Odnośnie (żałosnego IMHO z punktu widzenia historii) post-sowieckiego wyprzedawania zgniłym imperialistom wszystkiego, co jeszcze ~15 lat temu było "ściśle tajne" (np. na Allegro pojawiają się kawałki Burana), przypomniał mi się stary dowcip z czasów komuny.
Piszę z pamięci, wybaczcie jeśli coś przekręciłem.
Pewien bogaty Ormianin wybrał się z żoną na wycieczkę do Moskwy. Wiecie, stolicę zobaczyć. Obiecał jej kupić futro. Ale w sklepie, jak można się domyśleć, odpowiedzieli mu:
- Nie ma futer. Skończyły się. Może
dowiezom za miesiąc...
- Towarzyszko poproście kierownika...
Przychodzi kierownik uprzejmie zagajając "Czego?"
- Towarzyszu kierowniku, przyjechałem tu do was z daleka, obiecałem żonie kupić w Moskwie futro, jak nie kupię - to będzie narzekać całą drogę... umawiamy się tak... kupuję DWA futra, jedno dla mojej żony... drugie dla waszej... to jak?
Nagle okazało się, że znalazły się dwa futra

Podobna sytuacja zdarzyła się w sklepie z butami itd. (nie będę was zanudzał).
W końcu po spacerze po Placu Czerwonym zapragnęli odwiedzić mauzoleum Wodza Rewolucji. Jednak strażnik zatrzymał ich stanowczo:
- Za późno przychodzicie! Mauzoleum Lenina zamknięte!
- Ale my z daleka przyjechali... nie możnaby tak..
- Zamknięte powiedziałem!
Nagle Ormianin nabił strażnikowi na bagnet banknot o bardzo wysokim nominale...
Strażnik nagle "wyuprzejmiał" i spytał grzecznym tonem:
- Obywatele wejdziecie do środka czy mam go wynieść na zewnątrz?
