Autor Wątek: Pogadanki rowerowe  (Przeczytany 31170 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #15 dnia: Grudnia 29, 2009, 12:39:19 »
Takie czasy, że teraz na rowerze jezdzi się dla przyjemności, więc moim skromnym zdaniem lepiej wyskoczyć do lasu z dala od ciężarówek i smrodu na jakimś mtb, mtb enduro i się odrobinę więcej pomęczyć na asfalcie, niż rozwalić się na jakimś drzewie z powodu kiepskich oponek  :118:

No tak... Ale w moim przypadku do lasu trochę muszę jednak jechać. Przykładowo - jakiś czas temu walnąłem sobie wycieczkę 50 km, co jest nawet sporo, a dla mnie wręcz bardzo dużo (żeby nie było że szpanuję - umierałem przez tydzień potem). Mam marny, polski MTB firmy KROSS. Większość trasy to była jednak szosa - lasy, bezdroża to tylko jakiś procent. Z jednej strony strasznie się wykończyłem na tym rowerze na asfalcie, z drugiej - były odcinki których prawdopodobnie nie przejechałbym na turystycznym (choć kto wie) - bo momentami to była jazda na przełaj. I to jest właśnie ten zgryz.

Na górskie panuje po prostu moda (lub panowała i do dziś się przyjęły) - nie jestem bynajmniej wyjątkiem - ale większość osób ze mną na czele prawdopodobnie nie wykorzystuje tego roweru w pełni i nawet niepotrzebnie się na nim katuje (imho). Dlatego szukam jednak czegoś innego i mniej męczącego (by móc przejechać większy dystans a nie mniej się zmęczyć ;) ). Z drugiej strony ta (śmieszna dla amatora przecież) potrzeba posiadania psychicznego komfortu, że ma się rower co i "po błocie" da radę jechać, nadal mnie trzyma.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 29, 2009, 12:44:42 wysłana przez Jascha »

Offline Kusch

  • Global Moderator
  • *****
Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #16 dnia: Grudnia 29, 2009, 13:29:32 »
Z tym drzewem nie żartowałem, otarłem się o poważnego dzwona na moim makrokeszu na krossowych oponach. Teraz wiem, że jest potężna różnica przyczepności na nawet średnich oponach mtb.
Jak wybierałem to też miałem zagwozdkę, i wyszło, że najlepiej mieć krosa i fulla albo enduro  :118: no ale wiadomo fundusze, więc padło na mtb, ale kiedyś sobie sprawię taki zestawik bo rower to nieuleczalna choroba ;)
"Najlepszą metodą przewidywania przyszłości jest jej tworzenie"

http://img90.imageshack.us/img90/9643/klmd5.jpg

Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #17 dnia: Grudnia 29, 2009, 20:37:37 »
Mało kto zdaje sobie sprawę jak różne są opony rowerowe :)

Bieżniki, które na pierwszy rzut oka są takie same a mimo to rower jedzie inaczej.

Pozdrawiam jeżdżących agresywnie :)
Miejsce na Twoją reklamę.


Offline Josiv

  • *
  • Zerstörer
    • http://www.kg200.zary.com.pl
Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #19 dnia: Grudnia 29, 2009, 22:32:45 »
Opona ważna wiadomo, najlepiej też dobrana do stylu i terenu; tutaj fajne porównanie:
http://www.forumrowerowe.pl/viewtopic.php?f=16&t=17288
_____ | _____             █▀ ██ ▀█▀      ORLIK
 _\__(o)__/_                   ▼             /
      ./ \.                www.eagles.pl ---
Graf -1973-†2006 ..ó?o........ó?o.ó?oó?o...

Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #20 dnia: Grudnia 30, 2009, 16:01:09 »
(...) Sir "Pierwszy Rowerzysta Forum" Miron (...)

Aż mi trochę głupio  :054:

Choć osobiście uważam, że nieco niezasłużenie, to jednak bardzo miłe uczucie zostać określonym mianem "pierwszego". W czymkolwiek  :001:

Przepraszam niniejszym, że tak późno i że będzie hurtem, ale sami rozumiecie: święta, rodzina, wyjazdy itp.

A co to za problem ?  Jeśli jeździsz w górach to bierz coś ze skokiem od 120 wzwyż.

(...)

Wybaczcie mi radykalizm w tej kwestii, ale, kolego Jaeger, tego typu nastawieniem można sobie co najwyżej zrobić krzywdę. I to bardzo poważną.

Faktycznie zagadnienie wyboru rowerka, zwłaszcza pierwszego, jest dość skomplikowanie. Mimo iż może to zająć sporo czasu i wymagać nieco wysiłku, szczerze polecam możliwie głębokie poznanie zagadnienia przed podjęciem ostatecznej decyzji. A jest gdzie szukać. Pozwolę sobie nadmienić dwa tylko miejsca: www.forumrowerowe.pl oraz www.forumrowerowe.org - dobre miejsca na początek, choć nawał wiedzy specjalistycznej i tajemnej może nieco przytłoczyć. Ale, podobnie jak tutaj, zadając odpowiednie pytanie można liczyć na konkretną i fachową pomoc.

