Autor Wątek: "Polish Dancer 2005"  (Przeczytany 11785 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #30 dnia: Listopada 08, 2005, 01:52:30 »
Wspomniany w tej dyskusji J. Gotowała opisywał taktykę odpalania rakiet średniego zasięgu z maksymalnej możliwej odległości, nazywając ją "uderzenie w bęben". Pasuje ona jak ulał do Alamo.
Z tą walką manewrową to miałem na myśli nie dopuszczanie do niej poprzez zniszczenie przeciwnika wcześniej. Z ogólnie znanych przyczyn jesteśmy "skazani" na nią. Dogfight przypomina walkę uliczną, można być najlepszym, mieć najlepszy sprzęt, ale może znaleźć się w bramie fajtłapa, która znienacka, zasadzi kosę pod żebra.

Na własnej skórze odczułem co znaczy być "zestrzelonym", w wydawać by się mogło, prostym zabijaniu Su-22 i to w sposób jaki opisywał opiekun żółwi "Panie, to był moment".


A zaczęło się tak.

Waszyngton - Biały Dom - godzina 1200 zulu - wpływ na przebieg akcji: żaden.

Jedno z lotnisk w północnej części Polski, dwóch dzielnych pilotów najnowocześniejszych myśliwców będących na wyposażeniu Sił Powietrznych RP, dopija ostatnie łyki kawy. Niewprawne oko nie wychwyci, że kawa zaparzona była w szklankach umieszczonych w metalowych koszyczkach, jest to jeden z elementów tradycji lotniczej. Podkreśla on elitarność tej formacji pośród innych. W czasach głębokiego kryzysu z zazdrością spoglądano na wychodzących z kasyna pilotów, niedbale niosących paczuszki, rozdawanej za darmo, tylko dla nich, czarnej "Sahary", wypijanej później na lotnisku w domku pilota z  takich właśnie szklanek, jakie przed chwilą odstawili Budyń i Oyot.
Po odstawieniu symbolicznego naczynia jeszcze przez chwilę posiedzieli przy stoliku, delektując się promieniami południowego słońca, ich oczy, skryte za ciemnymi Raybanami mogły ogarnąć bezkresne przestrzenie w niezmąconym tego dnia żadnym zamgleniem, powietrzu. W głębi duszy planowali już lot, budowali taktykę - budził się instynkt zabójcy. Paradoksalnie ci co mieli za dwie godziny "zginąć", pochylali się nieopodal, nad zwojami map, co chwila padało ciężkie słowo pod adresem jednego z nich za pozostawioną nierozważnie w pobliżu mapy, szkalnkę kawy, takiej samej, jaką pili ich przyszli "prześladowcy". Byli to piloci samolotów uderzeniowych, szykowali się do odlotu na własne lotnisko, jednak ten lot nie miał być li tylko zwykłym przelotem, drogę mieli im zagrodzić myśliwcy, którzy właśnie nieśpiesznie wstali od stolika i z obojętnym wyrazem twarzy przechodzili obok "Pegazów", ich wzrok, schowany za okularami szukał, najważniejszego obiektu na mapie - czarnej kreski oznaczającej trasę przelotu. Posiadanie tej wiedzy ułatwiło by im zadanie, lecz piloci "suczek" stali tak by nikt niepowołany nie mógł spojrzeć na mapę.
Briefing przebiegał standardowo, najważniejsza informacja, ustalenie zasad bezpieczeństwa, ustalenie "kanalizacji" (kanały łączności z ang. chanalization). Nad jedną z charakterystycznych miejscwości Budyń ustalił CAP, tego dnia on był liderem i on ustalał reguły, Oyot mógł jedynie sugerować pewne rozwiązania. Po krótkim czasie wszystko było jasne, każdy z nich, jak na profesjonalistów przystało, wiedział co będzie robił w powietrzu. Nie oczekiwali żadnych przeszkód, to miało być polowanie z końcowym rezultatem 4:0.
W ustalonym na briefingu czasie, obydwaj piloci poszli do maszyn, ich ruchy nabrały kociej sprężystości, gesty wyrażały zdecydowanie i pewność siebie. Technicy złożyli meldunki o sprawności samolotów, o tankowaniu, o ćwiczebnym uzbrojeniu, po tym usłyszeli od każdego pilota krótkie dziękuję i zaczęło się "czarowanie" samolotu. Każdy pilot ma mały gest, który wykonuje przed każdym lotem, Oyot daje do "powąchania" swojemu samolotowi rękawiczkę, delikatnie głaszcząc go po dziobie, mógłby przysiąc, że słyszy jak MiG wciąga w nozdrza zapach jego ręki poznając tym samym, że on to on. "Walk around" wygląda jak taniec w ciszy, skupieniu, delikatne dotknięcia, dyskretne spojrzenia w najintymniejsze zakamarki, lekkie muśnięcia miejsc, których inni nie ważą się dotknąć, powietrze zdaje się przepełniać swoistym mistycyzmem, tutaj następuje jednoczenie się pilota z potężną maszyną, potężną w wymiarze możliwości, jakich niewiele maszyn posiada.
