
Luty 1944. Róg Zuga i Lubomielskiej na warszawskim Marymoncie.
Niemiecki samolot miał wylądować na bielańskim
lotnisku. Lot swoj zakonczyl jednak na ul. Zuga, a konkretniej na domu pewnej
volksdeutschki [co przez długi czas było tematem żartow: "ciągnie swoj do
swego"]. W wypadku zginał jeden pilot, drugi został tylko lekko ranny [stracił
palec]. Tuż po wypadku Niemcy wyznaczyli wysoką nagrodę dla znalazcy
teczki/walizki, która leciała w samolocie. Nikt jednak nic nie znalazł...
Pierwszej nocy z wraku zniknely koła. Resztki samolotu wywieziono dopiero po
miesiacu - do tego czasu został praktycznie ogołocony z co ciekawszych
elementow.
Historyjka o tyle ciekawa,że poparta zdjęciem.
Edit:
A tu ten sam dom (volksdeutchki) przy ul Zuga 6, zdaje się że widać jeszcze zniszczenia z tamtych czasów.