Ja osobiście miałem spore szczęście, mogąc "zatrudnić" do konsultacji jedną konkretną osobę. Ale nie każdy ma tak dobrze  :002:

Też cholerka chodzi mi po głowie kupno jakiegoś w miarę wypasionego roweru (choć ponoć do 3000 zł to "dolna półka" hehe). Z pewnością jest to bardziej rozsądna i życiowa inwestycja niż nowy komputer i pretekst do spędzenia kolejnych dni na d**** przed monitorem...

Fajny ten Basic jest. Chociaż jak głównie na szosach jeżdżę to MTB raczej nie pasuje. Tylko co zrobić jak człowiek chce mieć też możliwość komfortowej i bezstresowej jazdy po bezdrożach, lesie etc...? Z tego co czytam to najbardziej odpowiedni do tego jest "cross" (przykładowy rower - http://www.author.pl/www/rower/?id=350) , choć nie bardzo widzę czym się od zwykłego  górala różni, heh.

Tak z ciekawości - czym mr "Wielka Pędząca Dupa" Miron pomyka? ;) Nie mogę rozpoznać ze zdjęcia. I to specjalny rower na góry, czy też takim na co dzień jeździsz?

Jako technik, mechanik, rowerzysta i szaleniec pozwolę sobie zauważyć, iż "dolna półka" rowerków nadających się do czegokolwiek to ok 1,5 - 2k pln. Takim rowerem nie zrobi się furory na mieście, ani też zapewne nie wygra się żadnych zawodów (może poza osiedlowymi); jednak w zupełności wystarczy on na bezproblemowe zrobienie kilku pierwszych kkm, poznanie podstawowych prawideł i zależności, sprecyzowanie swoich własnych potrzeb i możliwości, oraz stanowić może niezłą bazę do rozbudowy przez kilka dobrych lat (odkładania na "rower marzeń"). Zagadnienie rozsądku i inwestycji pozwolę sobie taktownie przemilczeć  :003:

Pora wspomnieć co nieco w temacie kategorii rowerków. Temacie, co szczególnie należałoby zaznaczyć, trudnym, gdyż nie istnieje żadna obiektywna, czy choćby jednolita metoda kategoryzacji. To, jakie określenie zostanie użyte do opisania danego rowerka jest zwykle wynikiem wielu przeróżnych czynników, od indywidualnych upodobań, przez naleciałości historyczne i geograficzne, aż po takie absurdy jak "chiński chwyt marketingowy". To, co jedni mogliby nazwać cross'em, inni trekiem, a jeszcze inni XC na przykład, zwykły przechodzień bez wątpienia określi jako mtb (czyli potoczny "góral"). To, to w haburgerowie nazwą rowerem mtb, po tej stronie "kałuży" niemal na pewno określone zostanie jako downhill. Spotkałem też autentyczny przypadek, gdy producent określił mianem "roweru na najtrudniejszy górski teren" coś, czym nie odważyłbym się wyjechać dalej niż do hipermarketu na zakupy...

Schemacik w linku, który zamieścił kol. Jascha (http://karnet.up.wroc.pl/~afogt/bike/equip/jakirowe.html) bardzo ładnie przedstawia pewne zawiłości związane z kategoryzowaniem rowerków; cały zaś tekst stanowi dobrą podstawę do tego, aby wreszcie zacząć się w tym jakoś orientować. Ja osobiście wyznaję teorię użytkowego podejścia do tematu: rower jest takim, jak jest używany. To, jaką będzie miał specyfikację, zależy dużo bardziej od użytkownika - jego planów, przemyśleń, oczekiwań i doświadczeń - niż decyzji producenta, który akurat dziś wydumał sobie taką a nie inną. Bo do jakiej kategorii powinniśmy zaliczyć na przykład mój nowy rowerek, skoro imć Moderator (nie powiem, który, niech się sam przyzna) mógłby na nim zjechać z Giewontu po prostej, a ja ledwo dałem radę z Turbacza po szlaku?...

Rozmiarem. 700C to na nasze 28", zazwyczaj opony są bardziej szosowe a rama nie tak masywna. Na gładkim jedzie się trochę szybciej, po piachu i nierównym terenie trochę gorzej. Ale tu dużo zależy od ogumienia a tak poza tym różnic nie ma tak bardzo. Cross to inaczej rower turystyczny bez osprzętu turystycznego ;)

No właśnie Miron, połamałeś starego Unibike'a, czy sprawiłeś sobie drugi rower na wyjazdy? :)

Dwa słowa w kwestii rozmiaru. Kół, żeby nie było wątpliwości  :003: W rowerach nazwijmy je sobie na razie przełajowych króluje rozmiar 26". Nieco bardziej "cywilizowane" konstrukcje zatrudniają zwykle rozmiar 28", czyli 700c. Ten ostatni można spotkać równie często w rowerach turystycznych, co szosowych. Ostatnio jednak przebija się ku wyżynom popularności nowy zawodnik, który zwie się 29". Jednak po bliższej analizie okazuje się, że jest to dokładnie ten sam 700c, tyle że na grubszych kołach. Dodatkowy cal to nic innego jak założenie opony 2,2 - 2,5 w miejsce stosowanej do tej pory 1,5 - 1,7. Więc o co chodzi? O mniejsze opory toczenia, głównie poprzez zmniejszenie kąta najazdu na przeszkodę. Takie koło wcale nie gorzej radzi sobie w piachu czy błocie, jak "góralskie" 26", jednak na podłożu kamienistym, korzeniowym itp., a zwłaszcza na twardym radzi sobie dużo lepiej. Początkowo często wysnuwany argument, że tak duże koło trudniej rozpędzić i wyhamować też przestaje być istotny, odkąd zawodnicze zastosowanie tego rozmiaru wymusiło pojawienie się odpowiednio lekkich piast i obręczy.

