Może trochę schodzę z tematu, ale jak wygląda to słynne "no one gets left behind" w amerykańskich jednostkach specjalnych (nie kojarzę któryc), jak to ładnie pokazują w filmach typu Blackhawk Down?
Tutaj "czysta" kalkulacja wychodzi zdecydowanie negatywnie, bo naraża się życie wielu dobrze wyszkolonych żołnierzy, żeby uratować jednego (wcale nie "droższego"). Czy chodzi właśnie o morale, czy też o jakieś tajemnice wojskowe, mogące wpaść w ręce wroga? Czy może to fikcja i dumne hasło, a w praktyce sprawa wygląda inaczej? 
OK -
załóżmy na potrzeby dyskusji, że sytuacja przedstawiona w filmie była w miarę wiernym odzwierciedleniem rzeczywistych wydarzeń - tak będzie łatwiej. Chyba nie była tak do końca, ale nie chce mi się szukać opisu rzeczywistej akcji, aby tego dowieźć - gdzieś to kiedyś miałem ...
1. To nie była typowa operacja ratunkowa, a raczej reakcja "na gorąco", na zaistniałą sytuację bojową.
2. Nie była to typowa sytuacja wojenna jak w Afganistanie (mowa o konflikcie z udziałem śp. ZSRR, a nie obecnym z udziałem USA), Wietnamie, DWS itd. - raczej mocno ograniczona interwencja zbrojna, która "nieco" wymknęła się spod kontroli.
3. Akurat jest to przykład jak
nie należy prowadzić takiej operacji, bo ilość popełnionych błędów była zatrważająca, że można wymienić tylko kilka:
- zlekceważenie sił przeciwnika
- chaos w dowodzeniu
- bezsensowne rozdzielanie sił (posłać osobno kilka drużyn to nie to samo co cały pluton w całości)
- absolutny brak współpracy z innymi siłami operującymi w rejonie i mającymi większe możliwości techniczne
- złe operowanie zarówno siłami tak pieszymi jak i mobilnymi (pojazdy i śmigłowce)
- braki w informacji dla dowódców niższego szczebla (drużyn)
Ponadto - "szkolne" błędy popełniane przez żołnierzy i kompletna niewiedza o poruszaniu się i walce w mieście, tutaj kilka uwag podstawowych dla przykładu:
- poruszanie się jedną stroną ulicy, co uniemożliwia właściwą reakcją na to co się dzieje na piętrach budynków. Należy się przemieszczać po obu stronach pod murami, "kryjąc" okna po przeciwnej stronie ulicy.
- ulice pokonuje się całą grupą (gdy mamy do czynienia z elementem zaskoczenia), a nie pojedynczo bo gry rusza na raz cała grupa to jest szansa, że przeciwnik "prześpi" i nie zdąży zareagować ogniem. Gdy robi się to pojedynczo to pierwszemu się pewnie uda, drugiemu może, ale trzeciego na pewno "odstrzelą" - podstawowa zasada walki w mieście.
- Jeżeli przeciwnik ostrzeliwuje pojazdy z niewielkiego kąta od przodu to zwiększenie prędkości pojazdów nie utrudnia zbytnio celowania przeciwnikowi (bo nie i tak trzeba odkładać poprawki), ale zmniejsza znacznie skuteczność ognia własnych strzelców obsługujących km-y na obrotniczach na dachu (mają mniej czasu na przeniesienie ognia z celu na cel). Zwiększanie prędkości jest wskazane gdy ogień dostaje się z boku z kąta zbliżonego do 90 stopni - bo strzelający muszą odkładać większa poprawkę i szansa na popełnienie przez nich błędu jest większa.
Cała ta sytuacja jest przykładem jak się wszystko może czasem p***, gdy jedne błędy nakładają się na kolejne itd.

Oczywiście te kilka uwag,
mojego osobistego zdania (żeby znowu nie było, że to jakieś "prawdy objawione"

) odnosi się do filmu (ale założyliśmy dla dyskusji, że to prawda), a nie do akcji rzeczywistej - bo nie zakładam aż takiej ingnorancji w US Army

A zasada "
no one gets left behind" jest realizacją tego co napisałem w poprzednim poście o aspekcie psychologicznym akcji ratowniczych - jest to ważne także w oddziałach specjalnych ze względu na specyfikę ich działań, mniej masowych i "samodzielniejszych" niż np. w przypadku piechoty itp.
Jak facet się uchował ponad tydzień przed czeczeńskimi bojownikami, którzy jeńców rzadko oszczędzali, tego niestety nie wiem. Musiałbym poszukać nieco więcej informacji na ten temat.
Pewnie kombinacja dobrego wyszkolenia i przygotowania do takiej sytuacji oraz pewnej dozy tego co nazywamy "żołnierskim szczęściem".