Czytam ten temat i jestem przerażony 
Zaplanowałem sobie na długie jesienne i zimowe wieczory "uberplan" - chciałem postawić serwer na którym można by się pobawić w działania pary dyżurnej, przechwytywanie i inne zagadnienia zwiazane z obroną "powietrznych granic" - chciałem być oryginalny i niekonkurencyjny w stosunku do serwerów "dogfightowych" czy kampanii Edelmanna i Maverickdana. Zainwestowałem w to nawet parę groszy - zamówiłem nowe łącze, postanowiłem pozostawić stary komputer na potrzeby serwera itp.
Liczyłem na dobra zabawę, ale po tym co można tu przeczytać w tym temacie mam spore wątpliwości i chyba mi się odechciało.
Jako "niedzielny latacz" i do tego stawiający serwer zostanę zapewne obwołany "cziterem" w przypadku przypadkowego zwycięstwa (a kiedyś udało mi się "zrąbać" w pojedynkę parę pod dowództwem Some'a 1 - zresztą po dość morderczym pojedynku na MiG-ach -> nawet "niedzielny" czasem ma farta, bo wiecie przecież jak lata i walczy Some1) - bo przecież będę mógł sobie podglądać w LoTATC obie strony.
Panowie zastanówcie się czy ten symulator/gra ma służyć zabawie czy też gracie "o złote gacie" (jak to mówiono za mojej młodości) - w tym drugim przypadku proponuję po prostu wykonać komendę "uninstal" i mieć spokój - będzie zdrowiej
"pamiętaj o sercu" 
Kiedyś chamstwo pewnych panów z dywizjonów 30.. zniechęciło mnie do latania w FB/PF na HL - czy ten temat ma służyć zniechęceniu "niedzielnych lataczy" do prób latania w Lock On!? Tylko tak dalej, a będziecie latać "we własnym sosie". Mam nadzieję, że tak się nie stanie.
Pozdrawiam
PS. Przepraszam jeżeli kogoś uraziły zbyt mocne czasem słowa, ale ciężko mi przeboleć, że z dotychczas wolnego od tego typu zarzutów środowiska symulatorka Lock On/FC robi się "bajzel" jak w PF-ie.
Reszta jest milczeniem. AMEN!
Też mając chwilę czytam temat i nie wiem , co mam o tym myśleć . Generalnie mnie problem nie dotyczy , kto mnie zna ten wie. Jedyny dogfight , gdzie mnie można zobaczyć to Red Orchestra. Jeśli o dopingu mowa to bez ogródek twierdzę że każdy z nas go stosuje. I nie mam na myśli żadnych programów !
Bo równie dobrze można dojść do wniosku że żaden z nas nie gra na równych szansach. Pomijam tutaj kwestię doświadczenia. Ale spójrzcie na to że największym oszukaństwem jakie popełniamy jest to że korzystamy z nieograniczonej liczby wirtualnych żyć. Każdy z nas dysponuje różnego rodzaju sprzętem, gdzie jedni mają sprzęt z „grafą” pokroju GF 7800 i potężnymi procesorami ponad 3GHz i więcej, podczas gdy inni co najwyżej męczą się z Ati 9600 i słabszymi oraz procesorami 2GHz , jedni mają tracka IR, podczas gdy drudzy walczą z zacinającym się w najlepszym przypadku 8 kierunkowym HAT- em, jedni mają superprecyzyjne dżóje X52 czy podobne podczas gdy inni rozchybotane miotły z Media Markt. Można by tak wymieniać.
Mimo posiadania jakiegoś tam internetu w domu niekiedy wolę sobie polatać offline. Tak tak! Owszem niewątpliwą frajdą jest walczyć przeciwko żywemu graczowi, świetnie przeżywać emocje , kiedy dopadnie Cię Menek, czy Some1 i spuści jak wodę w kiblu. Nie sposób nie doceniać edukacyjnych zalet dogfightu, gdyż z przysłowiowy patałach może wyjść na pilota. Ale czemu służą te umiejętności w całej karierze wirtualnego pilota? -Temu , aby być królem serwera dogfightowego.
Walka na serwerkach o takim charakterze to nieustanny wyścig zbrojeń. Po pewnym czasie zaciera się dążenie do czucia dobrego klimatu, czy emocji związanych z lotem na oparach paliwa czy na uszkodzonej maszynie , których w eskadrze zostało jeszcze pięć a o największym zmaganiu - czyli woli przeżycia nie wspomnę.
W pewnym momencie ci najlepsi zaczynają dostrzegać najdrobniejsze nawet błędy symulatora, jego niedomagania i tak dalej.
Gra przestaje być emocjonująca. Wirtualna walka staje się tak odruchowa jak czynność fizjologiczna.
Osobiście dawno przestałem być stałym uczestnikiem rozgrywek czysto dogfightowych. Wolę pozostać do końca świata niedzielnym wirtualnym pilotem.
Mogę sobie zawsze sam dla siebie ułożyć złożoną z kilkudziesięciu misji kampanię i sam sobie w niej polatać, No chyba że znajdzie się inny jak ja wariat , któremu bot ze skillem high w pełni wystarczy za przeciwnika.
Przedkładam w wirtualnym lataniu realizm ponad wszystko. I nie chodzi mi tutaj tylko o fizykę lotu , model zniszczeń i inne popularne tego typu aspekty. Szalenie istotnym jest cała otoczka. To, o czym mówił Razorblade zaspokajałoby dość mocno moje potrzeby- zabawa w normalne latanie - to , co widzimy za oknem- latających z punktu A do B pilotów pokroju OYOTa i jego kolegów z 1ELT , którzy mają jedno życie i walczą o jego zachowanie, czują efekt "G", latają według ściśle określonych procedur, którym odpalenie silnika zajmuje trochę więcej czasu niż naciśnięcie klawiszy Shift + Home (czy jak to tam leci

?) , którzy czekają na pozwolenie na start a nie startują w pośpiechu w poprzek pasa i tak dalej i tak dalej.
Na mnie Razorblade, jako pilota pary dyżurnej możesz liczyć. Jeśli to nawet będzie symulacja tego co robią prawdziwi piloci (czyli czysto pokojowe loty z odbywanymi co pewien czas ćwiczeniami czy poligonem to spoko) ważne aby było realistycznie! Nie będę się w ogóle martwił że pilot „A” nagrywa tracka, że jest uruchomiony LoTATC i tak dalej. Będę się martwił, żeby dowieźć swoje wirtualne cztery litery do domu. Może być nawet grafik lotów, może być nawet sterta papierów do wypełniania , a nawet raporty do sporządzania po odbytym locie. Każda rzecz która zabawę przybliży do realizmu bardziej mnie zachęci niż zniechęci.