Jednak rower określany mianem "29'er" to nie to samo, co zwykły góral, w którym zmieściły się większe koła, ani też "trek na balonach". Pewne szczególne zagadnienia geometrii ramy wymusiły powstanie zupełnie nowej ich kategorii, specjalnie przystosowanej do tych większych kół. Również felgi, choć bazowy rozmiar pozostał ten sam - 700c - są zwykle szersze, gotowe na przyjęcie większych opon; że wspomnę jeszcze tylko o takim zagadnieniu jak przednie amorki, które zdolne są pomieścić takiego olbrzyma jednocześnie zachowując swój ostry, terenowy charakter, a których po prostu wcześniej nie było zbyt wiele.

Jednak nie ma róży bez kolców. Do wielu zastosowań, w tym również "terenowych", nie jest za dobrze stosować zbyt duże koła. Trudniej nimi manewrować na bardzo ciasnych i krętych ścieżkach, zwłaszcza zjazdowych. Są też mimo wszystko nieznacznie cięższe, a to czasami ma spore znaczenie. Choć zwykle znacznie "wyżej", niż omawiane tutaj zagadnienie "dolnej półki".

(...)

Ciekawe co lepsze: "męczyć się" na szosie górskim czy tym trekkingowym/crossowym na bezdrożach...

(...)

To zależy, ile i gdzie jeździsz. Nie ma rowerka na wszystko, tak jak nie ma samolotu do wszystkiego. Ale dobrym rozwiązaniem może być "spokojny" XC czy cross na w miarę dużych, ale lekko toczących się kołach. Ja właśnie do tego celu - po mieście głównie, czasem do lasu - zakupiłem mojego Flite'a (Unibike) i sprawdził się rewelacyjnie. Fabrycznie założone na nim oponki (Schwalbe Nobby Nic) uznałem wtedy za nieco zbyt agresywne i wymieniłem na "półmiejskie", ale jak się okazało są rewelacyjne także na twardym gruncie. Tylko ciut głośne  :001:

I tu powoli zbliżamy się do zagadnienia, którego długo starałem się unikać: moich rowerków. Obecnie mam dwa, ale żeby wszystko było nieco bardziej klarowne, wypada naświetlić nieco tło historyczne.

W moim rodzinnym domu zawsze było sporo rowerów. Zawsze też były to rowery "cywilne", od dziecięcych i młodzieżowych, aż po "dojrzałe" szosówki, których mieliśmy więcej, niż rowerzystów. Był tylko jeden wyjątek - sprowadzony kiedyś dawno z jakiejś delegacji staruszka "kros", traktowany jako przejściówka między ostatnim rowerem "prawie dziecięcym", a pierwszym "dorosłym". Ja jednak bardzo długo przy nim zostałem, wykazując niezdrową i niezrozumianą awersję do "prawdziwej turystyki rowerowej".

Na skutek tego z kolejnej delegacji staruszek sprowadził coś, co można już było - zwłaszcza na owe czasy - nazwać prawdziwym góralem. Stalowe to monstrum, ważące więcej niż oba moje obecne pojazdy razem, służyło mi z powodzeniem przez wiele następnych lat. Głównie do typowej komuty (od słowa "commuting", oznaczającego codzienne przemieszczanie się w celach użytkowych), czasem do wypadów za miasto. Wypady do szkoły, na zakupy, do znajomych, czasem mieszkających w dość odległych wioskach i miasteczkach, takie tam różności. Choć głównie po asfalcie, nie stroniłem jednak od zapuszczania się na drogi polne i leśne. I, co najważniejsze, z takim rowerem mogłem sobie na to pozwolić. Taki właśnie sposób jazdy ukształtował moje obecne oczekiwania dotyczące roweru "bazowego".

Jednak na studiach zaczęło mi nieco odbijać. Pojawiły się silnie niepokojące zboczenia w kierunku "city trial", takie jak schody, murki, ławeczki... Tu już rower poważnie mnie ograniczał. Poza tym zaś czułem, że to nie jest ten rodzaj rozrywki, który pragnąłbym uprawiać właśnie na rowerze. Urodzonego w górach, przyzwyczajonego do wielogodzinnych wypadów "za miasto" rowerzystę trudno zamknąć w miejskim zgiełku. To właśnie było źródłem natchnienia i praprzyczyną pojawienia się rowerka "wyjazdowego".