Po zakończeniu przeglądu samolotu, piloci spotykaja sie ponownie z technikami przy drabinakach, chwila na wszechobecną biurokrację, mały podpis w książce samolotu i można wsiadać do kabiny. Jej zapach jest specyficzny, jeden jedyny w swoim rodaju, niezapomniany, nigdzie indziej nie można go spotkać, dajacy poczucie posiadania wielkiej mocy.
Technik pomaga zapiąć się w pasy, podpina spodnie przeciwprzeciązeniowe, rzut oka na zamki, maskę, przewód radia wszystko OK, moża wyjmować zabezpieczeina fotela, jest to ostatnia czynność technika w samolocie. Po tym schodzi z drabinki zostawiajac pilota samego.
Budyń zamyka osłonę, Oyot słuszy charakterystyczny dźwięk instalacji pneumatycznej, sam jeszce tego nie robi, dopiero tuż przed samym uruchomieniem zamknie kabinę, delektuje się jeszcze lekkimi powiewami wiatru radośnie hulajacego pomiędzy, nie dociągniętą maską, a jego twarzą. Nie lubi się pocić. W słuchawkach rozległo się "Smoker one", mimo charczenia radia dało się poznać głos Budynia, "Smoker two" rzucił w radio wingi, "Tower, Smokers, request start up" - powiedzial Budyń. Po otrzymaniu zgody, klamka do przodu i osłona delikatnie z lekkim sykiem opadła w dół, rozpoczął się w obydwu kabinach rytuał uruchamiania, kilkadziesiąt czynności, jedna po drugiej, w określonej kolejności, w określonym czasie, nie ma miejsca na żadną pomyłkę. Wprawne ucho technika, mającego łączność z pilotem, wychwytuje wszystkie komendy, ma on obowiązek reagować na każdą nieprawidłowość. Po naciśnięciu przycisku uruchomienia piloci słyszą wysoki ton turborozrusznika, po pewnym czasie w tle pojawia się bas obudzonej bestii, silnik rozruchowy jakby w obawie przed tym właśnie głosem przestaje wyć, dźwięk RD-ów jest przepełniony potęgą czekającą na tylko na ruch ręki pilota by uwolnić się z całą swą mocą.
Po sprawdzeniu wszystkich systemów w radiu słychać "Ready", kciuk do góry i technik daje zgodę na kołowanie, z pozoru ślamazarnie, nieśpiesznie w kierunku pasa kołują dwa MiG-i. Przed pasem czeka ich jeszcze kontrola, po raz kolejny kciuk w górę i można kołować na pas.
Budyń zatrzymuje samolot po lewej stronie pasa tuż obok niego staje Oyot, przeunięty nieco do tyłu, czynności w kabinie, rzut oka na tablicę przyrządów, żadnych oznak niesprawności, wszystko OK, obydwaj lekko uśmiechaja się. Poprzez kabiny spoglądają na siebie, Oyot podnosi kciuk do góry, trzeci raz, dając znak gotowości do startu, Budyń prosi przez radio o zgodę na start, otrzymuje ją i lewą dłonią wykonuje na wysokości głowy koliste ruchy, dając Oyotowi sygnał na przeunięcie dźwigni sterowania silnikami w położenie "maksymakne", po chwili sam to robi. Samoloty pochylają nosu do dołu, nerwowo podrygując na zahamowanych kołach, z zewnatrz widać całą prawdę o naszym kolsajnie "Smokers", wskazówki opierają się na 100%, Oyot po raz kolejny podnosi kciuk, Budyń opuszcza głowę w dół i w tym momencie puszcza hamulec, to samo robi Oyot, samolotu jednocześnie podnoszą dzioby, jakby były szczęśliwe, ze w końcu mogą nieskrępowanie nabierać prędkości. Piloci delikatnie pieszcząc stery utrzymują je na właściwym torze rozbiegu. Po chwili ustają drgania i samoloty rozpędzjac się przecinaja powietrze, rwąc na strzępy ciszę jaka do tej pory zalewała okolicę. Obydwaj kładą się lekko na skrzydło stając na kurs w kierunku strefy patrolowania, tuż przed zmianą częstotliwości słyszą, że ich "ofiary" proszą o zgodę na uruchomienie.
