Wydaje mi się, że warto zaczepić o dwie poruszone wcześniej kwestie, w kontekście twierdzenia, jak bardzo cenne jest doświadczenie naszych żołnierzy wyniesione z misji w Afganistanie czy Iraku. Przypominam, że Siły Zbrojne RP, zgodnie z Konstytucją, służą
ochronie niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic. Pomijając teoretyczne dywagacje nt. tego czy uderzenie prewencyjne poza granicami też wpisuje się w tę definicję - docelowym terenem ich działań ma być przede wszystkim terytorium Polski.
Biorąc to pod uwagę, mam wątpliwości jaką wartość ma doświadczenie zdobyte w zgoła odmiennym klimacie i terenie niż nasz. Oczywiście nie twierdzę, że takiej wymiernej wartości nie ma, pytanie tylko jak przekłada to się na nasze warunki.
Druga sprawa - rodzaje wykonywanych zadań. Może się mylę, ale mają tam one przecież głównie charakter zabezpieczający, stabilizacyjny, czy wręcz okupacyjny (proszę się nie obrażać, ale naprawdę nie wiem jak inaczej nazwać działania polegające na zabezpieczeniu i kontrolowaniu zdobytego terenu, opuszczonego wcześniej przez siły przeciwnika). W jaki sposób, w świetle tego do czego konstytucyjnie powołane są Siły Zbrojne, przydatne jest ww. doświadczenie i działania stricte przeciwpartyzanckie? Patrole, konwoje, checkpointy i te sprawy przydadzą się zapewne w przypadku stanu nadzwyczajnego, ale ponownie - jak ma się to do przydatności w obronie granic RP, konieczności prowadzenia działań obronnych, zaczepnych itp. z przeciwnikiem dysponującym regularną armią?
Oczywiście jakieś fakty są dla mnie niepodważalne - doświadczenie w przebywania w warunkach bojowych (lub zbliżonych), zwiad, logistyka, współdziałanie (zwłaszcza z jednostkami innych państwa NATO) i wiele innych. Ale mam wątpliwości czy to przedsięwzięcie było rzeczywiście opłacalne pod kątem przydatności zdobytych umiejętności (oczywiście patrzenie wyłącznie przez pryzmat budżetu też jest nie do końca na miejscu). Ile z tego dałoby się osiągnąć przeznaczając więcej środków na szkolenia i poligony, z - na ile (i o ile) to możliwe - ostrą amunicją (naturalnie, że drogo ale zawsze taniej niż kontyngent X tys. km poza granicami kraju + mam świadomość, że te pomysły to aktualnie jedna wielka fikcja biorąc pod uwagę budżet i potrzeby MON).
Proszę się nie denerwować, bo widzę że wojskowi (jak zwykle) z deczka przewrażliwieni na swoim punkcie.

Grzecznie się tylko pytam kumatych, bo mam wątpliwości czy to zdobyte doświadczenie w Afganistanie będzie aż tak bardzo przydatne w przypadku konieczności obrony naszych granic, jak Panowie twierdzą.
PS. Można poprosić o rozwinięcie wątku o Rośkach?
PS2. Co do "Szweja" - przyznam, że nie kojarzyłem tego z określeniem pejoratywnym ("trep" - to rozumiem). Wydaje mi się, że nawet Razor używał tego sformułowania, a to przecież także człowiek z branży jest.