Stała się jednak przykrość. Wieloletnia eksploatacja rowerka daleko poza zakresem przewidzianym przez producenta, w dosyć niskim - przyznaję się bez bicia - standardzie obsługowym, doprowadziła do narastania problemu notorycznych usterek i uszkodzeń; aż wreszcie pewnego dnia rower "umarł". Pewnych uszkodzeń, zwłaszcza zaś pęknięć ramy w kluczowych punktach, po prostu się już nie naprawia.

Decydując się więc po kilku latach na zakup rowerka wiedziałem dokładnie, czego od niego oczekuję. Kłopot w tym, że nie wiedziałem, co te oczekiwania spełni. Tu z pomocą przyszła wspomniana już na początku osoba, wskazując mi kilka możliwych rozwiązań, zwracając uwagę na pewne szczegóły, cierpliwie odpowiadając na do znudzenia zadawane pytania... Jestem rowerzystą dość nietypowym. Już samą swą budową anatomiczną wybiegam poza założenia przyjęte przez większość producentów. Poza tym, jak wspomniałem, rower miał jeździć sporo, nie tylko po asfalcie. Musiał być pewny, niezawodny, wytrzymały; ale też móc sprawnie i efektywnie poruszać się z większymi prędkościami. Nie musiał być lekki, ale też nie powinien być pancerny. Hipermarketowce odpadły w przedbiegach, ograniczenie finansowe przycięło "górkę" dosyć nisko, wybór więc nie był jakoś szczególnie trudny.

Tak własnie narodził się "de Flajt". Rower określany przez producenta jako "MTB Sport" - służący z założenia do jazdy raczej w terenie i to bardziej wyczynowego niż rekreacyjnego. Mocniejszy niż treki czy cross'y, aby znieść mnie; przeciętnie lekki, aby nie zamęczył przy kilkugodzinnych wypadach. Bez jakichś wielkich fantazji, aby utrzymać łatwość obsługi i niezawodność. Amorek tylko z przodu - tylny nie jest absolutnie do niczego potrzebny w mieście czy na polnych i leśnych drogach. Do tego blokowany, aby jeszcze bardziej ułatwić sobie życie na asfalcie. Względnie tani, zwłaszcza w porównaniu z rowerami podobnej klasy bardziej znanych producentów; a jednak dobra opinia o firmie Unibike też miała znaczenie. To właśnie były argumenty, które mnie do niego przekonały. Pełnej specyfikacji przytaczać nie będę - aktualne roczniki niewiele się różnią, można sprawdzić u producenta. Dodatkowo, zanim jeszcze rower "wyszedł z salonu", wymieniłem w nim opony (półgładkie, stosunkowo szerokie) i rękojeści (na szersze, pozwalające moim nadgarstkom lepiej znieść mnie samego); dodałem też oświetlenie na okoliczność zgodności z przepisami, koszyczek na bidon na wypadek jakiejś wycieczki i zdejmowalne błotniki na wypadek wszelki.

Po roku pełnego satysfakcji z użytkowania, dodatkowych inwestycji w sprzęt osobisty (głównie ciuchy), wypadów użytkowych i rekreacyjnych pewny byłem już, że dobrze wybrałem. Wiedziałem też jednak, że na tym rowerze nie mogę sobie pozwolić na nic więcej. Ze względów zaś finansowych nie mogłem też marzyć o zakupie drugiego rowerka. Nadarzyła się jednak pewna niespotykana wręcz okazja.

Brat mój starszy to również rowerzysta. Ma on jednak szczęście mieszkać w kraju, w którym trawa naprawdę jest bardziej zielona, podobnie zresztą jak pieniądze; zaś mnogość firm starających się spełnić wszelkie możliwe zachcianki "miłośników par homoseksualnych męskich", czyli trwałego związku dwóch pedałów :054: przerasta ludzkie pojęcie. Tam właśnie porzucił wreszcie wieloletnie zauroczenie kolarstwem szosowym, z przyzwyczajenia jednak, a także ze względu na rozmiary własne (zbliżone do moich, poza wagą) postawił jednak na wschodzące wówczas 29". Jednym z jego "sposobów na relaks" jest branie udziału w różnych konkursach, których tam, gdzie mieszka, raczej nie brakuje, a w których zdarza mu się nierzadko coś ciekawego wygrać. W jednym z nich, wiążącym właśnie rowerki, zdolności pisarskie i fotograficzne, zdobył - jako pierwszą nagrodę - ramę rowerową wartą ładny kawałek pieniążka. Po wielu staraniach i użyciu najprzeróżniejszych technik dyplomatycznych i argumentów udało mi się przekonać go, żeby oddał ją mnie  :002:

