W dniu wczorajszym, po ogłoszeniu alarmu przeciwlotniczego (01 VIII) na płycie lotniska Seosan (Tacan 052X) stawili się: Boba Fett, Miszon, Iche oraz moja skromna osoba (akurat sprzątałem hangary, więc się wprosiłem na czwartego

). Naczelne Dowództwo Zjednoczonych Sił Koreańskich i US zleciło nam misję BAI, której celem była 3 Brygada sił lądowych DPRK zmierzająca na linię frontu. Naszym zadaniem było powstrzymać ten marsz i zadać jak najwięcej zniszczeń tymże siłom wroga. Co prawda przed misją wywiad nie donosił o zbytniej aktywności komunistycznych sił powietrznych w rejonie naszej misji, ale jak to mówią weterani operacji Market Garden: "Słuchaj się wywiadu, a będziesz zimą po lasach w trampkach gonił"

Pierwszą parę obsadzili Boba Fett (lead) i Iche, natomiast dowodzenie drugim elementem objął Miszon. Ja rozsiadłem się wygodnie w kokpicie maszyny nr 4. Po szczegółowym briefing'u i dobraniu uzbrojenia AG (po 6 Maverick'ów na każdą maszynę) wsiedliśmy do Viperów. Po chwili za plecami dało się słyszeć przyjemny, przytłumiony pomruk silników F-16. Taxi..., Request clearence for take off... i "off we go" w parach z szerokiego pasa bazy Seosan, w której, jak wiedzieliśmy, w oficerskiej kantynie, po powrocie będą na nas czekać drobne, urocze i wiecznie uśmiechnięte azjateczki.. (ach te masaże po męczącej misji - nie tylko dla nich warto starać się przeżyć spotkanie z Su-30)

Po oderwaniu się od bezpiecznej ziemi, steerpoint 2, wejście na 20.000 ft, przygotowanie Falcona do wykonania misji. W okolicach STP 2 AWACS doniósł o grupie wrogich jednostek powietrznych. Wyskoczyło coś na radarze.. Declare.. i którys z chłopaków zdjął paskudę z nieba. Według planu w okolicach STP 4 Miszon i ja, jako pierwsi mieliśmy odnaleźć cele naziemne i zaatakować. W tym czasie prowadząca dwójka Boba+Iche osłaniała nasze tyłki przed niespodziewanymi odwiedzinami wrogich samolotów. Po osiągnięciu STP 3 uzyskaliśmy od AWACSa namiar na cel naziemny. Zwrot, przejście w AG, namierzanie i wywalamy kolejno prezenty AGM-65D zaadresowane "Deliver to Kim Dzong Il". Miszon szybko pozbył się swojego balastu (jak się później okazało w debriefingu ze 100% skutecznością), ja natomiast miałem nieco problemów ze znalezieniem naszego celu. Przez
przypadek w obrazie kamery Mava pojawił się jakiś most.. "A!" pomyślałem, "jeszcze skurczybyki was nie znalazłem, boście się pochowali za źdźbłami trawy (tacy ponoć są już chudzi z głodu!), ale na drugą stronę rzeczki to sobie tak łatwo nie brykniecie" po czym posłałem w jego stonę jednego Mava (mostek uszkodzony). W końcu udało mi się znaleźć jakieś jeżdżące sprzęty na ziemi (widocznie wiatr zawiał w drugą stronę, trawka się przechyliła i odsłoniło chuderlaków

), więc się na nich "wypróżniłem" z pozostałych AGM-65D. Spora część dotarła do celów, choć były to zwykłe ciężarówki i może coś jeszcze niezbyt dla wojny istotnego, ale należało do wroga! Po zakończeniu ataku AG, wraz z Miszonem przeszliśmy z kolei do osłony pierwszej pary, która rozpoczęła rzeź wielkiej kolumny czołgów T-72. W trakcie tej części zadania stała się rzecz dość dziwna - Miszona COŚ zdjęło.. oberwał nie wiadomo skąd i czym i od kogo (podobną przygodę miałem ja w naszym poprzednim wspólnym locie). Niestety musiał się katapultować. Załatwili mi lead'a.. sukinkoty!! Postanowiłem, że po powrocie wypiję za niego szklaneczkę 12-letniej Whiskey on the Rocks i wykorzystam jego przydziałowy masaż, coby się kolejka nie zmarnowała

