Ponoć rzeczywista historia:
Pewien człowiek wygrał w lotto znaczną kwotę. Nie lubił swojej pracy,
więc ją rzucił, natomiast nie miał ochoty wywracać swojego życia do
góry nogami z powodu jakiejś głupiej wygranej. Udawał więc dalej przed
żoną i dziećmi, że wychodzi co rano do pracy. Po czym jechał nad
jezioro, wyciągał wędkę, browarki i siedział tak do 16-tej, po czym
wracał do domu jak gdyby nigdy nic. Sielanka nie trwała długo (pewnie
jakiś zawistny sąsiad go sprzedał), żona się dowiedziała, doszło do
rozwodu (trudno się dziwić - drań!), dzieci płaczą i ogólnie kiepsko.
Zastanówcie się, czy jesteście w stanie zapanować nad taką gotówką?
Jak wasze życie by się zmieniło po jakiejś dużej wygranej? Może lepiej
nie grać?
E tam, i tak nikogo nie przekonam

PS. Co do ciekawych wyliczeń, to w patrząc w dużej skali, Lotto to
maszynka, do której wkładamy złotówkę, a wyjmujemy 50 groszy (nie
pamiętam jednak czy dokładnie w takich proporcjach). Biznes jak się
patrzy. Ale wiadomo, człowiekowi nie wystarczy życia żeby odczuć tą
"dużą skalę". Chociaż znam przypadek graczy, którzy "bawili" się w to
przez 30 lat, i po tym czasie wygrali kwotę, która wystarczyła na
pralkę i telewizor. Nie muszę dodawać, że odłożenie pieniędzy wydanych
na losy pozwoliło by na dużo większe zakupy.
Ale jak się pofarci (bardzo mocno pofarci) to, jak powiedział Forrest
Gump: "No, przynajmniej jedno z głowy".