Rama ta to Mountain Cycle "Fury". Przeznaczona jest raczej do rowerów DH/FR, jednak znów, ze względu na silne obciążenie moją osobą, postanowiliśmy "uzbroić" ją pod kątem XC/MTB. Na ramę więc trafiły (z istotniejszych): amorek przedni RS Recon SL, amorek tylny Roco Air TST R, osprzęt napędowy Sram X-9 i hamulce Magura Louise - pierwotnie na tarczach 160, ostatecznie zmienionych na 180/205. To jest właśnie mój rower wyjazdowy. Da Bull. Nie boję się wyjechać nim w góry, na trudne, kamieniste szlaki Pienin i Gorców na przykład. Radzi sobie bezbłędnie zarówno na zjazdach, gdzie silna konstrukcja z pełną amortyzacją daje mi pewność prowadzenia i gwarancję spokoju, jak i na podjazdach, gdy dwoma ruchami ręki przestawione odpowiednio amorki pozwalają na wydajną i bezproblemową pracę napędu na każdym terenie. To jest właśnie to, czego mi dotychczas brakowało. Mocne, pewne narzędzie do ciężkiej roboty. A przyznać muszę, że ma co robić. Utrzymać na sobie Wielkie Pędzące Dupsko w trudnym terenie ze sporymi czasem prędkościami nie każdy rower potrafi...

CDN.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 30, 2009, 16:07:32 wysłana przez Miron »
You are not stuck in traffic. You ARE Traffic.
Get a bike. Break FREE!
"Still in one piece. Good Job. Let's go home."

Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #21 dnia: Grudnia 30, 2009, 16:02:06 »
Starczy już o mnie. Jedziemy dalej  :037:

(A swoją drogą to od kiedy niby ze mnie taki pisarz się zrobił?)

(...)

Owszem, mam Unibike Zethos czyli crossa i w sumie jestem z niego zadowolony (tzn z roweru, nie z częstotliwości w jakiej go używam niestety ;) ) Po naprawdę trudnym terenie nie jeżdżę ale rekreacyjnie wjechać do lasu czy jakąś ścieżkę się nie boję. Tak jak napisałem dla mnie główna różnica to opony - są węższe, gładsze i muszą być pompowane do wyższego ciśnienia, zwłaszcza że mój rower ma opony bardziej nastawione na szosę niż ten który podlinkowałeś. W efekcie lżej się jedzie po asfalcie, ale bardziej czuć nierówności (choćby kostkę którą wykładane są ścieżki rowerowe) i łatwiej grzęźnie się w piachu czy błocie.

(...)

(...)

Większość trasy to była jednak szosa - lasy, bezdroża to tylko jakiś procent. Z jednej strony strasznie się wykończyłem na tym rowerze na asfalcie, z drugiej - były odcinki których prawdopodobnie nie przejechałbym na turystycznym (choć kto wie) - bo momentami to była jazda na przełaj. I to jest właśnie ten zgryz.

Na górskie panuje po prostu moda (lub panowała i do dziś się przyjęły) - nie jestem bynajmniej wyjątkiem - ale większość osób ze mną na czele prawdopodobnie nie wykorzystuje tego roweru w pełni i nawet niepotrzebnie się na nim katuje (imho). Dlatego szukam jednak czegoś innego i mniej męczącego (by móc przejechać większy dystans a nie mniej się zmęczyć ;) ). Z drugiej strony ta (śmieszna dla amatora przecież) potrzeba posiadania psychicznego komfortu, że ma się rower co i "po błocie" da radę jechać, nadal mnie trzyma.

I tu ocieramy się o kolejne, niezwykle istotne, choć często niedoceniane zagadnienie - opony. Zagadnienie kluczowe w rowerach właśnie, o wiele ważniejsze niż w samochodach. To od opon zależy, czy będziemy w stanie przejechać dany teren, i czy namachamy się przy tym niemiłosiernie, czy też będzie to czysta przyjemność. Bo przecież napędzamy rowerek siłą własnych mięśni, i powinno nam zależeć na tym, aby wydatkowana przez nas energia była spożytkowana możliwie efektywnie.

Przytoczone przez kol. Josiva zestawienie, choć zawiera tylko niewielki wycinek dostępnego na rynku asortymentu, daje bardzo dobry pogląd na to zagadnienie. Ja sam jestem zwolennikiem opon marki Schwalbe - z trzech używanych przeze mnie zestawów dwa pochodzą właśnie z tej firmy. Trzeci nawinął się przypadkiem  :043: Opony te, co widać w zestawieniu, pochwalić się mogą niskimi oporami toczenia (w porównaniu do konkurencji) przy bardzo dobrych własnościach jezdnych. Królują tu takie "potwory" jak Fat Albert czy Nobby Nic, a niepodzielnie panuje Big Betty, która w tym rankingu zdobyła najwyższą możliwą ocenę (powyżej zakresu   :032:). Ale nawet one mają znacznie niższe opory niż np. produkty firmy Kenda (mój trzeci zestaw) - być może lepsze tam, gdzie teren jest wyjątkowo sypki, śliski lub niestabilny, ale w większości przypadków przecież się po takim nie jeździ. Do tego oferta firmy z Niemiec jest niezwykle bogata - po kilka, nawet kilkanaście wersji tego samego typu zależnie od wymagań i preferencji - a także bardzo dobrze zilustrowana w obszernym, przejrzystym katalogu firmowym. Szczególnie zaś przydatne jest to, że Schwalbe w swej ofercie czytelnie porównuje wzajemnie swoje produkty. Nie zostajemy więc z natłokiem "opon dobrych, lepszych i wspaniałych", tylko spokojnie i świadomie możemy wybrać akurat to, czego nam trzeba.