A jak chłopak wróci z buta do bazy, to postawię mu butelczynę
Pierwsza para kończyła już atak AG, Miszon niczym smutny jesienny liść, z bolesną świadomością utraconej szansy na pomisyjną rozkosz, powoli opadał na nieprzyjazną ziemię, a ja krążyłem próbując osłaniać pierwszą dwójkę (nie ukrywam, że w pojedynkę było mi nieswojo - z doświadczonym lead'em u boku czułem się raźniej). Nagle, w odległości ok 38km na północ od naszego obszaru nalotu na radarze pojawił się nowy kontakt. Bug.. Declare.. "Contact confirmed hostile! Mig-29" usłyszałem! "No tak..", pomyślałem "trzeba by się nim zająć, aby chłopaki mogli dokończyć zadanie. Tylko, żebym nie dał du.. mhmm ciała". MiG początkowo leciał naprzeciw mnie. Aby go odstraszyć od reszty grupy, zalokowałem go. Zrobił zwrot i zaczął uciekać. Full Military Power i gonię. W tym czasie słyszę, że Boba i Iche skończyli rozdawanie podarków AGM-65 i zwrócili w moją stronę aby mnie wspomóc. Nie zdążyli jednak... Fox 3... zanim dolecieli mogli już tylko potwierdzić zgłoszony przeze mnie "Bryzg". Pilot Mig'a oberwał, bo postanowił pomimo ciągłego locka, zawrócić i wszedł w zasięg AIM-120B. Niestety nie starczyło mi zimnej krwi, żeby czekać, aż oberwie pierwszym Slammerem i zmarnowałem na gada obie rakiety średniego zasięgu.
Po zebraniu się w szyk, dla pewności skierowaliśmy pytanie do AWACSa o inne źródła zagrożenia. Na naszej trzeciej pojawiła się grupka Bogeys.. Zwrot, podejście (Sindewinder załapał locka, więc po zezwoleniu lead'a na atak Fox 2.. dwukrotnie!.. i nic!!!). Po zbliżeniu się, naszym oczom ukazały 3 potężne AN-24. Posłałem w kierunku jednego długą serię z działka.. zbyt długą.. akcja skończyła się moim komunikatem "Cowboy14, Winchester" (ale jeden z nich oberwał). Zaraz po tym na ogony Antków wsiedli Boba i Iche sciągając z koreańskiego nieba po jednym. Boba był naocznym świadkiem ślicznego trafienia przez Iche, które naszego dowodzącego wprowadziło wręcz w eksazę (z ręką na sercu mówię Wam - jeszcze takiego Boby nie znałem

). Moglibyście Panowie opisać tą sytację, której nie miałem przyjemności obejrzeć, dla niezaprzeczalnego wzbogacenia tej relacji.
Ponownie zaczęliśmy zwierać szereg z zamiarem ostatecznego powrotu do domu (na masażyk ma się rozumieć, dla mnie tego dnia podwójny, w trójkąciku , bo jeszcze za Miszona

). Pierwsza dwójka przyjęła standardowy szyk, ja bez zbytniego pośpiechu
goniłem tą śmiertelną parkę..
(W tym miejscu zmuszony jestem uczynić małą dygresję. Otóż po trafieniu i katapultowaniu się Miszona przez cały czas towarzyszył nam błąd w postaci obecności samolotu Miszona na HSD).
Zbliżając się powoli do lead'a i jego wingmana oceniałem sobie co widzę na HSD i na radarze. Porównanie było nieco "dziwne": na HSD widziałem lead'a i wingmana, a nieco na lewo od nich i troche z tyłu ów strącony samolot Miszona. Patrząc na radar, widziałem strąconą F-16-tkę Miszona, Bobę (leader), Iche (tuż za Bobą i nieco na prawo od jego linii). Przesuwając kursor na radarze na tych kontaktach, widziałem, że na HSD mój kursor pokrywa się z identyfikatorami chłopaków.. ALE CÓŻ TO??? Na radarze, tuż za Iche i nieco w prawo od niego mam jeszcze jeden kontakt!!! Znów "radosna tfu..rczość" Panów z Lead Persuit??? A może jednak to nie bug? Kursor na radarze nad kontakt.. Na HSD w tym miejscu pusta przestrzeń.. RWR milczy!!! Bug'uje cel... AWACS Declare... chwila oczekiwania w napięciu... i.. "Contact confirmed HOSTILE!!! MiG-21!!" "Ku... leczka", myśle, "a ja goły Winchester jestem, jak blada dupa świecąca na plaży!". Jedyne co mogłem zrobić to ostrzec chłopaków o zakradającej się rychłej śmierci! Postanowiłem, jak uprzednio z MiGiem-29, postraszyć drania (w końcu on nie wie że go golas ekshibicjonista straszy) i .. Designate target.. Moi koledzy po ostrzeżeniu rozeszli się na boki. MiG najwyraźniej się wystraszył locka, bo zaczął zawracać w moim kierunku (tak przynajmniej mi się wydawało). W tym momencie, pomimo że siedziałem, to zrobiło mi się miękko w kolankach, bo nawet procy w kabinie nie miałem, żeby się bronić. W tym czasie Boba i Iche również zrobili zwrot.. zrobił się mały kocioł (ponownie proszę o ewentualne uzypełnienie relacji głównych bohaterów tej akcji) po czym MiG-21 migiem pomknął w kawałkach ku ziemi powalony serią Boby. Uff...
Dalszy przebieg powrótu do bazy był nicznym niezmącony. Przy lądowaniu słońce chyliło się już ku zachodowi, w kantynie Whiskey w szklaneczce z lodem się chłodziła, a 2 azjatki szykowały eteryczne olejki i nagrzewały swoje małe stopy, którymi wieczorem dreptały delikatnie po mych umęczonych plecach.. Ech.. uwielbiam te powroty do bazy.. chyba tylko dzięki takim chwilom mam motywację, żeby jeszcze pożyć

Miszon, druhu.. to za Ciebie!
