Autor Wątek: Historia pewnego Doktora  (Przeczytany 4726 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Schmeisser

  • Gość
Historia pewnego Doktora
« dnia: Sierpnia 09, 2007, 12:16:31 »
Opowieści o pewnym chłopcu co chciał latać część pierwsza, czyli od rumaka do szybowca.


'Siecher ist Siecher' powiedział Dr. Tank i dołożył dwa mauzery więcej.
No dobra, wiem że konfabuluje, tak naprawdę powiedział to Mannlicher i obdarował ludzkość karabinem maszynowym co znacznie uprościło prowadzenie wielkiej polityki w latach późniejszych.
Ale do rzeczy.
24 kwietnia 1898 roku, był jak na kwiecień przystało dniem przepięknym, słoneczko coraz śmielej i wyżej wspinało się po kopule nieboskłonu przykrywającego przepiękne miasto Bromb.. erm , to jest Bydgoszcz. A dokładnie to Bydgoszcz-Schwedenhohe.
'Ma Pan syna panie Tank' - rzekła położna. Syna? Świetnie, damy mu na imię Kurt, to dobre niemieckie imię.
Nasz bohater miał szczęśliwe dzieciństwo, Pan Tank zarabiał dobrze pracując w elektrowni nieopodal Nakła, a młody Kurt z kumplami ganiał po lasach, łowił ryby, palił ogniska i niechybnie zacząłby gonić za panienkami gdyby nie fakt iż Niemcy po raz kolejny w swej długiej historii postanowili zmienić nieco geopolityczną mapę Europy.
Jednym słowem - bomben auf England.
Kurt z umiarkowanym optymizmem podchodził do ogólnonarodowego przedsięwzięcia które przez pewien czas figurowało w annałach historii pod hasłem Wielka Wojna, nieco później zaś wymieniono przymiotnik 'wielka' na liczebnik 'pierwsza' oraz opcjonalnie dodano kolejny przymiotnik 'światowa' oddający w pełni doniosłość wydarzenia, oraz upraszczający pracę archiwariuszy.

