Kolejna porcja "narzekania".

Poleciałem sprawdzić jak działa radar, czy przechwytuje cel i jak go trzyma.
Dałem dwa Su-22, wszak już wycofane, więc nadają się na QSu-22, leciały w trialu w odległości ok. 25 kilometrów jeden za drugim, pojawiły się w "obserwacji" na dystansie około 80 kilometrów, oczywiście kolejno, przy czym byłem z przeniżeniem 1000 metrów. Zalokowało pierwszego i stabilnie trzymało w całym zakresie manewrowania, aby nie zerwało. Tutaj podoba mi się. Zwróciłem jednak uwagę na coś innego, pierwszego chciałem odstrzelić z maksymalnego dystansu jakim dysponuje R-27, a drugiemu wyjść w tylną półsferę tzw. offsetem i zobaczyć jak trzyma przechwycenie "od tyłu". Mając w pamięci jak się to robiło w realu, zestrzeliłem pierwszego, zalokowałem drugiego i rozpocząłem manewr do offsetu, czyli obejścia celu tak aby znaleźć się za nim nie tracąc śledzenia. Polega to na tym, że odchyla się tor lotu o kurs, przy którym stacja jeszcze nie gubi celu, ale jest on na granicy jej pracy. Obserwuje się wtedy wskaźnik aspektu (strzałka pod skalą odległości) i tzw. diamencik pokazujący oś anteny. Przy odchyleniu na granicę wychylenia anteny i odległości ~ 20 km rozpoczyna się manewr w kierunku celu, tak aby wejść mu w tylną półsferę w odległości około 3 - 4 kilometrów.
Robiąc to zauważyłem, że wskaźnik aspektu pokazuje niewłaściwe kąty, ponieważ wskazywany kierunek lotu celu jest w odniesieniu do mojego samolotu, a w rzeczywistości powinien być w odniesieniu do osi anteny (promienia sygnału).
"Narysuję" słowem o co biega.
Mój samolot leci z kursem 0 stopni, a cel 180, jesteśmy dokładnie naprzeciwko siebie, antena śledzi cel i patrzy dokładnie na wprost - aspekt jest skierowany idealnie w dół, "przedłużając" skalę odległości.
Teraz to samo, obydwaj lecimy z powyższymi kursami, ale cel jest przesunięty w lewo, czyli nasze wektory lotu są równoległe, ale nie pokrywają się, przesunięcie jest na tyle duże, że antena musi wychylić się o 15 stopni w lewo, aby móc śledzić "bandytę". Wspomniany diamencik odchyla się zgodnie z kierunkiem w którym patrzy antena, natomiast aspekt powinien odchylić się od "pionu" o... 15 stopni w lewo. Jeżeli narysowaliście linie obrazujące tory lotu, zaznaczyliście pozycję moją i celu, następnie połączyliście je linią odzwierciedlającą "beam" radaru, który powinien być odchylony od mojej osi o 15 stopni, to zobaczycie, że pomiędzy osią anteny, a linią toru lotu celu powstaje kąt wynoszący 15 stopni, to właśnie on jest pokazywany na wskaźniku.
Komplikujemy, ta sama sytuacja, te same pozycje, ale cel zaczyna manewrować i zmienił kurs na 195, czyli nie dość, że jest z lewej strony 15 stopni, to jeszcze ucieka w lewo (moje lewo) zmieniając kurs o 15 stopni, antena w dalszym ciągu jest wychylona w jego kierunku, czyli diamencik nie zmienia swojej pozycji, natomiast aspekt odchyla się w lewo o dodatkowe 15 stopni, czyli pomiędzy pionową osią, a nim jest 30 stopni, dokładnie tyle samo ile pomiędzy osią anteny, a aktualnym wektorem lotu celu.
Teraz cel nabrał odwagi i leci ze swojej pozycji prosto na mnie, dokładnie wzdłuż osi anteny, która przypomnę jest odchylona o... 15 stopni w lewo (cóż za zaskoczenie

), diamencik nie zmienia swojej pozycji, a aspekt skierowany jest dokładnie w dół, znowu tworząc jedną linię ze skalą odległości.
Czyli widzicie, pierwsza sytuacja i ostatnia generują takie samo wskazanie aspektu.
Mam nadzieję, że dało się coś z tego zrozumieć, ale polecam rysować to na kartce, aby pojąć sowiecką filozofię wskazywania aspektu, zwanego u nich rakursem. Opisując to nie uwzględniałem ruchu samolotów, a jedynie konkretne pozycje w danej chwili.
Nie było to tzw. intuicyjne podejście, ale lata wykorzystania sprawiły, że jest to dla mnie naturalne i inne wskazania przeszkadzały w prawidłowym zbudowaniu offsetu.