Myśliwcy nie wychodzą wysoko, tylko na jakieś 1200 metrów, spodziewją się, że "suczki" będą szły w kosiaku. Zajmują strefę przegrupowują się we "front", jeden od drugiego 2 - 3 km. Widzialności bez ograniczeń, Oyot podziwia pod sobą miejscowość jaką wybrali na swjego CAP-a, ustawiają się na kurs przeciwny do spodziewanego przylotu celi. Nawigator ożywia się podając kolejne komendy o pozycji przeciwnika. Jeszcze na ziemi zdecydowali, że stacje włączą przy minimalnej odległości, by nie zdradzała ich pozycji, i tak ustalili, że będą używali tylko działka i Archerów. Cele są jeszcze daleko, należy uważać by ie zaatakować za daleko by nie wyjść ze strefy, na moment odwracają się plecami na "cold" po czym wracają na "hot". Cele są coraz bliżej, nagle nawigator spokojnym głosem oznajmia, że nie widzi ich ponieważ znaleźli siędokładnie nad nim w martwej strefie. Oyot włącza stację, pojawiają się jakieś śmieci, zaczyna się nerwówka, MiG-i wyglądają ja dwa rozdrażnione szerszenie, Budyń "coś" złapał na radarze, w tym samym momencie Oyot widzi zielony punkt na wyświetlaczu, to są oni! Manewr w kierunku celu są blisko, wiedzą o myśliwcach i w przybliżeniu znają ich pozycję, łatwo skóry nie oddadzą, zaczyna się balet. Oyot usiłuje znaleźć ich wzrokowo na tle ziemi, powinni być przed nim. Ze szkoły pamięta zasadę "Wzrokiem podążaj w kierunku przeciwnym do kierunku lotu celu, ludzkie oko reaguje lepiej na ruch, jak u kota" zasada ta zawsze sprawdzała się, lecz cholera nie teraz, nie ma nic bardziej frustrujacego, jak świadomość bliskości przeciwnika, którego się nie widzi. Budyń robi to samo, jako lider szuka wzrokiem Oyota, choć to właśnie Oyot w formacji odpowiada za 'deconfliction", widzi go po swojej lewej stronie, jest, nerwowo miota się pokazując co jakiś czas kolejne "rzuty" samolotu, pamięta jeszcze z liceum "rzut boczny", "rzut góny", nagle posród tych przemyśleń trwających może jedna dziesiątą sekundy, obraz został zmącony, pojawiło się "coś" niewiele niżej niż para MiG-ów, SĄ!!!!
Budyń widzi ich - dwóch, Oyot niestety żadnego pomimo, że są dokładnie naprzeciw niego. patrzy na ziemię, nie podnosi wzroku, gdyby to zrobił nie mógłby ich nie zauważyć, nie spodziewa się, że są tak wysoko - około 900 metrów. Budyń natychmiast wykonuje ostry zakręt w stronę suk, pamięta by nie stracić prędkości suczki chodzą szybko i mogą uciec. W radio puszcza "Telly two twelve oclock lower", Oyot szuka ich przed sobą, ma jakąś zaćmę,ciągle ich nie widzi odwraca głowę spogladajac na samolot Budynia i melduje "Support" nie chce się pakować w bloki w których jest cel nie widząc go, jest jeszcze za młody by być pociskiem. Wyrywa samolot w górę i szerokim kołem wychodzi na ogon Budynia, patrząc "przez: jego samolot dostrzega pierwszego, za chwilę drugiego, "Zasrańcy" - pomyślał - "Dlatego ich nie widziałem, bo szli, jak dla nich, w stratosferze". Budyń bierze dalszego, zostawiając Oyotowi tego co jest bliżej, dopalanko hula, samolot nabiera prędkości, 0.9 Ma - suczka rośnie, palec powoli przesuwa się na przycisk działka, 'half way" odległość jeszcza duża, czeka, 1000 m, 900 m - daleko, nie będzie widać na zdjęciach. Nagle "trzecim okiem" polskiego myśliwca dostrzega za sobą cień, odwraca głowę i widzi sukę szykującą się do ataku, Zupełnie zapomniał o dwóch pozostałych, odpuszcza pierwszej i wyrywa do góry, wskazówka przeciązeniomierza dochodzi do czerwonego pola, Oyot odpycha drążek by nie stracić predkości, musi ją mieć by pomścić tę zniewagę, przerzuca samolot na plecy i widzi jak niezdarnie na lekkim wznoszeniu przelatuje pod nim samlot myśliwsko-bombowy, chwilę jeszcze czeka wznosząc się po czym opuszcza dziób w kierunku suchoja i rzuca się na niego. Odpala Archera, dopada gada i sadzi mu długą serią z działka. Suchoj mial szansę uciec, gdyby nie stracił prędkosci po tym jak ogarnęła go niedorzeczna myśl powtórzenia manewru MiGa. Oyot jednak był ostrożniejszy tym razem i pomimo ataków odnalazł wszystkie samoloty w powietrzu. Na jego szczęście były przed nim, Budyń ganiał od jednej suki do drugiej obdzielając je równo Archerami i dzialkiem. Po dolocie do granicy strefy, zebrali się razem i wrócili na lotnisko, na omówieniu, a było o czym, szczegółowo przeanalizowali sytuację i doszli do jednego wniosku - dali się zaskoczyć nietypową wysokością, ugrupowaniem (głęboki box) oraz brakiem pomocy ze strony nawigatora. Za kilka dni Oyot otrzymał piękne zdjęcia formatu A4 ze swoim samolotem będącym tłem dla siatki celownika Su-22.