Kurta niezwykle pociągał egzotyczny wynalazek ostatnich czasów , a mianowicie aeroplan, tak więc  nieśmiało wspomina swojemu ojcu o korpusach lotniczych. Źle trafił. Tatuś, stary kawalerzysta natychmiast ze znawstwem wypowiada się na temat przydatności lotnictwa w nowoczesnych konfliktach zbrojnych, ze znawstwem lecz w prostych żołnierskich słowach, co z kolei ma wpływ na niniejsze opracowanie taki iż z przyczyn obiektywnych nie pozwolimy sobie tutaj zacytować wspomnianej opinii, a jedynie ograniczymy się do stwierdzenia iż była nad wyraz zbieżna z opinią pewnego amerykańskiego admirała który twierdził że samolot co najwyżej nadaje się we współczesnej wojnie do rozpoznania na rzecz zespołu pancerników. Wypowiedział tą historyczną kwestię piątego grudnia 1941 roku.
Ale wróćmy do roku 1916.
Otóż niewielki oddział kawalerii desperacko stara się sięgnąć granicy lasu ścigany przez dwa Spady VII szyjące morderczymi seriami ze swoich Vickersów. Młody porucznik, chwilowo pełniący funkcję dowódcy batalionu ściąga lejce, i przystając odwraca się by sprawdzić jak przebiega manewr wycofywania się na z góry upatrzone pozycje. Błąd. Czerwony gejzer krwi i tkanki wytryskuje mu z piersi.
Tak naprawdę to nie wiem czy dokładnie tak to wyglądało, ale przyznacie iż dodaje dramatyzmu całej opowieści i czyni ją bardziej strawną. Faktem jest jednak iż pierwszą z wielu ran odniósł w wyniku ostrzału jego oddziału przez lotnictwo.
Jak wspomniałem, sporą część wojny Kurt spędził w szpitalu, liżąc się z ran. W listach do rodziny zapewnia że nic mu nie brakuje i jest mu dobrze, ale prosi o podręczniki z fizyki. Nie porzucił swych marzeń bynajmniej - szpitalną nudę zwalcza studiowaniem fizyki, dynamiki płynów oraz inżynierii materiałowej. Pewnego dnia zapisuje w swym pamiętniku iż zrozumiał a nawet poczuł jak sprężyste strugi skompresowanego powietrza, chybotliwie, a zarazem pewnie dźwigają wysklepiony profil skrzydła. I zasadniczo w tym momencie pewien gentleman, szczupły gentleman , o nieco kościstej fizjonomii, paradujący po tym padole łez w czarnym ubranku, i dzierżący w ręku prymitywne narzędzie tnące wpisał go na listę swoich najlepszych współpracowników.
Zasypuje swych przełożonych podaniami o przeniesienie do Flieggertruppen, bezskutecznie jednak. Czasami można by pomyśleć iż ma to związek z faktem iż oddany przyjaciel jego ojca jest jednocześnie dowódcą młodego, doskonale zapowiadającego się oficera o imieniu Kurt.
Wraca z wojny, sponiewierany i podziurawiony tu i ówdzie lecz żywy, z wielkim zasobem samodzielnie zdobytej wiedzy. Na tyle dużym iż podejmuje indywidualne studia w Berlińskiej Wyższej Szkole Technicznej -Technische Hocheschule, w skrócie TH, gdzie studiuje mechanikę płynów oraz technologie elektryczne przez następne sześć lat. Jego odskocznią od trudów nauki i średnio przyjemnej powersalskiej rzeczywistości staje się szybownictwo, i już w 1919 roku wraz z siedmioma podobnymi jemu studentami konstruuje pierwsze szybowce, w tym jeden bezogonowy o wdzięcznej nazwie 'Charlotte' oraz zakłada studenckie koło szybownicze Akaflieg TH.
I tu bardzo znamienna rzecz - szybowiec zostaje zgłoszony do zawodów Rhona A.D.1922. Los zadecydował iż poleci na nim jego kolega Herman Winter - zapewne w losowaniu maczał swe sprawne paluszki Ponury, gdyż Winter fiknął dwa spektakularne koziołki na wysokości 30 metrów po czym z niezwykłą płynnością wszedł w nad wyraz stabilny płaski korkociąg, kończąc zawody pół godziny przed rozpoczęciem na topoli co niechybnie mu uratowało życie. No dobrze ale co jest takiego znamiennego w tej historii?  W zasadzie nic, poza tym iż resztki latającego skrzydła 'zdeponowano' w magazynach pewnej fabryki wagonów. Gohta Wagonnfabrik czy jakoś tak...
Następnego roku również wystawiają swoje konstrukcje do zawodów, cały czas aktywnie szukając sponsorów. Trafia do niejakiego Pana Roberta Thelena , prezesa Albatros-Werke. Pan Prezes rzucił okiem na plany 'Szarlotki' i stwierdził iż to niedorzeczność, latające nieszczęście, 'A Pan młody człowieku niech wreszcie dorośnie i zgłosi się wtedy do mnie, teraz Pan wybaczy, wzywają mnie obowiązki'. Słowo się rzekło, dwadzieścia lat później Profesor Tank spotkał się z R. Thelenem, by go poinformować o przejęciu pakietu kontrolnego akcji Albatros-Werke przez firmę Focke-Wulf. Ot, życie.
W 1924 roku kończy studia z pierwszą lokatą, przedstawiając jako pracę dyplomową dokumentację konstrukcyjną szybowca "Teufelchen", dokumentację, gdyż szybowiec zdążył rozwalić własnoręcznie w kawałeczki podczas zawodów Rhona w 1923 roku.
Pewnego wieczoru wracając z lotniska, na stacji kolejowej Berlin-Poczdam, zabija nudę polerując szkła swych lotniczych gogli. Oprócz niego w poczekalni znajduje się tylko jedna osoba. Dystyngowany starszy pan, nazwiskiem Weber. Profesor Weber, który również postanowił zabić nudę wdając się w pogawędkę z współtowarzyszem podróży.
Potem jest jak w bajce - stanowisko doktoranta przy profesorze, propozycje zatrudnienia w firmie Siemens oraz w firmie Rohrbach Metalflugzeugbau. Szefowie firmy lotniczej mając w pamięci jego talent organizatorski obarczają go zadaniem stworzenia biura konstruktorskiego z prawdziwego zdarzenia. Jest to wielka szansa dla Kurta, który doskonale zdając sobie z tego faktu sprawę odmawia Siemensowi.

