Moi drodzy, nie porównujmy prawdziwego, żywego RPG do komputerowych gier RPG, bo to prawie tak, jak porównać prawdziwe lotnictwo do symulatorów - czy w związku z tym mamy wyrzucić wszystkie symulatory, bo "to nie jest to"?
Gry RPG też mają swój urok, podobnie jak i dobre "dungeon hacki" (zarówno gry Rogue-like w trybie tekstowym, jak i współczesne ich odpowiedniki do których zalicza się Diablo).
Szczerze mówiąc, to nie przeszkadza mi brak multiplayera w rolpleju, bo IMHO każda taka partyjka przeradza się w hack'n'slash niczym w Diablo, a od dobrego rolpleja wymagam wciągającej fabuły. A podczas takiej sesji trudno o posuwanie się fabuły i opcje dialogowe (czy ktoś kiedyś widział przygodówkę multiplayer?), bo chodzi wtedy o dobrze skoordynowaną drużynową naparzankę

(mag wspiera ogniem, druid leczy, a paladyn przyjmuje ciosy na opancerzoną klatę).
Na pewno pamiętasz taki tytuł jak "Betrayal at Krondor".
O panie, o ludzie!

Była to jedna z pierwszych/najważniejszych gier (obok np. Fallout), która zainteresowała mnie komputerowymi RPG, bo wcześniej uważałem (o ja głupi!), że "to nie są gry dla mnie".
PS: na prawdziwej sesji RPG nigdy nie byłem: zawiniła nie tyle samotnicza natura, co brak odpowiednio dobranej paczki
