Groźnie to wyglądało, ale w rzeczywistości niebezpieczeństwo nie było takie wielkie.
Denny zapalnik uderzeniowy HVAR-a, Mk.159 odbezpieczał się wskutek kombinowanego oddziaływania przyspieszenia i naporu gazów z silnika; skoro tu silnik nie pracował to nie miał jak się odbezpieczyć (ściślej było tam więcej modeli zapalników, ale wszystkie odbezpieczane w ten sam sposób) . Czołowy Mk.149 powiedziałbym, że chyba nie był założony (tylko wkrętka), chociaż jakość filmu nie pozwala tego stwierdzić z całą pewnością. Ten z kolei odbezpieczał się 3-stopniowo: przez wyciągnięcie zawleczki w momencie zejścia z wyrzutni przez przymocowany do niej drut naciągowy - zwalniało to kapturek osłaniający czołowy wiatraczek i sprężynę, co ten kapturek zrzucała; przez przyspieszenie w momencie odpalenia, przy którym kulki-bezwładniki wylatywały do tyłu, uwalniając obrót wiatraczka pod naporem powietrza - po 8 obrotach mechanizm uderzeniowy (iglica) ustawiał się osiowo ze spłonką, ale nadal pozostawał zablokowany na skutek dodatniego przyspieszenia wywołanego pracą silnika - dopiero gdy ten się wypalił, zapalnik był gotowy do działania. HVAR pokonywał do tego czasu odległość ok. 200 - 300 m od wyrzutni (dokładnie 650-1100 ft czyli 198-335 m).