Przez następne sześć lat Tank partycypuje w wielu projektach łodzi latających, samolotów długodystansowych, nawet próbuje projektować myśliwce lecz jego koncepcje padały jak kaczki pod ostrzałem zaś jego nowatorstwo staje się powodem upadku firmy, a jego samego stawia przed sądem koleżeńskim któremu przewodził Freiherr Von Malingkrod z którego ust prawda najczystszej próby płynęła:  "Synu, podczas gdy ty czołgałeś się po polach ja odnosiłem zwycięstwa powietrzne, i wierz mi żaden dolnopłat nie nadaje się do latania a co dopiero do walki". Amen.

Jak nie trudno się domyślić, w konsekwencji tego nieprzyjemnego zdarzenia, nasz bohater był zmuszony poszukać sobie innej pracy. I znalazł ja całkiem szybko, bo juz w styczniu 1931, co nie oznacza że chwycił się byle czego. Otóż objął on u Messerschmitta, w Augsburgu, kierownictwo nad wydziałem konstrukcyjnym firmy, a Willi zażyczył sobie by ten skonstruował mu porządny samolot. Czyli dwupłata.
Odmienne spojrzenia na rozwój techniki lotniczej, jakie wykazywali panowie Messerschmitt oraz Tank doprowadziły do ... no zgadnijcie do czego. Tak, jest - we wrześniu 1931 roku poproszono pana Dr Tanka by więcej nie przychodził do biura.
Ich strata , prawda?

W październiku 1931 roku Dr Zbiornik obejmuje kierownictwo wydziału projektowego fabryki Focke und Wulf w Bremen. Wieść gminna niesie iż robiono zakłady ile popracuje w tej firmie. Obstawiano różnie , od miesiąca do roku lecz jak czas pokazał przegrali wszyscy.

Offline KosiMazaki

  • Administrator
  • *****
    • http://www.kg200.il2forum.pl
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #1 dnia: Sierpnia 09, 2007, 12:29:30 »
Jak zwykle genialnie napisane ;]
I/KG200_Doktor  1972-†2006

"Herr Rittmeister wylądował, klasnął w dłonie mówiąc: Donnerwetter! Osiemdziesiąt jest godną szacunku liczbą"

Offline Sherman

  • *
  • 1. Pułk Lotniczy, 2. Eskadra Wywiadowcza, 105.WPŚB
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #2 dnia: Sierpnia 09, 2007, 13:43:15 »
Czy to się różni od tego co czytałem jakieś półtora roku temu? :D
Marcin "Rahonavis" Rogulski (1986-2019)

Nie przepuszczą żadnej owcy,
Z drugiej chłopcy wywiadowcy.

3mw

  • Gość
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #3 dnia: Sierpnia 09, 2007, 13:56:06 »
Świetne :002:
Czekam z niecierpliwością na drugą część i później papierowe wydanie :021:

Online Ros

  • *
  • Uziemniony
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #4 dnia: Sierpnia 09, 2007, 14:28:32 »
Świetne :002:
Czekam z niecierpliwością na drugą część i później papierowe wydanie :021:

Właśnie... Tak sobie pomyślałem, że Schmeisser mógłby spokojnie pisać zabawne felietony na poważne lotnicze tematy. Takie miejsce na ostatniej stronie jakiegoś Lotnictwa to fajna rzecz, może powinien się poważnie nad tym zastanowić. :) A po jakimś czasie takiego pisania materiał na książkę jest gotowy do wykorzystania.
Taki nasz polski Clarkson. :D
Though I fly through the Valley of Death I shall fear no Evil for I am at 80,000 feet and climbing
36 Quai des Orfevres

