miasta te miały być poligonem dla broni "A". Chciano sprawdzić siłę rażenia nowej broni na nienaruszonej zabudowie miejskiej. Najlepiej wyszła na tym Kokura - z uwagi na warstwę chmur B-29 poleciał na Nagasaki - stąd powiedzenie w Japonii "szczęście Kokury". Amerykanie zaś zbierali krwawe żniwo i bez bomb atomowych - podczas nalotu na Tokio w nocy 9/10 marca 1945 r. zginęło 84 000 ludzi, podczas gdy w Hiroshimie 70 000. Drewniana zabudowa japońskiej stolicy tak łatwo się paliła, że szalały burze ogniowe, a straż pożarna była bezradna.
Co do naszego podwórka to od lipca 1941 r. oficjalną doktryną RAF było bombardowanie dzielnic mieszkalnych. Brytyjczycy wyszli z założenia, że przemysł zbrojeniowy można niszczyć na dwa sposoby: burząc fabryki lub zabijając pracowników. Z powodów technicznych bombardowania zakładów przemysłowych w nocy odpadały (Amerykanie z trafieniem w dzień też mieli problemy), więc pozostawało bombardowanie dzielnic robotniczych - jeśli nie zabije się robotników, to i tak będą wymęczeni koniecznością oczekiwania w schronach, zestresowani losem swojego majątku czy swoich znajomych/sąsiadów.
Brytyjczycy byli też na tyle perfidni, że część bomb nie wybuchała od razu, tylko miała zapalniki czasowe i po paru godzinach jak ludzie wracali zbierać resztki swojego majątku to wtedy następowała eksplozja.