Faktem niezaprzeczalnym jest, że aby zaspokoić wszelkie potrzeby nawet umiarkowanie opętanego rowerzysty jeden rower nie wystarczy. A każdy rower, choćby nie wiadomo jak starannie dobrany przy zakupie, może być lepszy, jeśli co nieco się w nim zmieni. Najważniejsze, aby robić to świadomie. Ażeby tak było, trzeba więc co nieco wiedzieć. A żeby tak było, trzeba jeździć, jeździć, jeździć...

Mi już pisania w zasadzie wystarczy. Jakby kto chciał pytać, proszę bardzo. Jakby kto chciał poczytać więcej (bo na przykład nudzi się w pracy) zapraszam tu: http://krushon.bikestats.pl/

Szerokiej drogi!

P.S.

Informacyjnie tylko: "de Flajt" raz przeżył pęknięcie ramy (gwarancja), raz złamanie pedałka (koszt własny); obecnie zaś cierpi na "śmierć naturalną" amorka (naturalnym było, że pod takim obciążeniem umrze :P ). Więc jakby ktoś miał jakiś dobry widelec na zbyciu, możliwie tanio, może być cieknący na przykład... to ja bardzo chętnie.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 30, 2009, 16:08:13 wysłana przez Miron »
You are not stuck in traffic. You ARE Traffic.
Get a bike. Break FREE!
"Still in one piece. Good Job. Let's go home."

Offline Kusch

  • Global Moderator
  • *****
Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #22 dnia: Grudnia 31, 2009, 17:16:29 »
Moja maszynka, zdjęcie z dzisiejszej wyprawy do lasu :D



"Najlepszą metodą przewidywania przyszłości jest jej tworzenie"

http://img90.imageshack.us/img90/9643/klmd5.jpg

Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #23 dnia: Grudnia 31, 2009, 17:53:05 »
Bidulka ten Autorek, goły jakiś taki... :P

Ja niestety w tym roku nie zrobiłem nic po śniegu, ale za to w zeszłym...

   

To drugie ma nawet "lotnicze" tło :P

Na czas Icebikingu zakładam na powrót Nobby Nicki. Fajnie wyglądają, nie?
You are not stuck in traffic. You ARE Traffic.
Get a bike. Break FREE!
"Still in one piece. Good Job. Let's go home."

Offline Kusch

  • Global Moderator
  • *****
Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #24 dnia: Grudnia 31, 2009, 18:02:45 »
Nowy  :118: dopiero zbieram na dodatki, pierwsze będą błotniki  :020:
"Najlepszą metodą przewidywania przyszłości jest jej tworzenie"

http://img90.imageshack.us/img90/9643/klmd5.jpg

Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #25 dnia: Stycznia 01, 2010, 18:31:47 »
@ Miron

Dzięki, że chciało Ci się napisać tak obszerny i interesujący tekst. Pytanka mam i to następujące:

- czy to co napisałeś o oponie 29'' ma się także do opony 28"/700C? Czy też są zasadnicze różnice między nimi?
- czy mieszanie opon - przód bardziej szosowy, a tył (napęd) - bardziej górski, ma jakiś sens?

Do jazdy po terenie o różnym stopniu trudności (np. nierówności, błoto, pagórki), szutrach, duktach, przeszkodach terenowych idealne są rowery górskie. "Górale" są także najbardziej uniwersalnym typem bicykla - po kilku przeróbkach (m.in. zmianie opon, kół lub ich piast) można go przekształcić np. w rower trekkingowy.
To też ciekawa opcja. Nie wiem czy lepiej byłoby kupić rower crossowy + nieco bardziej terenowe opony, czy też rower klasy MTB/ATB z oponami o nieco mniej agresywnym bieżniku. Rozumiem, że nie ma roweru uniwersalnego, ale oba powinny mieć swoje zalety na szosie i bezdrożach. No chyba, że traktować rower górski dosłownie - czyli, że po prostu takim czymś jeździ się po górach. :)

PS. Aha no i czy możesz napisać coś o firmie Author, której oferta (na sucho) na razie najbardziej mi odpowiada? Poza tym jest jeszcze Merida, Garry Fisher, Unibike, Kelly's... i pełno innych. Nie wiadomo w czym wybierać. Aha - no i Giant. Moja ukochana firma (pierwszy MTB), ale kurcze jakieś drogie, takie...

PPS. I jeszcze jedno - czy dla amatora (w zawodach nie startuję) - takie bajery jak hamulce tarczowe i przerzutki lepsze niż modele Alivio/Altus mają jakiś sens? Czy jest to niepotrzebne przepłacanie?
« Ostatnia zmiana: Stycznia 01, 2010, 18:39:52 wysłana przez Jascha »

Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #26 dnia: Stycznia 01, 2010, 19:33:24 »
I jeszcze jedno - czy dla amatora (w zawodach nie startuję) - takie bajery jak hamulce tarczowe i przerzutki lepsze niż modele Alivio/Altus mają jakiś sens? Czy jest to niepotrzebne przepłacanie?
Lepsze jest wrogiem dobrego. Dopóki czegoś nie spróbujesz nie będziesz tego wiedział......