Offline rutkov

  • KG200
  • *
  • Versuchskommando
    • KG200
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #5 dnia: Sierpnia 09, 2007, 15:56:44 »
Taa..., proponuje Der "Dziennik" to tak samo "niemiecka" gazeta jak nasze "niemieckie" forum tam go z otwartymi ramionami przyjmą :P


btw. tekścik rewelka jak zwykle...
miłośnik 110-tki    •    I/KG200_Doktor  ♥1972-†2006   •   Czekamy Ciebie czerwona zarazo, byś wybawiła nas od czarnej śmierci. Byś nam, kraj przed tym rozdarłszy na ćwierci, była zbawieniem, witanym z odrazą.    •   Han Pasado!    •    GDY WIEJE WIATR HISTORII, LUDZIOM JAK PIĘKNYM PTAKOM ROSNĄ SKRZYDŁA, NATOMIAST TRZĘSĄ SIĘ PORTKI PĘTAKOM

Doktor M

  • Gość
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #6 dnia: Sierpnia 09, 2007, 17:53:11 »
Jak zwykle wyśmienite!

JESZCZE!!!!  :020:

milicjant

  • Gość
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #7 dnia: Sierpnia 09, 2007, 19:05:17 »
Nie jestem starym bywalcem tego forum trafiłem na nie ze stronki Kg200 a zarejestrowałem się by móc skorzystać z dobrodziejstw szkółki Pana Dziadka Kosa. Więc tak sobie pomału przyswajam zawartość i powiedzieć muszę jedno Herr Schmeisser das ist gut !

Offline bip3r

  • *
  • 13 WELT
    • www.13welt.pl
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #8 dnia: Sierpnia 09, 2007, 19:38:50 »
Frau Schmeiss  (Frau.. bo tak uroczo opowiadane bajki potrafią opowiadać tylko prawdziwe kobiety ;) ), a więc Frau Schmeiss.. z niecierpliwością oczekuję dalszego ciągu. Bitte sehr...  :001:
"Jestem Polak, a Polak to wariat, a wariat to lepszy gość." K.I. Gałczyński


13WELT YouTube Channel

Oberst26

  • Gość
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #9 dnia: Września 07, 2007, 08:37:11 »
Przyznać Pulitzera !

Offline snb

  • *
  • Lurker
    • http://have.not.any
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #10 dnia: Września 07, 2007, 10:24:51 »
Przyznać Pulitzera !

Albo Pilznera przynajmniej :)
Pozdrawiam

SNB

Online Ros

  • *
  • Uziemniony
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #11 dnia: Września 07, 2007, 10:44:25 »
Albo Pilznera przynajmniej :)

Bo tam jednego... Ze 4 przynajmniej. :D
Though I fly through the Valley of Death I shall fear no Evil for I am at 80,000 feet and climbing
36 Quai des Orfevres

Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #12 dnia: Września 07, 2007, 12:41:00 »
Cytuj
Bo tam jednego... Ze 4 przynajmniej.

Przestańcie, bo złapie haczyk, zacznie pisać na zamówienie i skończy jako AntiAircraft  :021:
Dziecku w kolebce kto łeb urwał chytrze...

Botras

  • Gość
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #13 dnia: Września 13, 2007, 18:10:40 »
'Siecher ist Siecher' powiedział Dr. Tank i dołożył dwa mauzery więcej.
No dobra, wiem że konfabuluje, tak naprawdę powiedział to Mannlicher i obdarował ludzkość karabinem maszynowym co znacznie uprościło prowadzenie wielkiej polityki w latach późniejszych.

Entschuldidung, ale niestety karabin maszynowy wynalazł nie wielki Ferdinand Ritter von Mannlicher, zresztą rodak jednego małego kaprala z jeszcze mnieszym... wąsikiem, lecz ferfluchte Amerykanin nazwiskiem Hiram Maxim i to pracując, niech Gott ją ukaże, w Anglii :004:

Schmeisser

  • Gość
Odp: Historia pewnego Doktora
« Odpowiedź #14 dnia: Września 13, 2007, 20:05:06 »
Herr Botras, widzę iz niedostatek swieżego powietrza wpływa ujemnie na wasze zdolności percepcyjne. Wyslemy Was do uzdrowiska prowadzonego przez elektryków - wolicie Góry Grazu czy może kopalnię uranu i inhalacje radonowe w Kowarach :D ?

Mówiłem o niemieckim karabinie maszynowym  :D a nie jakimś tam karabinie maszynowym.
...LOL a teraz dostane za swoje :D ale co mi tam