Tak wyglądał z pozoru łatwy dogfight, a dałem się zaskoczyć jak dziecko, zawsze daję jako przykład, że zawsze można oberwać nawet od bombowca.

Offline Sundowner

  • *
  • Chasing the sunset
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #31 dnia: Listopada 08, 2005, 02:32:56 »
:564: Czy wiedzielibyśmy jak smakuje zwycięstwo, gdybyśmy nie odnosili porażek ? ;)

Boba Fett

  • Gość
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #32 dnia: Listopada 08, 2005, 06:03:24 »
Ehh.....

 :564:  :564:  :564:

Schmeisser

  • Gość
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #33 dnia: Listopada 08, 2005, 11:19:18 »
Cytuj
J. Gotowała opisywał taktykę odpalania rakiet średniego zasięgu z maksymalnej możliwej odległości, nazywając ją "uderzenie w bęben"


Pan Generał znakiem tego jest niespełnionym miłosnikiem U-Bootwaffe , gdyż analogiczna operacja bicia farmerów u ich własnych brzegów nosiła nazwę Paukenschlag - uderzenie w bęben :)

HansVonStunke

  • Gość
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #34 dnia: Listopada 08, 2005, 12:17:10 »
Toyo - Tom Clancy moglby Ci buty czyscic  :mrgreen: ...piekny opis, we ask for more !  8)

P.S. w Silach Powietrznych naszej zwycieskiej armii nie dostajecie w czasie cwiczen informacji typu ' Smoke 2, wlasnie zostales zestrzelony, dziekujemy ' przez radio od jakiegos operatora ? albo chociaz od kolegi co 'strzela' ?

