Czytam właśnie reportaż Zbigniewa Parafianowicza "Polska na wojnie", jest to seria rozmów Parafianowicza z politykami i wojskowymi. Jeden z rozdziałów poświęcony jest lotowi prezydenckiego boeinga 737-800 NG z Dudą na pokładzie na spotkanie z Bidenem w Rzeszowie 25 marca 2022 r.
Parafianowicz wyciąga ciekawe relacje pasażerów z tego lotu:
"MinisterX: - Gdy wyłączono sygnalizację zapiąć pasy, wstałem z fotela. Szedłem do toalety, kiedy poczułem silne przeciążenie. Tak, jakby pilot walczył z maszyną. Próbował ją za wszelką cenę poderwać do góry, żeby nie spadła. Nogi miałem strasznie ciężkie. W zasadzie nie mogłem iść. Na miejsce wracałem, trzymając się foteli.
Minister Y: - To było strasznie dziwne. Na początku nie wiedziałem, o co chodzi. Załoga zaczęła ponaglać pasażerów, żeby ponownie zajęli swoje miejsca. Zrobiło się nerwowo, zanim znów włączyła się sygnalizacja, aby zapiąć pasy. Najpierw trzęsło. Później czuć było silne przeciążenie. Nikt nie wiedział, o co chodzi.
Wojskowy: - Jeszcze na początku tego dziwnego wydarzenia ktoś sobie żartował. Takie klasyczne heheszki, gdy samolotem mocno trzęsie. Jak w locie czarterem do Egiptu. Ktoś rzucił, że jak to minie, nagrodzimy pilota oklaskami. Żołnierze śmiali się, że zrzucamy paliwo, choć chyba go nie zrzucaliśmy. Możliwe, że padły wtedy słowa nawiązujące do Smoleńska. Coś na wzór czarnego humoru. Szybko jednak te heheszki się skończyły. Było jasne, że dzieje się coś bardzo złego. Nie widziałem prezydenta. Siedziałem blisko szefa sztabu generalnego generała Rajmunda Andrzejczaka. Na początku był wyluzowany. Ale tylko na początku.
Człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta: - Trzęsło jak cholera. Wszyscy patrzyli na wojskowych. Ich reakcje były papierkiem lakmusowym tego, co się dzieje. Zdawało nam się, że oni wiedzą najlepiej. Każdy patrzy w takich sytuacjach na wojskowych, bo przecież kto ma wiedzieć, jeśli nie oni. Maszyna należy do Pierwszej Bazy Lotnictwa Transportowego, która zajmuje się wożeniem VIPów. Wojskowi wiedzieli najlepiej, jak się sprawy mają. Ich koszarowy humor szybko jednak ustąpił powadze. To mogło oznaczać tylko jedno, będziemy lądować awaryjnie.
Wojskowy: - Zapytałem Andrzejczaka, czy jest źle. Potwierdził. Nie był w dobrym nastroju. Wiedziałem, że jesteśmy w dupie. Ktoś wyszedł z kokpitu od pilotów. Był zielony i przerażony.
Nic nie powiedział. Zapadła decyzja, że wracamy do Warszawy. Po walce pilota o kontrolę nad maszyną boeing zaczął obniżać lot. Załoga dała znać, że jest problem z usterzeniem.
"Papa Lima Fox 101, zgłaszam emergency. Mayday, mayday, mayday. Mamy problem ze stabilizatorem, z trymerem stabilizatora" - taki komunikat nadano z prezydenckiego boeinga 737. Maszyna miała priorytet w awaryjnym lądowaniu w Warszawie.
Człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta: - Po lądowaniu, gdy emocje opadły, byłem najzwyczajniej wściekły. Boeing miał być nowoczesny. To nie Tupolew czy Jak, w którym były popielniczki z PKS-u i koce na fotelach. Tamte maszyny były postrzegane jako stary złom. Boeing zmieniał wszystko. Nie śmierdziało w nim paliwem. Nie było głośno. Siedzenia się same nie składały. Był wygodny. Dlaczego się zepsuł? Dlaczego znów mieliśmy przed oczami kompromitację?"