Jedyne do czego doszedłem (wyczytałem na jakimś forum, i sprawdziłem w praktyce) to to, że w trakcie wczytywania scenerii, nawet jak wszystko leci sprawnie po szybkim, nieobciążonym łączu (przy dobrych wiatrach mam u siebie 12Mbit) w pewnym momencie Zarówno Google, jak i Virtual Earth banuje czasowo adres IP za zbyt dużą liczbę połączeń, czy ilość ściągniętych danych, jakoś tak. Efekt jest taki, że żadna sceneria nie wczyta się w całości, bo już po kilku procentach w oknie TileProxy widzimy serię komunikatów "timeout reached". Ta przypadłość jednak powoduje powstawanie czarnych dziur na obszarze scenerii (możemy w trakcie wczytywania spokojnie zamknąć TileProxy - FSX się uruchomi), ale nie powinna mieć wpływu na już wczytane fragmenty, które powinny być wyświetlane poprawnie. Tymczasem z dużej wysokości wyraźnie widać szczegóły wczytanego terenu, ale tak, jak pisałem, na żadnej sensownej wysokości polatać się nie da. Jedyne, co przychodzi mi do głowy (zaznaczam że to moje zgadywanie, nie wiem nawet czy to w ten sposób działa) to możliwość, że TileProxy wczytuje po kolei tekstury terenu dla różnych wartości zoom (odpowiadających różnym wysokościom - podobnie jest w Google Earth - jak zmieniamy powiększenie wczytuje się nowy zestaw tekstur odpowiedni dla danego zoom, z większą ilością szczegółów) i że ten ban w pewnym momencie powoduje, że mamy wczytane tekstury dla najmniejszego zoom, a jak schodzimy niżej, to są one jakoś przeskalowane z braku dostępu do tych bardziej szczegółowych, które wczytałyby się, gdyby połączenie nie zostało przerwane. Innego pomysłu nie mam, bo zastosowałem się do wszystkich poleceń i ustawień sugerowanych w manualu do TP.