Jeśli chodzi o manetki to różnią się one generalnie ergonomią czyli  np luzem roboczym , mogą mieć inny skok dźwigni  a o takim "detalu" jak masa nawet nie wspomnę.

Tarcze to na dzień dzisiejszy jedyny sensowny wybór do roweru służącego do jazdy w terenie.
I tu polecam jedynie hydraulikę.

Jeśli masz więcej pytań to odpowiednim do tego miejscem będzie  www.forumrowerowe.org

Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #27 dnia: Stycznia 01, 2010, 23:48:45 »
- czy to co napisałeś o oponie 29'' ma się także do opony 28"/700C? Czy też są zasadnicze różnice między nimi?

Czyli że co?...

Jak już nadmieniłem, 28"/700c i 29" to ten sam rozmiar bazowy, różnica jest w wielkości (szerokości) opony. Niektóre szczególnie szerokie opony mogą nie wejść na standardowo wąską felgę, tak jak szerokie felgi mogą nie przyjąć wąskich opon (zupełnie jak w samochodzie), ale reszta to to samo. Opona, jak to opona - wąska ugrzęźnie  w piachu, gładka będzie się ślizgać na błocie i trawie, szeroka i agresywna zaś może obniżyć komfort jazdy po asfalcie. Ale diabełek siedzi w szczegółach ramy: inna pozycja, inna wysokość, położenie środka ciężkości... Niektóre ramy "szosowe" i "turystyczne" mogą być za wąskie żeby szersza opona w ogóle się zmieściła.

- czy mieszanie opon - przód bardziej szosowy, a tył (napęd) - bardziej górski, ma jakiś sens?

Zakładanie różnych opon nie jest niczym nadzwyczajnym. Niektóre modele (Nobby Nic na przykład) fabrycznie są zbudowane tak, że na przód i tył zakłada się je w odwrotnych kierunkach; spotyka się nawet takie (np. Fat Albert), gdzie opony na przód i tył różnią się dość znacznie w ramach tego samego modelu. Przednie i tylne koła różnią się znacznie wymaganiami - przednie zapewniać powinny głównie trzymanie boczne, tylne zaś to przede wszystkim koła napędowe. I pod takim kątem właśnie powinno się je dobierać. Jeśli spodziewasz się na swej trasie niewielkich ilości luźnego piasku lub pochyłego terenu obrośniętego trawą, to przytoczony przez Ciebie przykład może się sprawdzić.

Generalnie powinno się dobierać opony na najtrudniejsze warunki, jakie spodziewamy się spotkać na trasie. Jeśli jednak "najgorsze" to alejki gruntowe w parku czy coś podobnego, to nie ma co kombinować - dwie takie same opony mają tego plusa, że jak jedna się bardziej zużyje (zwykle tylna), można je po prostu zamienić miejscami :)

To też ciekawa opcja. Nie wiem czy lepiej byłoby kupić rower crossowy + nieco bardziej terenowe opony, czy też rower klasy MTB/ATB z oponami o nieco mniej agresywnym bieżniku. Rozumiem, że nie ma roweru uniwersalnego, ale oba powinny mieć swoje zalety na szosie i bezdrożach. No chyba, że traktować rower górski dosłownie - czyli, że po prostu takim czymś jeździ się po górach. :)

Bardziej bym sugerował zainteresować się pozycją rowerzysty - bardziej komfortowa (wyprostowana) czy bardziej "agresywna" (wydajniejsza przy dużych prędkościach/odległościach), zależnie od oczekiwanego sposobu eksploatacji.

PS. Aha no i czy możesz napisać coś o firmie Author, której oferta (na sucho) na razie najbardziej mi odpowiada? Poza tym jest jeszcze Merida, Garry Fisher, Unibike, Kelly's... i pełno innych. Nie wiadomo w czym wybierać. Aha - no i Giant. Moja ukochana firma (pierwszy MTB), ale kurcze jakieś drogie, takie...

O firmach dyskutować nie będę; musiałbym popróbować każdego z nich, a takich możliwości po prostu nie mam. Mam takie rowerki, jakie mam, i, świadom ich możliwości i ograniczeń, jestem z nich całkowicie zadowolony. Ale popytać można na forach, poczytać opisy, recenzje...

PPS. I jeszcze jedno - czy dla amatora (w zawodach nie startuję) - takie bajery jak hamulce tarczowe i przerzutki lepsze niż modele Alivio/Altus mają jakiś sens? Czy jest to niepotrzebne przepłacanie?

