A jednak samobójstwo...
Siedzę i słucham Fell On Black Days, bo to pieśń o mnie, bo wiem jak go bolało życie, wiem, że ból był tak nieznośny, że postanowił odebrać sobie życie.
Jeżeli z kimś na tym forum dzieje się to samo, lub, być może, z waszymi bliskim, proszę, bądźcie czujni i wrażliwi wobec siebie i tych, którzy zapadają się w swoich "Czarnych Dniach" i pamiętajcie że istnieją osoby, które są w stanie pomóc.
Wiem o czym mówię, takich jak on wyczuwam przez monitor.
Przepraszam, jeżeli uznacie to za wpis, który nie powinien zaistnieć na tym forum, ale po prostu musiałem.
To też dobry, choć przejmująco smutny moment na zmianę mojego paździerzowego nicka na ten, którego od wielu lat używam w innych miejscach, a który jest hołdem dla największego - dla mnie - zespołu ery grunge'u i największego rockowego głosu wszechczasów, dla beztroskiego początku lat 90-tych i całonocnych rozmów o budzącej się znów potędze ważnego tekstu i rockowego riffu prowadzonych z kumplami w oparach fajek i taniego wina.
Zapytałem kiedyś córkę, czy w czasach, gdy - parafrazując - dzisiejsze teledyski na YT wyściełają jutrzejsze kubły na śmieci będzie pamiętała jakiś ważnym moment w kulturze z okresu szczeniackiego buntu? Niestety, tak jak przypuszczałem jej odpowiedź brzmiała - nie.
Dlatego cieszę się, że choć spóźniłem się na Woodstock'69, to miałem swój mały udział w grunge'owej rewolucji, a może nawet jestem z tego powodu trochę dumny.
Say Hello To Heaven, Chris.
Gdybym mógł wybrać sobie głos chciałbym śpiewać tak jak Ty.