Nie było mnie w sieci przez kilka dni, a tu dyskusja się rozwija ...
Oczywiście Leon ma rację - z faktami się nie dyskutuje, zresztą moje osobiste zdanie jest od wielu lat podobne. Mam tylko jedną małą dygresję dotyczącą stwierdzenia:
Hmm.. delikatnie mówiąc Kredens powielacie schematy... sowieckiej a także prlowskiej propagandy.
Moim zdaniem takiego mitologizowania polskiego udziału w DWS i jednocześnie zaniżania lub lekceważenia wkładu innych państw dokonujemy nie na skutek wpływu propagandy radzieckiej czy PRL-lowskiej, a na skutek naszych własnych narodowych przywar. A jedną z nich jest "
co to nie my" i stwierdzenie, że jesteśmy prawie "
pępkiem świata". Owszem propaganda okresu PRL bazowała też na tym zjawisku, ale na samo jego powstanie nie miała wpływu. Bo takie zbyt wysokie mniemanie o sobie mieliśmy już długo przed PRL i mamy dalej prawie 20 lat po PRL (kto wie czy nie wyższe).
Co do okresu DWS to jakoś nie możemy się pogodzić z tym, że nasze znaczenie w tej wojnie i w ogóle na świecie jest "zbliżone do zera" i tworzymy mity o naszym wkładzie w DWS.
Ile mieliśmy dywizji na froncie zachodnim, a potem też wschodnim? Na zachodzie w chwili zakończenia wojny mieliśmy 2 Korpusy (po 2 dywizje, z "przyległościami"), z 10 dywizjonów lotniczych (niewielkich bo z zasadzie w sile "prawdziwej" eskadry) i kilka niewielkich okrętów (proponuje zobaczyć ile jednostek z tej całej Polskiej Floty walczyło na raz). Na wschodzie podobnie kilkanaście dywizji w 2 armiach (+ jednostki armijne), 4 dywizje lotnicze (przy czym częściowo/w większości było to po prostu jednostki radzieckie podporządkowane naszemu dowództwu - do końca wojny nie dokonano przecież wymiany personelu na polski).
Jak to się ma do masy walczących jednostek innych państw na frontach DWS? Kropla w morzu! - no może szklaneczka

Ale ponieważ naszą narodową przywara jest "
co to nie my" to wytwarzamy sobie mity na temat naszej bohaterskości czy wielkiego udziału w wojnie. Owszem w kilku bitwach mieliśmy pewien udział, ale to wszystko. U nas za to takie epizody urastają do rangi wielkiego udziału w wojnie. A w rzeczywistości te niewielkie ilości ludzi i sprzętu giną w masie wielkich armii, ale my mamy wiecznie pretensje, że nas się nie docenia, że się nie pisze czy mówi o naszym "wielkim wkładzie" w DWS. Tymczasem należy doceniać, że się w ogóle o nas mówi, bo można po prostu podsumować np.: USA, Wlk.Bryt., ZSRR ... Francja
i inni.
Podobnie z Wrześniem 1939 - po paru dniach było w zasadzie "pozamiatane" (co przy stanie naszej armii przedwojennej było oczywiście do przewidzenia). No to co robią "wielcy Polacy" - tworzą sobie legendy o Westerplatte (epizod bez strategicznego znaczenia), obrona Helu, jakieś pojedyncze oddziały, które pozwalają nam tworzyć mity o tym jak to stawialiśmy Niemcom opór tak długo jak np. wielka Francja. A prawda jest taka, że w zasadzie nie opłacało się tego często atakować wszelkimi siłami, aby nie generować niepotrzebnych strat tylko po prostu zablokować i poczekać - i tak to w wielu przypadkach zrobili Niemcy.
Tzw. wojenna "odwaga" czy "tchórzostwo" - wynika z wielu czynników, zwykle sytuacyjnych czy indywidualnych cech osobniczych poszczególnych ludzi biorących udział w walce, ale najmniej z powodów narodowościowych.
Dlaczego w wielu konfliktach wykorzystuje się świadomie dzieci do walki? Bo mają m.in. niewielką wyobraźnię na temat skutków udziału w walce - stąd są bardzo "odważne" i wykazują często większą determinację w walce niż dorośli. Polecam prześledzenie relacji żołnierzy z konfliktów afrykańskich, gdzie takie sytuacje mały miejsce bardzo często. Ale i na naszym podwórku coś by się znalazło ... Choć oczywiście w Afryce dziecko a AK to zbrodnia, a w naszym grajdole dzieciak ze Stenem to "narodowe bohaterstwo".