Hamulce: tarczowe wcale nie dają lepszego hamowania, niż V-ki (poza topowymi modelami na dużych tarczach). Są jednak znacznie bardziej niezawodne - nie tracą prawie wcale na skuteczności w błocie, wodzie, śniegu, na mrozie... Do tego dochodzi znacznie lepsza kontrola w przypadku "hydraulików". No i raczej rzadko zdarza się wyrwanie klocka. Na mojej starej V-ce miałem taki przypadek; z drugiej jednak strony dobrze wyregulowane V-ki z mojego "starego górala" hamowały wyraźnie lepiej niż Avidy we Flajcie :)

Przerzutki: dobrze wyregulowane, pasujące do klasy łańcucha i ilości przełożeń, do jazdy rekreacyjnej wystarczą każde. X-9 w moim "Byku", po przyzwyczajeniu się do nich, zaskakują szybkością reakcji i precyzją, ale takie rzeczy docenia się naprawdę nieprędko. Ciekawostka: większość narzekań na działanie przerzutek, które słyszałem, wynikało nie z nich samych, ale z niskiej kultury technicznej eksploatacji: zabrudzone kółka wózka, zapchane szczeliny między zębatkami, nigdy nie smarowany - lub wręcz przeciwnie, zaklejony smarem - łańcuch, brudne pancerze i skorodowane linki; to główne, po złej regulacji, przyczyny problemów z napędem. Dbajmy o rowerki, a dadzą nam wiele radości. Nawet najdroższy pojazd bez odpowiedniej troski przysporzy nam tylko bólu w d....
You are not stuck in traffic. You ARE Traffic.
Get a bike. Break FREE!
"Still in one piece. Good Job. Let's go home."

Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #28 dnia: Stycznia 02, 2010, 01:18:48 »
Hamulce: tarczowe wcale nie dają lepszego hamowania, niż V-ki (poza topowymi modelami na dużych tarczach).
Nie podpisałbym się pod tym stwierdzeniem. Owszem bywa tak czasem że V-ki mogą być mocniejsze ale to zależy od zbyt wielu czynników : klocka , regulacji , stopnia zużycia obręczy , linki , pancerza.
Generalnie dobre tarcze hamują znacznie lepiej.
 
Mam nieco porównania bo z V-ek miałem Avid'y Single Digit 2 , Avid'y Arch Rival ( wg mnie najlepsze pantografy) , Shimano LX '99 ( ale to był kiepski pantograf , bardzo kapryśny w działaniu).

Aktualnie mam dyski Avid Elixir R  ( tarcze 180mm ) i bardzo je sobie chwalę.

Odp: Pogadanki rowerowe
« Odpowiedź #29 dnia: Stycznia 02, 2010, 10:10:57 »
Hamulce: tarczowe wcale nie dają lepszego hamowania, niż V-ki (poza topowymi modelami na dużych tarczach).

Nie podpisałbym się pod tym stwierdzeniem. Owszem bywa tak czasem że V-ki mogą być mocniejsze ale to zależy od zbyt wielu czynników : klocka , regulacji , stopnia zużycia obręczy , linki , pancerza.
Generalnie dobre tarcze hamują znacznie lepiej.

Jak zwykle, istnieją dwie szkoły: Otwocka i Falenicka :)

Sam wymieniałem w moim starym rowerze "zwykłe" szczęki na V-ki. Początkowo "No-Name", 60zł za komplet obu szczęk i klamek łącznie z linkami. Już sam montaż to była droga przez mękę; nie miało toto prawie w ogóle sztywności, lakier odpadał, sprężynki się wygły po miesiącu, tulejki (plastikowe!) połamały się po dwóch, zaś regulacja za każdym razem przyprawiała mnie o napadowe bóle głowy. Ale działały, i to na tyle lepiej od starych hamulców, że myślałem iż było warto.

Dalszy rozwój umiejętności i ewolucja stylu jazdy wymusiły kolejny upgrejd. Tym razem tylko szczęki, jakieś bardziej "firmowe", po 60 za sztukę. To był szok! Zupełnie kosmiczna jakość (w porównaniu z poprzednimi) we wszystkich wspomnianych zagadnieniach. Jednak nadal regulacja była dość kłopotliwa i czasochłonna. Udało się mimo to uzyskać rezultat, przy którym choć odrobinę zbyt mocne użycie przedniego hamulca natychmiast wysadzało mnie z siodła. To było naprawdę coś!

Teraz mam hydrauliczne tarcze, w obu rowerkach. Nie tam jakieś "byleco" za grosze z Tesco - Avid Juicy 3 na tarczach 160/180 we Flajcie i Magura Louise 180/205 w Byczku. A jednak z rozrzewnieniem wspominam dawne czasy, gdy sama myśl o hamulcach budziła we mnie respekt. Teraz to jakby cień ledwie marny...

W skrócie więc pragnę powiedzieć: owszem, bez wątpienia hydrauliczne hamulce tarczowe mają większy potencjał - wysokiej klasy, dobrze wyregulowane (a teraz to śmiesznie łatwe), w pełni sprawne i na dużych tarczach mogą nieźle dać popalić. Ale z doświadczenia wiem, że V-ki też mogą zapewnić wystarczające (nawet bardzo) parametry, i to bez wdawania się w jakieś wielkie koszty. Jedyna znacząca różnica na dyskutowanym tutaj poziomie cenowym (dolna półka stanów średnich) to niezawodność w trudnych warunkach (głównie pogodowych) właśnie. Czy warto dla niej tylko dopłacać parę stówek za ładnie świecące talerzyki? Osobiście nie sądzę. Ale kto co lubi...
You are not stuck in traffic. You ARE Traffic.
Get a bike. Break FREE!
"Still in one piece. Good Job. Let's go home."