OK jednak POS wydaję się drzeć w tym właśnie kierunku i stąd moje odniesienie do DT
Ojoj. Chyba nie słyszałeś zbyt wiele PoS. Od DT gatunkowo są baardzo odlegli (bo i prog jak słusznie zauważyleś to bardzo szerokie pojęcie, do którego można wrzucić bandy od prekursorów takich jak Floydzi, Genesis, czy King Crimson przez Marillion i Pendragon, Rush, DT, ARK, TOOL'a a na Opeth kończąc - ktokolwiek zna te nazwy wie. jak bardzo odległa jest od siebie muzyka tych zespołów, co nie przeszkadza nazywać ich wszystkich progiem).
Co do warunków głosowych Gildenlowa, cóż. Barwa głosu to zawsze kwestia osobistych preferencji i z tym się nie da dyskutować, jednemu leży taki wokal drugiemu zupełnie nie (wiele osób reaguje alergicznie na wokal Geddy'ego Lee z Rusha, czy tym bardziej Cedrica Bixlera Zawali z TMV, ja oba te wokale uwielbiam, dlatego że lubię charakterystyczne, niepowtarzalne barwy). Natomiast w kwestiach technicznych Gildelnow potrafi naprawdę cuda (słyszałem go dwa razy na żywo, z tego raz jak był ciężko pochorowany, a mimo to wystąpił) - ten człowiek NIGDY nie fałszuje, potrafi fantastycznie łączyć agresywny, momentami hardcore'owy wokal z pięknymi liniami melodycznymi w bardzo wysokich rejestrach. Zresztą wystarczy porównać Ashes płynący powoli w bardzo ciężkich, dolnych oktawach, z takim na przykład Beyond the Pale - to daje pojęcie o rozpiętości skali głosowej tego pana, naprawdę niewielu wokalistów tak potrafi.
Co nie zmienia faktu, że w porównaniu TMV vs TOOL TMV wygląda słąbiej (szczególnie w warstwie wokalnej).. Moje zdanie, wiadomo przecież o co chodzi
Na koniec dodam, że koncert TMV, to moje ciągle niezrealizowane muzyczne marzenie
Rozumiem - kwestia preferencji. W moim przypadku w tej lidze nie potrafię i nie chcę już budować hierarchii. Muzyka to nie sport i porównywanie zespołów tej klasy pod kątem tego, który z nich jest "lepszy" cokolwiek by to miało znaczyć jest bez sensu. Dla mnie zarówno Tool, TMV, PoS, Riverside to już po prostu najwyższa możliwa półka i każdy z nich jest dla mnie inny, oryginalny, każdy dostarcza innego ładunku emocji, innego gatunkowo, ale ilościowo tak samo potężnego. Dlatego nie czuję potreby wyłonienia spośród nich "zwycięzcy". Slucham wszystkich z jednakową przyjemnością w zależności od tego na co mam nastrój.
Co do koncertów, to w paskudny sposób przeszedł mi koło nosa tegoroczny występ Tool'a. Zagrali w Polsce zaledwie dwa dni przed moim powrotem do kraju. Myślałem że mnie szlag trafi, bo za możliwość usłyszenia 10 000 Days na żywo dałbym się pokroić. Co gorsza grali również wcześniej na festiwalu kulturalnym w Oslo, więc postanowiłem że posłucham ich tam, ale okazało się, że bilety ostały wyprzedane na dwa miesiące przed koncertem!