Offline KosiMazaki

  • Administrator
  • *****
    • http://www.kg200.il2forum.pl
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #35 dnia: Listopada 08, 2005, 12:35:27 »
Toyo jesteś THE GOŚĆ normalnie !!! :mrgreen:  Świetnie się czytało  :P  :wink:
I/KG200_Doktor  1972-†2006

"Herr Rittmeister wylądował, klasnął w dłonie mówiąc: Donnerwetter! Osiemdziesiąt jest godną szacunku liczbą"

"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #36 dnia: Listopada 08, 2005, 13:10:25 »
Cytat: KosiMazaki
Toyo jesteś THE GOŚĆ normalnie !!!  Świetnie się czytało  

I w końcu się wydało, że Toyo to kolejne wcielenie Szmajsera  :lol:
A poważnie to świetny tekst, prosze o więcej :!:

Schmeisser

  • Gość
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #37 dnia: Listopada 08, 2005, 13:15:41 »
Kurcze uproście go o Clean Huntera , tam jest jezda...

Offline martin

  • *
  • Szpieg z krainy jaszczompów
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #38 dnia: Listopada 08, 2005, 14:34:09 »
Cytat: Schmeisser
Kurcze uproście go o Clean Huntera , tam jest jezda...


Ty nas tu nie szczuj, bo ślinka cieknie.

Marcin
Sundowner:U nas jest w czym wybierać - do każdej roboty odpowiednie narzędzia.
Schmeisser: U nas się wysyła 1000 MiGów, mogą być puste.

tomek1988

  • Gość
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #39 dnia: Listopada 08, 2005, 14:51:45 »
W "Skrzydlatej Polsce" z października jest artykuł o "Polish Dancer 05", nawet dali jednego guncama z Su-22, ale nie widać na nim Miga-29, tylko ORP Pułaski :) .

"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #40 dnia: Listopada 08, 2005, 15:18:26 »
Cytat: Toyo
Budyń i Oyot.

Wygooglałem :)
http://www.1elt.minskmaz.pl/pilot/index.html

Offline Kusch

  • Global Moderator
  • *****
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #41 dnia: Listopada 08, 2005, 15:25:07 »
Świetny tekst! dobry klimat robią też "metalowe koszyczki"  :D   :564:
"Najlepszą metodą przewidywania przyszłości jest jej tworzenie"

http://img90.imageshack.us/img90/9643/klmd5.jpg

Waylander

  • Gość
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #42 dnia: Listopada 08, 2005, 15:31:37 »
Oyot - przecztajcie wyraz od tyłu  :mrgreen:  :mrgreen:

Offline Sundowner

  • *
  • Chasing the sunset
"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #43 dnia: Listopada 08, 2005, 17:14:17 »
Cytat: Magneto
Cytat: Toyo
Budyń i Oyot.
Wygooglałem :)
http://www.1elt.minskmaz.pl/pilot/index.html
"Lubi śpiewać. Jego popisowy numer to "Pszczółka Maja" ...po chińsku."  :lol:

A nasz oyoT ma dar pisania i opowiadania... coś jeszcze? ;)

I BTW.. kto będzie pilotem roku 2005 ?  :)

"Polish Dancer 2005"
« Odpowiedź #44 dnia: Listopada 08, 2005, 18:13:54 »
Cytat: Sundowner
"Lubi śpiewać. Jego popisowy numer to "Pszczółka Maja" ...po chińsku."  :lol:



I BTW.. kto będzie pilotem roku 2005 ?  :)


Ostatnio zaniedbał śpiew i podczs ostatniej imprezy pomylił słowa, na co publiczność natychmiast zareagowała.

Wybory odbędą się w grudniu i jak co roku będą w postaci tajnego głosowania.