No przecież, sam uczestniczyłem w przejęciu... nie wiem czego, rozpylając chemitrailsy.
Czegóż tam nie było? Początkowo przed wejściem do NATO musieliśmy się pozbyć starych zapasów pochodzących jeszcze z Układu Warszawskiego. Na każdą tonę paliwa zalewano około 100 kilogramów substancji, śmierdziała jak stado ogrów, albo troli, jak komu pasuje, miała lekko zielonkawą barwę. Nie można było tego dotykać, ponieważ zostawiała brunatne plamy, które bardzo ciężko się zmywały, poza tym jeżeli już te palmy powstały nie można było nimi dotykać... no wiecie, ponieważ mogło doprowadzić do impotencji. Staraliśmy się nawet nie zbliżać do tego. Jeszcze jedno, nie wlewało się tego do zbiorników podwieszanych, ponieważ chodziło o to by rozpylanie rozpoczynało się na odpowiedniej wysokości. Początkowo samolot był zasilany "czystym" paliwem, a po osiągnięciu żądanej H zużywało się paliwko "z wkładem". Pod koniec lat '90 zmieniły się nieco podejście do tajemnicy i ludzie odpowiedzialni powiedzieli co zawiera taka ciecz. W zasadzie niczego czego byśmy nie znali, jednak poddane obróbce termicznej (komora spalania i dysza) zmieniała swoje właściwości i oddziaływanie na ludzki organizm. Nigdy nie znaliśmy rejonu rozpylania, podawano nam go dopiero po starcie, nawigator dawał kurs i wysokość, po osiągnięciu nakazanego punktu należało zmienić kurs na północny, wykonać dziesięciominutowy lot i zawrócić z przechyleniem około 20 stopni, aby wyjść na odpowiednią szerokość (chodziło o najlepsze pokrycie terenu). Ze względu na ilość paliwa można było wykonać trzy cztery takie zajścia. Dlaczego nie robiono tego w chmurach lub nad? Substancja traciła swoje właściwości w połączeniu nadmierną ilością wilgoci. Przeprowadzono kiedyś eksperyment rozpylając nieco tego shit na żabę, nie wzięliśmy pod uwagę, że żaba ma mokrą skórę, słuchajcie nie da się opisać co ta żaba robiła. Z myszami nie wychodziło bo te małe świnie wiały do norek, z których było później słychać tylko takie pomrukiwanie. Nie odważyliśmy się stosować tego na sobie.
Okresy pylenia nie były przypadkowe, pamiętam większą akcję przed wyborami prezydenckimi, po których wygrał Kwaśniewski, po ogłoszeniu wyników prawyborów i określeniu rejonów poparcia dla przeciwników pana Olka, natychmiast udaliśmy się tam rozpylać. Domniemam, że nie działało to na wszystkich, vide "obiad drawski", też tam byliśmy kilka dni przed.
OK, a co z NATOwskimi chemitrailsami.
Po naszym wstąpieniu do NATO na początku chciano się pozbyć MiG-ów-29, jednak ktoś wysunął argument, że nadają się one doskonale do rozpylania, gdyż posiadają dwa silniki i można zwiększyć nasycenie substancjami napylany obszar, czyli wykonać robotę za dwóch. Pierwotnie podważano taką teorię, ale podczas naszego przyjęcia kiedy to gen, Dziok machał flagą w Mińsku Maz. poddano próbie skuteczność rozpylania. Pod pretekstem dania honorowej asysty przylatującemu generałowi, dwa MiG-i rozpyliły substancję w okolicach Warszawy, a z samolotu "generała' pobrał próbki, wyniki były rewelacyjne. Dzięki temu rozpoczęła się doskonała współpraca w ramach sił NATO. W 2001 roku odbyło się ćwiczenie Sentry White Eagle z samolotami F-15, porównywano parametry (również dwa silniki), okazało się, że MiG w niczym mu nie ustępuje, ma jednak mniejszy zasięg, ale na terytorium naszego kraju wystarczy. Co rusz bada się nowy skład substancji. Po kolorze kombinezonu pilota można zorientować się kiedy tankują coś nowego, jest on pomarańczowy. Również częste latanie na te loty w zwykłych kombinezonach powodowało ich płowienie, były one wyraźnie jaśniejsze.
Niestety nie mogę do końca ujawnić działania chemitrailsów, ale w związku z idącymi wyborami częściej spoglądajcie w niebo.